„Na wojnie ten wygrywa, kto najmniej błędów popełnia.” Liverpool – Chelsea

W niedzielę o 15:05 cały piłkarski świat wstrzyma oddech na prawie dwie godziny. Na 3 kolejki przed końcem sezonu zmierzą się prawdziwi giganci Premier League: lider tabeli podejmie u siebie drużynę plasującą się na drugim miejscu. Obydwie drużyny dzieli dystans pięciu punktów, tuż za nimi znajduje się zespół, który do drugiej lokaty traci ledwie jedno oczko i ma do rozegrania o jedno spotkanie więcej. Mimo, że znany jest wszystkim faworyt do sięgnięcia po trofeum Mistrza Anglii, sprawa wciąż pozostaje nierozstrzygnięta, pozostali pretendenci do tytułu mistrzowskiego nie odpuszczają i deklarują walkę do upadłego. Takie rzeczy tylko w Premier League. Panie i Panowie, zapraszam na bitwę wieńczącą długą, ciężką i okrutną wojnę. Naprzeciw siebie staną dwaj wielcy dowódcy mający za sobą potężne i ambitne armie. Jeśli ktokolwiek z Was zaplanował już sobie inną rozrywkę na niedzielne popołudnie, niech lepiej jak najszybciej skreśli to, co napisał w swoim grafiku przy dacie 27 kwietnia. Uwierzcie na słowo, że to spotkanie jest stokroć lepsze niż piwo z kumplem, obiad z dziewczyną, czy spacer z mężem, a już na pewno przewyższa ono wizytę u najwspanialszej nawet teściowej. Krótko mówiąc: zaopatrzcie się w porządny czteropak, bo emocji jutrzejszego popołudnia nie zabraknie i ciężko będzie przyjąć to wszystko zupełnie trzeźwym okiem.

Wracając na ligowe podwórko po bezbramkowym remisie z Atletico w Lidze Mistrzów, sytuacja podopiecznych Jose Mourinho nie przedstawia się najlepiej. Sensacyjnie przegrywając z Sunderlandem w ostatniej kolejce Premier League, piłkarze ze Stamford Bridge mają już tylko matematyczne szanse na mistrzostwo. Matematyczne, ale jednak. Niestety dla wszystkich kibiców „The Blues”, perspektywa środowego rewanżu z Hiszpanami na własnym stadionie nie wróży niczego dobrego. Mimo starań Mourinho o przesunięcie terminu spotkania, „góra” pozostała nieugięta, decydujący głos w tej sprawie miały stacje telewizyjne transmitujące mecze Premier League, głównie Sky. To klasyczna demonstracja sił tzw. czwartej władzy, na tym przykładzie widzimy, jak ogromna jest potęga mediów. Zawodnicy ze Stamford Bridge zdają sobie sprawę z tego, w jakim znajdują się położeniu i wraz ze swoim szkoleniowcem stawiają na półfinał Champios League. Gdybyśmy umieścili na szalach wagi spotkanie z Atletico oraz matematyczne szanse na zostanie Mistrzem Anglii, druga wartość poszybowałaby w górę. Po stracie Petra Cecha, który nie zagra do końca sezonu oraz kontuzji kapitana John’a Terry’ego, Mourinho uważa półfinał za ważniejszy pojedynek, niż starcie na Anfield. Taka sytuacja nie podoba się zawodnikom Manchesteru City. W przypadku wygranej Chelsea, „The Citizens” nadal zachowają realne szanse na zdobycie mistrzostwa, dlatego niebieska część Manchesteru wciąż liczy na mocne zestawienie Niebieskich w meczu z Czerwonymi. Szanse na to są jednak bardzo niewielkie. W środowym newsie redakcyjny kolega Lukasz_Cro przytoczył wypowiedź menedżera Chelsea: Dam odpocząć kluczowym zawodnikom w meczu na Anfield przeciwko Liverpoolowi. Będę grał zawodnikami, którzy nie będą grali w środę (w rewanżu CL – przyp. red.). Nie mogę decydować sam. Jestem tylko managerem. Muszę słuchać ludzi w klubie. Wspomniani „ludzie w klubie”, czyli władze klubu ze Stamford Bridge, dały Jose Mourinho „zielone światło” do wystawienia drugiego składu w meczu z Liverpoolem. Z „The Reds” prawdopodobnie zagrają Lampard i Obi Mikel, ci zawodnicy z powodu kartek nie zagrają w rewanżu z Atletico. Możemy również spodziewać się występu Matica i Salaha, którzy nie mogą grać w meczach Champions League. Dostępu do bramki „The Blues” bronić będzie Mark Schwarzer, a wszystko to z powodu wspomnianej wcześniej kontuzji pierwszego bramkarza Chelsea. Razem z Cechem i Terrym na trybunach zasiądzie Ramires zawieszony za ostatni incydent z Larssonem. Choć sytuacja „The Blues” wydaje się być niewesoła, bardziej martwią się nią podopieczni Pellegriniego.  Dla Chelsea to spotkanie daje ledwie cień nadziei na tryumf na krajowym podwórku, dla Manchesteru City to „być albo nie być”. Menedżer zespołu z Etihad Stadium – Manuel Pellegrini  – skrytykował chęć wystawienia rezerwowego składu w meczu z Liverpoolem: Stawianie na jedne rozgrywki kosztem drugich to okaz braku szacunku. Chciałbym, aby każda drużyna walczyła o zwycięstwo w każdym meczu z najlepszą możliwą jedenastką. Ja zawsze chcę wygrać, zawsze. Powtarzam jednak, każdy menedżer powinien robić to, co uważa za najlepsze. Moim zdaniem decyzja Mourinho jest słuszna i logiczna, a Pellegrini na jego miejscu zapewne zrobiłby to samo. Wylewanie swojej frustracji podczas wywiadu jest nieprofesjonalne i żenujące, zamiast liczyć na porażkę największego rywala, Chilijczyk powinien był dobrze przygotować swój zespół na spotkanie z Sunderlandem. Ponadto on sam nie sprostał Liverpoolowi 13. kwietnia na Anfield, zatem otwarcie dopingując Chelsea, strzela sobie samobója. Jeszcze chwila, a ten pan będzie mógł konkurować z Mourinho o tytuł mistrza głupich wypowiedzi. Szkoleniowiec „The Citizens” zdaje sobie sprawę, że teraz nie wystarczy pokonać „The Reds”, trzeba też liczyć na potknięcia podopiecznych Rodgersa w pozostałych meczach. A, szczerze mówiąc, liczyć na potknięcia Liverpoolu w tym sezonie, to jak oczekiwać spotkania ze świętym Mikołajem.

