Są zawodnicy, którzy na szczyt dostają się trochę łatwiej, są też tacy, którzy muszą włożyć w to trochę więcej potu. Mieliśmy wielu, którzy przez różne pokusy w swoim „prime” byli jedynie przez kilka sezonów. Największych poznaje się po regularności, a tej z pewnością nie można odmówić Cristiano Ronaldo. Jedną z cech, która mu to umożliwiła, jest nieustanne dążenie do perfekcji. Nie przekłada go jednak tylko na siebie, o czym niedawno mieliśmy okazję sobie przypomnieć.
„Rodzina”, „w Realu tak nie było” i wiele, wiele innych. Ronaldo szybko zaadaptował się w Turynie i docenił uroki nie tylko miasta, ale i klubowej szatni. Profesjonalizm pełną gębą, do tego zdrowa szatnia. Wydawałoby się, że to idealne miejsce dla kogoś takiego. I faktycznie prawdopodobnie tak jest, ale jak wszystkim, zdarzają się wyjątki.
Pamiętacie kultowe wręcz sceny, kiedy Cristiano Ronaldo sam zakładał pressing w jednym z „El Clasico”. Gracze Barcelony pograli sobie z nim w dziadka (on oczywiście był w środku), po czym ówczesny gwiazdor Realu nie wytrzymał i okazał swoje niezadowolenie machając rękami, krzycząc przy okazji na kolegów, którzy mu nie pomagali. Podczas ostatniego meczu Juventusu (2:1 z Napoli) mogliśmy sobie nieco przypomnieć tamte wydarzenia.
Dobrze wiemy, jak gra Juventus i że nieprzypadkowo nazywa się go „najbardziej wyrachowaną drużyną we wszechświecie”. To chyba jednak nie bardzo odpowiada Cristiano Ronaldo, który chciałby bezustannego gnębienia przeciwnika i przeszkadzania mu na tyle, ile się da. „Niski pressing” to zdecydowanie nie jest coś, co Portugalczyk lubi stosować. W drugiej połowie meczu z Napoli Juventus stracił kontrolę i praktycznie tylko bronił wypracowanego wyniku. Frustracja Ronaldo może być więc zrozumiała. Pytanie, kiedy małe gesty i frustracja przerodzą się w prawdziwą sportową złość i furię. Czy będziemy jeszcze świadkami takich pokazów niezadowolenia, jak przed laty?