Ojców sukcesu Bayernu, który pod koniec poprzedniej dekady zaczął poważnie pukać do drzwi europejskiej elity, było kilku. Wśród nich oczywiście działacze, trenerzy, ale także (o ile nie przede wszystkim) zawodnicy.
Moglibyśmy wymienić wielu, którzy zachwycali w barwach Bawarczyków. Wśród nich jest jednak jeden cichy bohater, który może nigdy nie był spektakularny, ale zawsze do bólu efektywny i skuteczny w swojej prostocie. Tym kimś jest oczywiście Thomas Muller.
30-latek rozgrywa swój jedenasty pełny sezon w barwach Bayernu, w którym niemal od samego początku stał się nieoczekiwaną perełką i bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Trudno byłoby zliczyć wszystkie kluczowe trafienie Mullera, ale jedno jest pewne – zawsze były one gwarancją pozytywnego wyniku.
We wszystkich 87 meczach, w których od początku swojej kariery w dorosłej drużynie Bayernu bramkę zdobywał Muller, Bawarczycy nie schodzili z murawy pokonani. Na imponującą serię składały się aż 82 zwycięstwa i pięć remisów. Jak jednak wiemy, wszystko kiedyś się kończy…
Podobnie było i z tą serią, która została zatrzymana przez Bayer Leverkusen. Muller w sobotnim hicie na Allianz Arena zdobył swoją pierwszą bramkę w tym sezonie Bundesligi, niestety dla drużyny Roberta Lewandowskiego tym razem nie przyniosła ona szczęścia. Po dwóch bramkach Leona Bailey’a gospodarze przegrali 1:2, kończąc tym samym imponującą serię swojego wychowanka.