Największy i najlepiej opakowany turniej juniorski na świecie na tropie następców Neymara

Neymar w 2008 roku
Neymar w 2008 roku

W środę zakończyły się rozgrywki Copa Sao Paulo Junior 2017, czyli nieoficjalne mistrzostwa Brazylii juniorów. Po raz dziesiąty w historii zwyciężył Corinthians, który wygrał wszystkie mecze. Jednak dużą uwagę na sobie skupił wicemistrz, malutki klub z interioru stanu Sao Paulo, Batatais. Innym czarnym koniem było Chapecoense, dla którego był to szczególny występ. Poznajcie największy i prawdopodobnie najlepiej opakowany turniej juniorski na świecie!

Jeśli uważacie, że polska Centralna Liga Juniorów jest coraz lepiej opakowana medialnie, to wiedzcie, że do Copinhii nie dorasta nawet w 1/10! Owszem, zupełnie inna formuła sprzyja i daje możliwość Brazylijczykom, by cały kraj mógł się emocjonować takim rozgrywkom. Dlaczego? Przede wszystkim odbywa się w styczniu, a więc miesiącu, w którym dopiero pod koniec rusza sezon ligowy. To oznacza, że kibice muszą się czymś zainteresować, a telewizja ma wolne miejsce. Trzy mecze dziennie w największej telewizji – SporTV, a także kolejne spotkania w ESPN Brasil czy katolickiej Rede Vida to prawdziwa gratka dla fanów juniorskiego grania. Największe gwiazdy dziennikarskie oraz mnóstwo materiałów ekskluzywnych. Zresztą, walka o prawa do transmisji była zaciekła, a FPF – federacja stanu Sao Paulo, który jest organizatorem rozgrywek – sprzedała je na trzy lata.

Wyobraźcie sobie, że CLJ pokazuje Canal+ do spółki z Polsatem Sport, a najważniejsze mecze komentują Tomasz Smokowski u jednych oraz Mateusz Borek u drugich! Z kolei finał na jednym z ważniejszych stadionów – historycznie – Pacaembu ogląda 36 tysięcy widzów na żywo! Gigantyczny rozmach jaki towarzyszy tym rozgrywkom może przewrócić zawodnikom w głowie, a z drugiej strony – uczą się zainteresowania mediów i obcowania z nimi. Gdy największe perełki będą wchodzić i błyszczeć w barwach Corinthiansu, Sao Paulo, Flamengo czy Gremio, obok nich ustawi się wianuszek dziennikarzy telewizyjnych, radiowych, internetowych i prasowych i nie będzie przeproś…

Przy całej sympatii dla takich turniejów jak nasz Puchar Syrenki, hiszpański LaLiga Promises czy nawet oficjalne turnieje pod egidą UEFA czy FIFA, wydaje się, że Brazylijczycy zrobili u siebie niepowtarzalne rozgrywki. Tak ogromne zainteresowanie telewizji, dziennikarzy i kibiców oraz kreowanie przyszłych gwiazd sprawia, że rokrocznie, na początku stycznia, chce się oglądać i poznawać kolejnych następców Neymara i spółki.

Corinthians wygrał wszystkie dziewięć meczów, strzelił 30 i stracił zaledwie siedem goli. Do tego wypuścił kilka głośnych nazwisk z Pedrinho na czele. Ale „Timao” to prawdziwy hegemon tych rozgrywek. Dziesiąty tytuł w historii to jedno, ale z ostatnich sześciu edycji wygrał aż trzy, a jeszcze więcej o ich dominacji powie fakt, że grał w czterech ostatnich finałach, z których wygrał dwa.

Ostatnie lata to ogromna zasługa trenera Osmara Lossa, który prowadził „Timaozinho” w 34 meczach Copinhii. Bilans zatrważający – 31 zwycięstw, dwa remisy oraz jedna porażka.

Wicemistrzem Batatais, czyli klub, o którym prawdopodobnie nikt nigdy nie słyszał. Jego udział w finale to ogromna niespodzianka, ale i… pech półfinałowego rywala. Teoretycznie w ostatnim meczu rywalem Corinthians powinna być Paulista Jundiai, klub mały, ale znany na mapie piłkarskiej. Tyle że Paulista wystawiła nieuprawnionego zawodnika w meczu 1/2 finału i nawet 5:1 z boiska nie pomogło.

Zresztą małe kluby ze stanu Sao Paulo zrobiły wynik ponad stan. Podczas gdy Sao Paulo, Palmeiras i Santos szybko poodpadały, tak wspomniane Batatais, Paulista oraz Juventus czy Bragantino długo walczyły o honor interioru stanu SP.

Osobny rozdział napisali zawodnicy Chapecoense, którzy doszli aż do ćwierćfinału. Dla „Chape” rozpoczął się nowy rozdział w dziejach klubu, a wobec tej sytuacji młodzi piłkarze mają większą szansę na zaistnienie w pierwszej drużynie, mimo że nigdy ekipa ze stanu Santa Catarina nie słynęła ze szkolenia młodzieży. Teraz mogą pochwalić się pokonaniem m.in. Sao Paulo FC, co było jedną z największych sensacji minionej edycji turnieju.

Kibice oglądający turniej mogli żałować, że w ćwierćfinale odpadły dwie drużyny z Rio de Janeiro. W przypadku Flamengo mowa o pechu związanym z turniejową drabinką – odpadł z Corinthians. Warto się zatrzymać przy Rubro-Negro, bo grało efektownie, a do tego miało jedną z największych pereł, czyli Viniciusa Juniora, chłopaka z rocznika 2000! Inną ekipą z miasta ostatnich igrzysk było Botafogo. Tutaj można wyróżnić wielu zawodników, ale prawda jest taka, że byli chyba najbardziej zgraną ekipą, która wszystkie akcje rozgrywała od bramkarza krótkimi podaniami. Oni też mogą mówić o pechu, bo ich trener został powołany do roli asystenta Rogerio Micale na Copa America U-20, a dodatkowo musieli grać w Novorizontino, gdzie murawa, a raczej jej pozostałości, pomagały się wyłącznie bronić.

Z racji że była mowa o następcach Neymara, to nie ma w tym przypadku. Poniżej scena z 2008 roku, gdy 15-letni wówczas Neymar zmienia swojego kolegę, niejakiego Ganso…