Naiwna Wisła. Cracovia rządzi

derby

„Każdy to powie – Cracovia rządzi w Krakowie” – tak w najbliższym czasie mogą śpiewać wszyscy kibice Pasów. Ich ukochany klub rozprawił się z Wisłą 2:1 czym potwierdził, że na dziś jest drużyną o wiele bardziej poukładaną. Biała Gwiazda chciała grać w piłkę, ale robiła to z taką naiwnością, że aż momentami samemu chciałoby się wejść na boisko i krzyknąć kilka gorzkich słów w kierunku Brożka i spółki.

Nazwisko snajpera Wisły nie jest tu przypadkowe, bo to właśnie do napastników Dariusz Wdowczyk miał największe pretensje na pomeczowej konferencji prasowej. Według szkoleniowca gości Ondrasek i Brożek nie dawali zespołowi zbyt wiele i nie pracowali tak ciężko jak reszta zespołu. I trudno w tym względzie nie zgodzić się z trenerem, ale problem ekipy z Reymonta jest dużo głębszy.

Dziś to drużyna rozbita – w niczym nie przypominająca maszynki do zdobywania goli z ubiegłego sezonu. Jak bardzo przyczyniło się do tego odejście Rafała Wolskiego? Na pewno bardzo, ale nie jest to kluczowe w całym procesie (choć brak rozgrywającego jest widoczny). Przede wszystkim Wiślacy nagle zgubili zupełnie styl – kompletnie nie mają pomysłu na grę. Kiedyś była krakowska piłka, szybkie dynamiczne akcje dużą ilością zawodników, a dziś tylko laga na Ondraska, który w tym sezonie rusza się jak mucha w kisielu. Być może piłkarzom nie spasowała taktyka z pięcioma obrońcami. Zresztą jakie „być może”? Na pewno, bo skoro w czterech starciach zespół traci dziewięć bramek to chyba coś jest nie tak. No i w każdym tym meczu widać jak defensywa się gubi i jak wszystko tam jest robione na zasadzie partyzantki i wielkiej improwizacji. .– ogólnie słabo, bardzo słabo…

I zaskakujące są też pewne decyzje personalne Wdowczyka. Na początku sezonu uparł się, że na środku obrony zagra Cywka, a w środku pomocy Drzazga. Dziś zamiast walczyć o wynik i wpuścić za Mączyńskiego (który grał na lekach przeciwbólowych) Drzazgę wpuścił Urygę. Cywka, który jeszcze chwilę wcześniej był stoperem, jest nagle prawym wahadłowym. Naprawdę można się w tym pogubić, ale też z drugiej strony sztabowi trenerskiemu należy współczuć, bo dziś Wisła ma bardzo ograniczone pole manewru. Nawet gdyby chciała przejść na wariant 4-4-2 to nadal nie ma rozgrywającego i skrzydłowych z krwi i kości (oprócz Małeckiego).

A przy tych wszystkich zarzutach najbardziej paradoksalne jest to, że to goście byli długimi momentami lepszą drużyną od Cracovii. A mimo wszystko to właśnie gracze Jacka Zielińskiego wykazywali się większą cierpliwością i przede wszystkim pomysłowością. Nie było może w tym zbyt wiele jakości, ale nie było też tysiąca bezsensownych wrzutek. Ale też dużo łatwiej o dobry wynik, gdy się wie, że:
– właśnie właścicielem twojego klubu nie został facet z zarzutami
– dostajesz regularnie pensję
– twój klub właśnie sprzedał mega talent za grube miliony

No i gdy rywal nie daje prezentów. Ale o tym wiedzą już przecież wszyscy…

A tak ogólnie to fajnie było znów zobaczyć derby Krakowa, bo tu nigdy nie brakuje walki, rozwrzeszczanych kibiców i ciekawych bohaterów – jak Małecki. Kłótnie, afera z dzieckiem od podawania piłek, lecące przedmioty z trybun, a do tego ładne gole. Coś jest w tych krakowskich pojedynkach!

Aha, jeszcze jedna ważna informacja na koniec:

Komentarze

komentarzy