Nowa miotła nie pomogła. Gattuso mocno przejechał się po piłkarzach Napoli

Zwolnienie Carlo Ancelottiego niewiele pomogło Napoli. Gennaro Gattuso boryka się z podobnymi problemami jak jego poprzednik, a wyniki nie zwiastują walki „Azzurri” o awans do Ligi Mistrzów w kolejnym sezonie. 

Włoch po wczorajszym meczu przeprosił kibiców za zawstydzającą porażkę z Fiorentiną. Statystyki drużyny są nieubłagane. 42-latek jest bowiem pierwszym trenerem Napoli od 2000 roku, który przegrał cztery z pięciu pierwszych ligowych meczów. Jego jedynym zwycięstwem nadal pozostaje szalony mecz przeciwko Sassuolo, kiedy trzy punkty zapewnił im Pedro Obiang.

Napoli przegrało cztery ostatnie spotkania domowe w Serie A, a co gorsze – w kolejnym tygodniu zagrają na Stadio San Paolo przeciwko Juventusowi z Maurizio Sarrim na czele. Po raz ostatni na własnym obiekcie udało im się wygrać w ligowych rozgrywkach 19 października.

– Musimy przede wszystkim przeprosić fanów i całe miasto, ponieważ nasz występ był zawstydzający. W przeszłości mieliśmy przyzwoite mecze, ale tutaj, poza pierwszymi 20–25 minutami, nic nie działało. Nie możemy szukać alibi, osiągnęliśmy dno i musimy dowiedzieć się, co się dzieje. Nie ma organizacji ani jedności w drużynie. To dziwne, ponieważ zespół ciężko trenuje w ciągu tygodnia i dobrze sobie radzi, a następnie wychodzimy w dniu meczu i nic nie robimy. Jesteśmy ospali, dajemy rywalom wiele miejsca na boisku i tworzymy niewiele okazji. Nie potrafię tego wyjaśnić, ponieważ czułem, że zespół dobrze się zaprezentuje i byłem zawiedziony.

Wspomniane zwycięstwo z Sassuolo oraz wygrana w Pucharze Włoch przeciwko drugoligowej Peruggi to jedyne zwycięstwa za sterami Gattuso od momentu zmiany trenera przez De Laurentiisa. Przede wszystkim martwić może ofensywa, ponieważ cztery strzelone bramki w pięciu ligowych spotkaniach pokazują, że wcześniej słynące Napoli z ofensywnego usposobienia nie może poradzić sobie z defensywą rywali.

– Musimy zmieniać nasze ataki, ponieważ jesteśmy zbyt przewidywalni. Kiedy Lorenzo Insigne i Jose Callejon próbowali szukać innych kombinacji, pozostawili Arka Milika w osamotnieniu. Występowali w ten sam sposób przez wiele lat u Sarriego, więc teraz wszyscy znają ich styl.