Odpowiedź Romy.
Kompromitacja. Blamaż. Tragedia. Komedia. Dramat. Science fiction. Gwałt. To tylko niektóre z określeń, które były przytaczane odnośnie wtorkowej porażki Romy na Camp Nou. Podopieczni Garcii polegli w stolicy Katalonii aż 6:1, ale spokojnie, to nic nowego dla Wilków z Rzymu. Rok temu w fazie grupowej Ligi Mistrzów miała miejsce podobna sytuacja. Wtedy do stolicy Italii przyjechał Bayern Monachium, który zaaplikował Romie jeszcze więcej bramek niż Barca, a spotkanie skończyło się wynikiem 1:7 dla gości z Niemiec. Nie było to jedyne 7:1 Giallorossich w europejskich pucharach. Taki sam wynik padł również w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w 2007 roku, gdy Totti i spółka pojechali na Wyspy rozegrać rewanżowe spotkanie z Manchesterem United. Niestety, ale faceci w czerni nie odwiedzą kibiców Romy, nikt nie wymaże tych wyników z pamięci. Nikt.
W poprzednim sezonie, po 1:7 z Bayernem gracze Garcii następny mecz ligowy rozgrywali na wyjeździe z Sampdorią, która aktualnie zajmowała 4. lokatę w Serie A. Roma w tym czasie okupowała standardowo 2. miejsce w lidze. Zawodnicy z wiecznego miasta jednak nie potrafili podnieść się po kompromitacji ze wcześniejszego spotkania z Monachijczykami, i ostatecznie zremisowali z Sampą 0:0. Kiepskie pocieszenie. A w sumie to raczej kolejny powód do zmartwień.
A jak będzie w nadchodzącą niedzielę na Stadio Olimpico? No, na pewno nie będzie gorzej niż na Camp Nou. Chociaż, kto wie… Do stolicy przyjeżdża Atalanta, która obecnie zajmuje 10. miejsce w Serie A. Na pewno Roma wyjdzie do tego spotkania w roli faworyta i będzie chciała udowodnić, że to co stało się w Barcelonie już więcej się nie powtórzy. Po meczu z Bayernem pewno też tak myśleli. Rzymianie nie mają innego wyjścia muszą wycisnąć z tego spotkania 3 punkty i dobrze, by było, aby zwycięstwo było przekonujące. Wiecie, tak dla poprawy nastrojów kibiców.
Chłopaki z Bergamo w ostatnich trzech meczach uciułali zaledwie punkcik, a nie grali jakiś wymagających spotkań, więc jeśli podtrzymają swoją wątpliwą formę, Roma nie powinna mieć problemów z ograniem przyjezdnych.
Przełamanie Verony.
Hellas Verona jest jedynym klubem w Serie A, który nie odniósł w tym sezonie ani jednego zwycięstwa i staje przed widmem powrotu do Serie B, o czym więcej pisałem tutaj. Jeśli nie przełamią się w tej kolejce, to najprawdopodobniej nastąpi ono dopiero na święta. Przełamią się opłatkiem. Podopieczni Mandorliniego mają przed sobą w niedzielę wyjazd do Frosinone, gdzie zmierzą się z miejscowym beniaminkiem i sąsiadem z tabeli – Hellas zajmuje 19. miejsce, a Frosinone 18. Nie jest to mecz na szczycie. Prędzej mecz w kopalni. Coś dla fanów ze Śląska. Pozdrawiamy!
Obie drużyny znajdują się w strefie spadkowej, jednak to gospodarze są w znacznie lepszym położeniu, mając aż 5 punktów przewagi nad gośćmi z Verony tracąc tylko 3 punkty do bezpiecznej strefy.
Spotkanie zostanie rozegrane w niedzielę o 15:00. O dziwo żadne większe stację nie puszczają tego szlagieru.
Szlagier na San Paolo.
A teraz czas na prawdziwy szlagier. Lider tabeli, Inter, zmierzy się na San Paolo z wiceliderem, czyli z miejscowym Napoli. Mecz, na który czekają chyba wszyscy fani Serie A. Dwa punkty różnicy w tabeli. Dwie najlepsze defensywy w lidze. Skromnie strzelający Inter kontra rozstrzelane Napoli z Higuainem na czele. Choć możemy mieć nadzieje, że gracze Manciniego już nie będą tacy skromni jak wcześniej, a wszystko to za sprawą ostatniego meczu Mediolańczyków, w którym rozstrzelali Frosinone 4:0. Ale Frosinone to Frosinone, a Napoli to Napoli. I tu jest różnica. Mimo faktu, że obie drużyny mają najszczelniejsze defensywy w lidze, liczę na ciekawe widowisko głównie pod względem ofensywnym. Nie chce mi się wierzyć, aby Sarri na własnym terenie cofnął drużynę. Co więcej, twierdzę i mam nadzieję, że Napoli ruszy od początku agresywnie do przodu i szybko padną gole.
Mecz odbędzie się w poniedziałkowy wieczór o 21:00. I wtedy właśnie dowiemy się czy ten nowy Inter jest for real, czy raczej wymięknie w wyjazdowym starciu z poważnym przeciwnikiem.