Martinez krytykuje zawodników Chelsea

Chelsea na Stamford Bridge piekielnie męczyła się z Evertonem. Drużyna Jose Mourinho dopięła swego w ostatnich minutach meczu i wciąż ma siedem punktów przewagi nad mistrzami Anglii Manchesterem City. W Wielkiej Brytanii nie mówi się jednak o kolejnym zwycięstwie pretendenta do tytułu, a o zachowaniu zawodników Chelsea, którzy przez całą drugą połowę mieli pretensje do sędziego. Komentatorzy zarówno telewizyjni, jak i radiowi są zgodni – zachowanie zawodników mocno odbiegało od standardów na Wyspach. Można to tłumaczyć presją wyniku, frustracją w walce z dobrze dysponowanym przeciwnikiem, ostatnimi komentarzami Mourinho. Roberto Martinez był po meczu bardziej dosadny.
– To, co robili zawodnicy gospodarzy jest dla mnie oczywiste. Od pierwszych minut swoim zachowaniem starali się wpłynąć na sędziego. Dopięli swego. Faule gospodarzy były puszczane lub kara była nieadekwatna do zachowania. Druga żółta kartka dla Barry’ego była spowodowana tylko i wyłącznie zachowaniem zawodników Chelsea i ich reakcją. Widzieli to chyba wszyscy. Czy to był faul na kartkę, która eliminuje zawodnika z dalszej gry? Do momentu protestów zawodników Chelsea, sędzia nie miał zamiaru pokazać żółtej kartki. Jako manager, czy obserwator nie chcesz nawet myśleć, że decyzje podejmowane na boisku są wymuszane reakcją rywala. To jest to, co widzieliśmy dzisiaj. Chcę, żeby liga przyjrzała się temu meczowi. 

chelsea-everton-kasikahma-2015-2-11

Zachowanie Ivanovica było bardzo złe. Zaatakował agresywnie mojego zawodnika. Później prowokował go próbując uderzyć go głową. To było niesportowe zachowanie, na które mój gracz nie zareagował. Jeśli jesteś sędzią, który idzie z duchem przepisów to takie zachowanie jest karane czerwoną kartką. Nie było żadnej kary. Jestem rozczarowany postawą sędziego – mówi Roberto Martinez.
Jose Mourinho ostatnio przeprosił się z mediami po 10 „cichych dniach”. Zapytany przez dziennikarza BBC Jonathana Pearce’a, czy nie uważa, że jego zawodnicy zachowywali się niesportowo i czy ukarałby swoich graczy, jeżeli uznałby, że sytuacja tego wymaga, powiedział krótko – Przepraszam, do zobaczenia jutro – i wyszedł.
Portugalczyk w ostatnich dniach żądał od mediów, prasy i dziennikarzy sprawiedliwości w ocenie sytuacji i tego, żeby wszyscy byli bezstronni i nie dali się zmanipulować jego przeciwnikom. „Mou” nie znosi krytyki tak samo, jak przegrywania. Za swoimi zawodnikami skoczyłby w ogień. Nikt, co do tego nie może mieć wątpliwości. Wydaje się, że presja, która nim ciąży niekiedy przysłania mu zdrową ocenę sytuacji. Pewnym jest również to, że media go kochają, bez względu na jego kontrowersyjne występy.