Maciej Skorża wielokrotnie podczas pracy w ekstraklasie znajdował się w sytuacji, w której był bliski utracenia posady. Żaden kryzys, jaki przechodziły Wisła, Legia czy Lech pod jego rządami, nie może równać się jednak temu, co dzieje się w tej chwili z Pogonią Szczecin.
W ostatnich latach Skorża prowadził zespoły mające raczej ambicje bardziej związane ze zdobywaniem mistrzostwa i gry w europejskich pucharach, niźli spokojnego bytu w lidze. Kryzysy, jakie przechodził z Wisłą, Legią czy Lechem, nie polegały na cotygodniowym przegrywaniu, ale bardziej na regularnej stracie punktów, która oddalała jego drużyny od wymarzonego celu.
Prowadzona obecnie przez Macieja Skorżę Pogoń Szczecin marzy wręcz o to, aby znaleźć się w sytuacji, jaką w jednym z poprzednich klubów tegoż szkoleniowca uznano by za kryzys formy. „Portowcom” daleko jednak od wiedzenia spokojnego bytu w środku ligowej tabeli.
Ostatni czas jest dla Pogoni Szczecin niezwykle burzliwy. Od początku sezonu gra nie wygląda tak, jakby tego w Szczecinie chcieli. Na marazm, jaki nastąpił w drużynie, nikt nie znajduje recepty. Skład Pogoni jest nie najgorszy, na ławce siedzi doświadczony trener – mimo to coś nie gra.
Od wielu tygodni Pogoń strasznie szarpie się ze swoimi problemami. Próbowano wielu rozwiązań, z czego niektóre – tak jak to, przy którym zamrożono piłkarzom część pensji – były podejmowane w sposób mało przemyślany, wręcz nerwowy. Gra „Portowców” jednak zupełnie się nie poprawia. Wręcz przeciwnie – z tygodnia na tydzień na ligowych boiskach obserwować możemy coraz bardziej mizerną Pogoń. Apogeum fatalnej gry stało się ostatnie pięć spotkań. W nich szczecinianie zdobyli zaledwie… jeden punkt (bezbramkowy remis z Koroną).
Do tego dołożyć należy jeszcze beznadziejną statystykę bramkową. Pogoń w ciągu owych pięciu spotkań zdołała strzelić tylko trzy bramki. Tak mało w tym samym okresie czasu zanotowała tylko… Legia Warszawa. „Wojskowym” owe trafienia przyniosły jednak aż dziewięć punktów, gdyż każde z nich okazywało się być golem na wagę zwycięstwa. Pogoń tymczasem strzeliła honorową bramkę w meczu z Górnikiem (1:2), a dwie kolejne dołożyła w fatalnym dla siebie meczu z Termalicą (2:3).
Jeszcze bardziej niepokojąca wydaje się jednak statystyka bramek straconych. Tych, na przestrzeni ostatnich pięciu kolejek, Pogoń ma zdecydowanie najwięcej w lidze, bo aż 11. Szczególnie bolesne dla „Portowców” były jednak trzy ostatnie starcia. Podopieczni Macieja Skorży w każdym z nich tracili po trzy bramki i w taki właśnie żenujący sposób przegrywali między innymi ze wspomnianą już Termalicą (2:3) i Cracovią (0:3), a zatem bezpośrednimi rywalami w walce o wyjście ze strefy spadkowej.
Tak źle, jak w ubiegłych kilku tygodniach, w Szczecinie nie było już bardzo dawno. Kibice Pogoni nie mają choćby podstaw do optymistycznego spojrzenia w przyszłość. Tego nie daje im w klubie nikt. Piłkarze dobijają tragiczną grą i nieporadnością, władze klubu – nerwowymi i mało przemyślanymi decyzjami. Wątpliwości można mieć nawet co do tego, czy sam trener Skorża wie, jak zapobiec tragedii, jaką niewątpliwie byłby spadek z ligi. Szkoleniowiec po ostatniej porażce ze Śląskiem (0:3) zachował się bowiem co najmniej dziwnie, gdy po wygłoszeniu krótkiej przemowy na temat meczu wstał i nie czekając na pytania dziennikarzy, szybko opuścił salę konferencyjną.
Sytuacja „Portowców” zaczyna przypominać komediodramat, z mocnym wskazaniem na dramat. Dziewięć punktów, jakie Pogoń wywalczyła w pierwszych 14 kolejkach sezonu ekstraklasy, to zdecydowanie zbyt mało, aby na ten moment myśleć o utrzymaniu. Szczecinianie muszą obudzić się i zacząć punktować natychmiast, zanim będzie za późno.