Piłka po turecku – Najbardziej szalone Derby Stambułu w historii

3 maja, rok 1989. Galatasaray podejmuje na własnym stadionie Fenerbahce w ramach rewanżowego spotkania ćwierćfinału Pucharu Turcji. Pierwszy mecz, rozegrany na Sukru-Saracoglu zakończył się remisem 2-2. W lepszej sytuacji są więc popularne „Lwy”. Gospodarze szybko zaczęli, już 11. minuta przyniosła bramkę. Tanju Colak faulowany był w polu karnym i sam wymierzył sprawiedliwość.

Dosłownie chwilę później, było już 2-0. Kolejną bramkę strzelił „Mr Goal”, wykorzystując zamieszanie w polu karnym. Gdy nadeszła 38. minuta, niektórzy kibice powoli zaczęli wyłączać odbiorniki. 3-0, hattrick zdobywcy Złotego Buta za rok 1988. Dla gości nic ciekawego, a już na pewno przyjemnego. „Galata” gromiła, „Żółte Kanarki” nie wiedziały co się dzieje, Harald Schumacher (ten który w 1982 roku tak okropnie skasował Patrick’a Battiston’a) wyglądał jakby chciał swoich obrońców rozszarpać na strzępy.

t2

Tymczasem, tuż po wznowieniu gry, pierwszy nieśmiały atak gości od razu przyniósł bramkę Aykuta Kocamana. 1-3, uff, przynajmniej honor uratowany –często podobnie myślą piłkarze w tego typu przypadkach, lepiej już nie stracić, niż spróbować zaryzykować. To jednak Turcja, za takie myślenie płaci się głową (posadą), a mecz jeszcze trwał… Jakże nieprzyjemne ściśniecie żołądków musieli poczuć zawodnicy oraz kibice Galatasaray w 53. minucie spotkania (a raczej wojny). Wówczas to bowiem, Ridvan Dilmen popisał się kapitalnym rajdem przez całą niemal połowę przeciwnika, a będąc już w polu karnym, w idealnym momencie podał piłkę do Hassana Vezira, który zupełnie niepilnowany (wszak wszyscy pobiegli do Ridvana, ach ta dawna turecka piłka..) umieścił piłkę w bramce. Interesująco ? Ha!, nawet nie wiecie, jak duże było zainteresowanie nowymi radioodbiornikami oraz telewizorami (a wśród przebywających na stadionie, aparatami słuchowymi) w europejskiej części Stambułu, dzień po meczu. Otóż w 71 minucie, znów miała miejsce zabójcza akcja trójki Aykut-Ridvan-Vezir, kolejnego gola zdobył ten ostatni, tym razem PIĘKNYM wolejem. Już wiecie na kim wzorował się Zizou strzelając podobnego gola drużynie z Leverkusen w finale Ligi Mistrzów w 2002 roku. To dopiero było szaleństwo, coś nieopisanego, już sam filmik całkiem nieźle oddaje wydarzenia na stadionie, co mają wobec tego powiedzieć ci, którzy tam byli, ach… Parafrazując cytat Goethego „zobaczyć Derby Stambułu i umrzeć”. To jednak nie wszystko, w 82. minucie, raz jeszcze urwał się obrońcom niezmordowany Ridvan, pięknie po ziemi podał do Vezira, a ten, heh, no co miał zrobić ? Miał wtedy swój dzień życia, wystarczyło więc, że czubkiem tylko musnął piłkę, a ta leniwie wtoczyła się do siatki. 3-4, a przecież 25 minut wcześniej było 3-0. Mało brakowało, a Galatasaray jeszcze by wyrównało, ale centro-strzał skrzydłowego gospodarzy został wyłapany przez Schumachera niemal na samej linii.

t3

Jeszcze tego samego dnia strach było wyjść na ulice Stambułu. Wielka impreza po jednej stronie oraz stypa połączona z polowaniem na wesołków, którzy pomylili ulice, po drugiej. Najzabawniejsze jest w tym wszystkim to, że kilka tygodni później, strzelec hattricka dla Fenerbahce przeszedł do… Galatasaray. I jakby tego było mało, Tanju Colak, czyli ten który punktował dla „Lwów” w pierwszej połowie, w roku 1991, czyli raptem dwa lata później, biegał już w granatowo-żółtej koszulce. Plotka głosi, że transfer ten był wynikiem kłótni z ówczesnym prezesem Cimbom – Alpem Yalmanem. Miał to być swego rodzaju niezwykle perfidny akt zemsty… W ogóle „Mr Goal” to postać bardzo ciekawa. W roku 1994 został na przykład skazany na 4 i pół roku więzienia za nielegalny przemyt Mercedesa do Ankary… Prywatnie dobry kolega Romana Koseckiego, z którym trochę razem pograł. Wracając jednak do piłki nożnej, pan Tanju powiedział kiedyś w wywiadzie, że bardzo cieszy się z transferu do odwiecznego rywala. Wbrew pozorom kibice nie byli mu nieprzychylni, a on sam poznał różnicę między oboma klubami. Jako piłkarz Galatasaray bowiem mógł co najwyżej lekko zaplusować u kibiców, ogrywając Fenerbahce. Natomiast będąc po drugiej stronie, wygrana była wręcz obowiązkiem, na derby szło się jak na bitwę, a premia za wygraną była niemal taka jak za zdobycie mistrzostwa.

Co tu dużo mówić, 3 maja 1989 to dzień dla kibiców „Fener” święty. Azjatycka część Stambułu nigdy nie zapomni tego spotkania. Co innego kibice mieszkający po drugiej stronie Bosforu. Tam lepiej owej daty nie wspominać. Tego dnia, ostatni gwizdek sędziego zakończył mecz, zakończył bitwę, a przy tym zaostrzył rywalizację i sprawił, że wojna jeszcze bardziej rozgorzała.

Skrót meczu: [sz-youtube url=”https://www.youtube.com/watch?v=9Y4o8kv8-Y4″ width=”640″ height=”400″ /]

Interesujesz się ligą turecką? Koniecznie musisz odwiedzić profil Piłka po turecku

Komentarze

komentarzy