Gol Dybali i hattrick Juventusu
W spotkaniu otwierającym 15. kolejkę Serie A na rzymskie Stadio Olimpico przyjechał mistrz, wracający do świetnej formy Juventus. Przed meczem można było się spodziewać wygranej gości z Turynu, ponieważ Lazio od pięciu spotkań nie umie znaleźć sposobu na wygranie w lidze. Co więcej, Lazio nie umie wygrać z Juve od stycznia 2013. I nie umiało również tym razem. Dodając do piątkowej wygranej zwycięstwa Bianconerich nad Biancocelesti w finale Coppa Italia i w meczu o Superpuchar Włoch, możemy powiedzieć, że podopieczni Allegriego skompletowali hattrick zwycięstw. Orły latają nisko…
Gol Paulo Dybali. Tak, ten gol. Nawiązując do słynnego The Shot, rzutu Michaela Jordana, o tym golu Dybali możemy mówić The Goal. Oczywiście znaczenie rzutu Jordana miało kolosalne znaczenie, gol Dybali niezbyt, ale ze względu na styl w jakim Argentyńczyk strzelił bramkę, możemy przynajmniej do końca obecnego sezonu używać określenia The Goal i każdy będzie wiedział o co chodzi. Zresztą sami zobaczcie to jeszcze raz:
Powrót Interu na fotel lidera
Klasyczny Inter. Kolejne 1:0. To już ósmy taki przypadek w obecnym sezonie. Wygrywanie na farcie? Nie sądzę. To nie przypadek. Inter obrał minimalistyczną drogę, która jak do tej pory się sprawdza, co widać po tym kto obecnie zajmuje najwyższą lokatę w tabeli Serie A. Genoa w meczu na San Siro nie miała nic do powiedzenia i to podopieczni Manciniego mogli tak na prawdę strzelić jeszcze chociaż dwie bramki więcej.
Warto podkreślić również, że renesans formy przeżywa ostatnio Ljajić, który wygnany z Rzymu na wypożyczenie, udowadnia teraz swoją wartość w barwach Nerazzuri.
BTW. Hej! Handanović zachował już 10. czyste konto w obecnych rozgrywkach! Oczywiście, nie jest to zasługa tylko Słoweńca, ale całego bloku defensywnego, który w tym sezonie spisuje się na prawdę świetnie. Gratulacje!
Bologna on fire, Destro on fire
Sensacja? Niespodzianka? Tysiące podartych kuponów od buka? Stawiam, że 3 w 1. Jeśli ktoś nie oglądał spotkania na żywo i spojrzał w 25 minucie na wynik, to pewno odświeżał przeglądarkę/aplikację, aby sprawdzić czy to nie czasami jakiś błąd. A jednak, po 21 minutach, po bramkach Destro i Rossettiniego, beniaminek z regionu Emilia-Romania prowadził na własnym stadionie 2:0 przed ponad 35-tysięczną publicznością. Gdy mogło się wydawać, że Napoli wraca do gry w drugiej połowie, kolejny cios gościom spod Wezuwiusza zadał wspaniały w ostatnich kolejkach Mattia Destro podwyższając na 3:0.
Nadzieję przyjezdnym dał jeszcze niezawodny Higuain, który w samej końcówce, a konkretniej w 87. i 90. minucie dał radę pokonać strzegącego bramki gospodarzy Mirante. Jednakże, było to za mało, aby wywieźć choćby punkt ze stadionu beniaminka.
Gdyby nie wygrana Bolonii, wszyscy, rozpływalibyśmy się nad kolejnymi bramkami Higuaina, który ma na swoim koncie już 14 goli, i pewnie kroczy po koronę króla strzelców. Ale tak nie jest. To co dzisiejszego dnia trzeba docenić najbardziej, to świetna forma Bolończyków od czasu przejęcia zespołu przez Roberto Donadoniego i odrodzenie niechcianego w Romie Matti Destro. Chociaż, za te bramki w końcówce, Higuain również zasługuje na brawa.
Zenga > Montella
Zamienił stryjek siekierkę na kijek… Tak w skrócie można opisać przejęcie sterów Sampy przez Vincenzo Montellę, a porażka 1:3 przed własną publicznością z Sassuolo jest tego świetnym dowodem. Stary, poczciwy Walter Zenga w odróżnieniu od swojego następcy, ani razu nie zanotował z Sampdorią serii trzech porażek z rzędu. Natomiast były trener Fiorenitny, właśnie w ten sposób rozpoczyna swoją przygodę w stolicy Ligurii. 3 mecze, 7 straconych goli, 2 strzelone i ZERO punktów.
Jeśli Massimo Ferrero zamierza kręcić dramat, to ma z całą pewnością już dobry wstęp. Ciekawe tylko jakie będzie zakończenie tego spektaklu. Happy End? Tragedia? Górna połówka tabeli, czy może jednak dolna? Pożyjemy, zobaczymy. Ale trzeba pamiętać, że Genua to nie Hollywood, chociaż wzgórza są. Zawsze coś.
Porażka Milanu
Milan nie przegrał. Milan ugrał punkt. Carpi ugrało punkt. Ale to Milan przegrał. Nielogiczne? Może i tak, ale właśnie w taki sposób trzeba odbierać bezbramkowy remis na Stadio Alberto Braglia.
Po wygranej 4:1 w poprzedniej kolejce z Sampdorią, kibice Rossonerich czekali z niecierpliwością na serię czterech spotkań, w których mieli odnieść cztery zwycięstwa i zgarnąć 12 punktów. W sumie, to nie ma się co dziwić oczekiwaniom kibiców, bo łatwiejszego terminarzu w Serie A obecnie nie ma żadna z drużyn. Tak o to prezentował się przed 15. kolejką rozkład jazdy Milanu:
• Carpi – pierwszy beniaminek na liście, zajmujący przedostatnie miejsce w tabeli.
• Hellas Verona – ostatnia drużyna w lidze, i jedyna, która nie wygrała jeszcze żadnego meczu.
• Frosinone – drugi beniaminek na liście, oczywiście również urzędujący w strefie spadkowej.
• Bologna – trzeci beniaminek na liście, z całą pewnością najcięższy rywal w serii, ale to nadal dół tabeli.
Marsz po 12 punktów rozpoczął się jednak nie pomyśli Mihajlovicia i spółki, tym bardziej jeśli patrząc na fakt, że zespoły znajdujące się bezpośrednio przed Milanem w tabeli wygrały swoje spotkania (Juve pokonało 2:0 Lazio, a Sassuolo wygrało 3:1 z Sampą). Co więcej, będąca za plecami Rossonerich Atalanta, przeskoczyła ich w tabeli ze względu na lepszy bilans bramkowy. Ekipa z czerwonej części Mediolanu zajmuje obecnie 8. miejsce. Słabiutko.