Gol Johna Terry’ego i samobójcze trafienie Walkera dało klubowi ze Stamford Bridge i Mourinho pierwsze trofeum po powrocie do Chelsea. Aż trudno uwierzyć, że to 21 puchar w jego karierze. Można go nie lubić za styl prowadzenia drużyny, za słowne utarczki z managerami innych drużyn, sędziami, dziennikarzami. Należy go jednak cenić za wygrywanie, ponieważ jest w tym zabójczo skuteczny. Przed nim jeszcze wiele lat na ławce, ale już teraz jest jednym z największych w historii footballu. Jego radość po zwycięstwie na Wembley nie może dziwić.
O przejściu do historii i radości
Nigdy nie jesteś za stary na radość. Nigdy nie masz za dużo pucharów. Jestem jak dziecko wygrywające po raz pierwszy. Trudno byłoby mi żyć bez sukcesów. Żywię się wygrywaniem. Jeżeli klub aspiruje do bycia wielkim, musi zwyciężać. Możesz grać wielkie mecze i wygrywać bitwy. To jednak nic nie znaczy, jeżeli nie odnosisz końcowego sukcesu. Piękne mecze żyją krótko. Do historii przechodzisz wtedy, kiedy masz w rękach puchar. Możemy teraz krótko poświętować, ale zaraz jedziemy do domu. Ustrzeliłem swojego hat-trika, jeżeli chodzi o Puchar Ligi.
O meczu Manchesteru City z Liverpoolem
Chciałem, żeby to był perfekcyjny finał. Robiliśmy wszystko, żeby do zawodników nie dotarł wynik Man City. Nie chciałem, żeby nawet przez chwilę się zdekoncentrowali. Mieli myśleć tylko o tym, co zaraz miało się wydarzyć. Powiedziałem, że nie chce w hotelu ani autobusie żadnych telewizorów. Udało się, aż do chwili, kiedy do autobusu wskoczył Silvino i powiedział o porażce City. Chciałem go zabić…
O wielkim nieobecnym finału
Matic miał swoją przemowę w szatni i powiedział, jak bardzo żałuje, że nie może zagrać. Poprosił, żeby koledzy dali z siebie wszystko także dla niego. Byłem wściekły widząc zawodnika Burnley, który grał we wczorajszym meczu, podczas gdy poszkodowany Nemanja nie mógł uczestniczyć w finale na Wembley.
Mourinho świętował zwycięstwo na … murawie. To chyba najlepszy dowód, jak bardzo mu na tym zależało, szczególnie po nieudanym pobycie w Madrycie.
Na koniec jeszcze John Terry – To początek czegoś wielkiego. My zawsze mówiliśmy, że musimy wygrywać puchary, żeby być w gronie wielkich klubów. Wracamy do roku 2004 i 2005. To jest coś niezwykle inspirującego dla nas i mam nadzieję, że teraz zrobimy dokładnie to samo, co wtedy. Mamy świetny skład z utalentowanymi, młodymi i głodnymi sukcesów zawodnikami. Mamy też doświadczenie. To wspaniała mieszanka.
W drugim sezonie po powrocie Mourinho osiąga swój pierwszy cel. Kolejnym, najważniejszym i najbardziej upragnionym jest na pewno mistrzostwo Anglii, po które „the Blues” pewnie zmierzają. Czy jest to lepsza drużyna od tej, która wygrywała ligę w 2005 roku?