p&m

Liverpool jest coraz bliżej mistrzostwa. Pierwszego mistrzostwa od 1990 roku. „The Reds” wygrali w ostatniej kolejce na Carrow Road z Norwich 3:2. Spotkanie nie należało do najprostszych, gospodarze robili wszystko, co w ich mocy, by zatrzymać u siebie cenne 3 punkty. Zawodnicy „Kanarków” bronią się przed spadkiem, co daje im ostatnio porządne porcje adrenaliny. To chyba stąd ich dobra postawa przeciwko „The Reds” i zdobyte dwa ważne gole. O zwycięstwie podopiecznych Rodgersa zadecydowała jednak jak zwykle świetna gra w ofensywie i trzy bramki strzelone we wcześniejszej fazie meczu. Drużyna z Anfield nie straciła punktów w lidze od 2 lutego i wyjazdowego spotkania z WBA. Później „The Reds” wygrali jedenaście meczów z rzędu, w większości z nich prezentując swój największy atut – znakomitą grę w ofensywie. Ponadto w drużynie znajdują się najlepsi strzelcy Premier League. Tylko w ostatnich czterech meczach Liverpool strzelił 12 bramek co daje imponującą średnią trzech goli w meczu. Do najbardziej bramkostrzelnych zawodników należą Luis Suarez z dorobkiem trzydziestu goli i Daniel Sturridge z 23 bramkami na koncie. W tym sezonie „The Reds” zdobyli już prawie 100 goli. O doskonałej formie ekipy z Anfield wypowiedział się jej szkoleniowiec: To wspaniałe, że zdobyliśmy już 96 ligowych goli. Luis Suarez to wielki talent. Jest światowej klasy piłkarzem i ma znakomity sezon. Daniel Sturridge ma olbrzymi potencjał i wierzę, że w najbliższych latach jeszcze bardziej się rozwinie. Jednak to, co cieszy mnie najbardziej to fakt, że siejemy postrach na wielu polach przez cały sezon. Każdy z zawodników stał się lepszym piłkarzem przez ten rok. Kiedy patrzysz teraz na nasz zespół widzisz, że mamy wielu zawodników, którzy są gotowi wziąć na siebie odpowiedzialność. Dzięki temu jesteśmy w stanie sprawić problem każdemu zespołowi. Każdy ma swój wkład w nasze wyniki i to najlepiej pokazuje nasz progres. Dla właścicieli to ważne by widzieli progres zespołu. Są zadowoleni z tego, co zobaczyli przez 20 miesięcy mojej pracy. Rozmawialiśmy o tym. Często zresztą zastanawiamy się, co jeszcze można zrobić, by popchnąć klub naprzód. To bardzo ważne. To ciągły proces, który trwa od mojego przybycia. Nie chodzi tylko o ten sezon lecz o dłuższy okres. To było jasne od samego początku, od momentu kiedy przybyłem do klubu. Chcemy zrobić coś, co przetrwa na długie lata (źródło: środowe 7 o’clock). Suarez i Sturridge wspierani dodatkowo przez Sterlinga, Gerrarda, czy Coutinho, mogą już po cichu dopisywać sobie kolejne 3 punkty. Jedyną przeszkodą może okazać się przeciętna defensywa „The Reds”. Przy tak ofensywnej grze nie można ustrzec się błędów w obronie, na której w dzisiejszym futbolu skupiona musi być cała drużyna. Liverpool na tej płaszczyźnie prezentuje się średnio. Jeśli Jose Mourinho ustawi autobus w swoim polu karnym, nawet genialna