Miał być Klose, jest Radović

klose

Legia Warszawa lada moment rozpocznie swoją przygodę z fazą grupową Ligi Mistrzów, a w międzyczasie można poczytać o ciekawych historiach z nią związanych. Otóż najnowsza jest taka, że klub ze stolicy chciał podobno sprowadzić na Łazienkowską legendarnego Miroslava Klose.

Nie wyszło. Ale z powrotem nad Wisłą zameldował się inny Miroslav. Radović. Niby też legenda, ale jednak zdecydowanie bardziej lokalna, nie zaś światowa, jak najlepszy strzelec w historii finałów mistrzostw świata. Poza Klose do Legii przymierzany był także Orlando Sa. Portugalczyk jednak nie poszedł w ślady „Rado” i nie wszedł drugi raz do tej samej rzeki, choć podobno bardzo chciał. Na przeszkodzie stanął mu jednak Nemanja Nikolić, który ostatecznie pozostał w drużynie.

Skupmy się jednak na Klose. Jego niedoszły transfer do drużyny z kraju, w którym przyszedł na świat, pokazuje, że awans do Ligi Mistrzów wcale nie musi być magnesem przyciągającym wartościowych graczy do Warszawy. W wartość Mirka nikt bowiem przecież nie wątpi. Nawet mimo zaawansowanego wieku, potrafi wciąż kąsać lepiej niż niejeden małolat. Szkopuł w tym, że by ściągnąć takiego zawodnika do siebie, trzeba mieć naprawdę bogatą ofertę.

Bogusław Leśnodorski i jego dwaj kompani – panowie Wandzel i Mioduski – wizją gry z Realem Madryt, Borussią Dortmund i Sportingiem mogą kusić zawodników z polskiej ligi. Na Klose (i jemu podobnych) możliwość rozegrania kilku meczów w fazie grupowej najbardziej elitarnych rozgrywek piłkarskich na świecie nie zrobi większego wrażenia, gdyż dla niego jest to chleb powszedni. Taki zawodnik potrzebuje czegoś ekstra, a mianowicie dużych pieniędzy, które czekają na niego w MLS.

To, że Klose praktycznie nawet nie pochylił się nad ofertą Wojskowych pokazuje, że stołeczny zespół wcale nie musi tak gwałtownie powiększyć przepaści między nim a pozostałymi zespołami Lotto Ekstraklasy. Jeśli ktoś myślał, że z dnia na dzień do Polski zaczną zjeżdżać piłkarze z bogatym CV, dużymi umiejętnościami – krótko mówiąc: z odpowiednią jakością – grubo się pomylił. Polska liga jest świetnie opakowana, ale jej poziom wciąż jest nieporównywalnie niższy od większości jej zachodnich odpowiedniczek.

Popatrzmy kogo Legia sprowadziła w tym okienku. Trójka podobno niezłych graczy z Jupiler Pro League, która do tej pory jednak zawodzi, dwaj młodzi zawodnicy narodowości węgierskiej, gruzińskiej i macedońsko-albańskiej, wspomniany już Radović i doświadczony Jakub Czerwiński. To tyle z tych ważniejszych transferów. Można więc powiedzieć, że szału nie ma.

A skoro nie udało się teraz, w obliczu nadchodzących pojedynków z naprawdę klasowymi rywalami, zakontraktować kogoś naprawdę wartościowego, nie uda się to także w najbliższych latach. Trudno oczekiwać bowiem, że Legia będzie rokrocznie kwalifikować się do Champions League lub choćby zdobywać krajowy tytuł.

Nic dziwnego zatem, że Klose woli powygrzewać stare, wysłużone kości na jednej z amerykańskich plaż, zamiast uganiać się za piłką w kraju swoich przodków. W Polsce nie zarobiłby tyle, co za oceanem. To po pierwsze. Po drugie zaś, co to by była dla niego za frajda grać przeciwko – z całym szacunkiem – Termalice, Koronie czy nawet Lechowi? Facet, po strzałach którego piłkę z siatki musieli wyjmować najlepsi golkiperzy świata, miałby znaleźć satysfakcję w pokonywaniu tych z ekstraklasy? Lepiej, by rzeczywiście – zgodnie z obietnicą – właściciele Legii przeznaczyli pieniądze zarobione w Lidze Mistrzów na rozwój swojej młodzieży. Nie zapewni ona warszawskiemu teamowi sukcesów z marszu, ale na pewno prędzej niż kończące powoli swoje kariery gwiazdy z zagranicy.

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!