Nie bez powodu w piłce nożnej obowiązuje podział na pozycje. Jedynie początki tego sportu były beztroskim bieganiem za kawałkiem szmaty, gdzie nikogo nie obowiązywały żadne zasady. Z czasem zaczęto zauważać, że jednak takie bieganie jest bez sensu i warto by podzielić kopaczy na tych od bronienia i tych od strzelania. W kolejnych latach ewoluowało to jeszcze bardziej, aż do formy, którą obserwujemy obecnie.
Aby zauważyć, jak bardzo futbol stał się przywiązany do pozycji, wystarczy małe porównanie z sytuacją sprzed dwóch, trzech dekad. Obecnie fascynujemy się bramkowymi osiągnięciami Sergio Ramosa, który ma na koncie łącznie 10 bramek. Ma się to jednak nijak do liczb Ronalda Koemana, który w latach 90. potrafił dwukrotnie kończyć sezon z 19 trafieniami, nigdy nie schodząc poniżej dziesięciu bramek. Grając jako stoper. W Barcelonie.
W dzisiejszej piłce na najwyższym poziomie taka sytuacja jest po prostu nie do pomyślenia. Obrońcy mają zdecydowanie poważniejsze zadania w defensywie i spoczywa na nich większa odpowiedzialność. Teraz nawet stoper dysponujący takim „kopytem” jak Holender, prędzej zostałby przemianowany na pomocnika niż dostał pozwolenie trenera na zapuszczanie się z piłką na 40. metr i strzelanie z tej pozycji.
Właśnie dlatego tak bardzo imponują obecnie zawodnicy z linii defensywy, którzy poza wykonywaniem swoich naturalnych zadań dają bonus ekstra, w postaci bramek. Dobrze pamiętamy, co wyprawiał Kamil Glik w sezonie 2014/2015. Właśnie wtedy, zdobywając siedem bramek, wyrównał osiągnięcie Zbigniewa Bońka z sezonu 1985/1986, kiedy ten grał w Romie. W obecnym sezonie nasz rodak również należy do ścisłej czołówki (sześć trafień w Ligue 1), ale liderów należy szukać w poprzedniej lidze Polaka.
Atalanta Bergamo – to właśnie ten klub stał się tegorocznym ewenementem. Nie tylko ze względu na świetną postawę i już niemal pewne miejsce w europejskich pucharach. Wszystko za sprawą dwójki obrońców z rocznika 1994 – Mattii Caldary i Andrei Contiego. Podziwiany Ramos w lidze trafiał do siatki rywala siedmiokrotnie. Dokładnie po tyle samo bramek mają obaj młodzieńcy – sytuacja wręcz niesłychana.
Pierwszy z nich, Mattia Caldara, jest już zawodnikiem Juventusu. „Stara Dama”, widząc poczynania stopera od początku rozgrywek, postanowiła go zakontraktować, za co Atalanta zarobiła 15 milionów. Rosły obrońca (190 cm) zostanie jednak w klubie z Bergamo, z którym jest związany od dziewiątego roku życia, aż do zakończenia sezonu 2017/2018. Juventus w swoim stylu wyciąga kolejną perełkę od ligowego rywala i może zyskać filar defensywy na lata, biorąc pod uwagę coraz bardziej zaawansowany wiek chociażby Barzagliego. Najbardziej pamiętny moment tego sezonu w wykonaniu niespełna 23-latka? Z pewnością dwie wyjazdowe bramki zdobyte w spotkaniu z Napoli 25 lutego.
Drugi wspomniany zawodnik pewnie też nie zapuści korzeni w klubie z Bergamo. Prawy obrońca odpalił jednak dopiero w drugiej połowie sezonu. Wystarczy powiedzieć, że sześć z siedmiu bramek zdobył już w obecnym roku kalendarzowym, a trzy z nich w ostatnich pięciu meczach. Do tego dał prowadzenie swojej drużynie w ostatnim pojedynku z Juventusem, który Atalanta zremisowała 2:2. Teraz pozostaje tylko czekać, aż zacznie kompletować hat-tricki.
Do końca sezonu zostało jeszcze kilka kolejek, co daje zawodnikom Atalanty szansę na wyśrubowanie statystyk, które bez wątpienia są rekordem obecnej, nowoczesnej piłki. Już teraz śmiało można stwierdzić, że przez następne kilka(naście) lat żaden klub nie trafi na duet tak bramkostrzelnych obrońców. Jak myślicie, czy do Caldary, Contiego i Ramosa dołączy w tym sezonie również Glik? Poza Garym Cahillem, który w niedzielne popołudnie zdobył szóstą ligową bramkę, dalszej grupy pościgowej próżno szukać…