ofensywa „The Reds” może okazać się bezradna. W tej sytuacji „The Blues” pewnie będą chcieli wyjść z groźną kontrą (a wyjść z nią mogą tacy zawodnicy jak Ba, czy Schurrle), która przy słabej obronie Liverpoolu może okazać się zabójcza. Dodatkowo wciąż niepewny jest występ Daniela Sturridge’a. Były piłkarz Chelsea zmaga się z drobną kontuzją ścięgna i nie wiadomo czy będzie gotowy do gry, myślę jednak, że sztab medyczny „The Reds” zrobił wszystko, co w jego mocy, by przygotować tego zawodnika na spotkanie z „The Blues”. W razie, gdyby ten piłkarz jednak nie wystąpił, Rodgers może przesunąć do przodu Coutinho, a w pomocy postawić Lucasa Leivę lub innego gracza. W meczu nie zobaczymy na pewno kontuzjowanego José Enrique oraz pauzującego za kartki Hendersona. Nie należy zapominać, że Liverpool podejmuje rywala u siebie. Podopieczni Rodgersa niesieni dopingiem z trybun Anfield dostają ogromnych skrzydeł. Kibice z nimi byli, są i będą, co potwierdza ich obecność i doping nawet przez długi czas posuchy. Fani „The Reds” nie kłamali śpiewając przez wszystkie lata „You’ll never walk alone”, drużyna faktycznie nigdy nie była sama, kibice dotrzymali złożonej dawno obietnicy. Magia Anfield może przesądzić o wyniku niedzielnego spotkania. Jak mawiał Kazimierz Górski: Chodzi o to, żeby strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika. Drużyną, która dostosuje się do tej zasady, będzie Liverpool. Ujrzeć ponownie wzruszenie i łzy Gerrarda – bezcenne…

rodgers

Po podsumowaniu absencji, możliwości, taktyki, stylu i ambicji uważam, że Liverpool znajduje się w znacznie lepszej sytuacji, niż Chelsea. Mówi się, że wygrana bitwa nie oznacza wygranej wojny, w tym wypadku jednak ta zasada może się nie spełnić. Bonaparte powiedział kiedyś: „Na wojnie ten wygrywa, kto najmniej błędów popełnia.” Reasumując ilość wpadek Liverpoolu w tym sezonie, śmiało można typować tę drużynę na zwycięzców angielskiej wojny domowej. Od niedzielnej bitwy zależy naprawdę wiele, dowódca Czerwonej Armii jest równie zdeterminowany, co dowódca Armii Niebieskiej. Obydwaj już dawno obmyślili plan ataku, dodatkowo mając do dyspozycji tak doskonałych żołnierzy, jakimi są zawodnicy Chelsea i Liverpoolu, powinniśmy się przygotować na wspaniały, krwawy pojedynek. Grunwald to przy tym potyczka amatorów. Panie i Panowie, nie możecie tego przegapić! Zajmijcie miejsca z doskonałym widokiem na pole bitwy i rozkoszujcie się widokiem. Ułaskawień, jak za czasów cezara, nie będzie.

LIVERPOOL – CHELSEA
niedziela, 27.04.2014r., godz. 15:05, Anfield
NIEOBECNI:
J. Enrique, J. Henderson *** J. Terry, P. Čech, Ramires
POPRZEDNI MECZ: 
SKŁADY WG ZZP:
Mignolet, Johnson, Skrtel,Sakho, Flanagan, Allen, Gerrard, Coutinho, Suarez, Sturridge, Sterling
Schwarzer, Cole, Luiz, Cahill, Ivanović, Matić, Mikel, Lampard, Schurrle, Ba, Salah
TYP:
2:1
TRANSMISJA: Canal+ Sport HD

/Sylwia Siry/