Gdy w sezonie 2013/2014 doszło do „madryckiego finału” w Lidze Mistrzów, stolica Hiszpanii stała się europejską stolicą futbolu. Dziś widać już, że w Madrycie nie jest tak kolorowo jak dawniej. Czy w tym sezonie dojdzie do upadku potęgi?
Liga Mistrzów UEFA przez lata była turniejem, którego nikt nie umiał zdominować. Próbowała wielka ekipa „Galaktycznych”, próbowała Barcelona, mająca w składzie Ronaldinho czy Deco, a następnie Messiego, Xaviego i Iniestę. Nie udało się także klubom z Anglii, Niemiec i Włoch. Nagle jednak na europejskiej mapie pojawiło się miasto, które niespodziewanie zawładnęło europejską piłką.
Potęga Madrytu przez ostatnie kilka lat była niepodważalna. Gdy już wydawało się, że Champions League znajdzie swojego dominatora, nagle w niezniszczalnej maszynie coś przestało działać. Dziś oba kluby ze stolicy Hiszpanii dalekie są od formy, jaką chciałyby prezentować w Europie.
Zaczęło się tak naprawdę od sezonu 2013/2014. To wówczas dość niespodziewanie Atletico Madryt wyeliminowało w ćwierćfinale Barcelonę, a następnie doszło aż do finału, w którym spotkało się z Realem Madryt. Derby stolicy Hiszpanii rozegrane w Lizbonie, a do tego w tak ważnym pojedynku były czymś przełomowym.
Rok później ponownie oba zespoły spotkały się w ważnym spotkaniu. Tym razem był to jednak ćwierćfinał. Zwycięski Real nie umiał jednak dobrnąć do finału. Mimo to oba madryckie kluby nadal były niezwykle silne, co pokazały już w sezonie 2015/2016… ponownie spotykając się w wielkim finale, gdy po raz trzeci z rzędu zwycięsko z boju wyszli „Królewscy”.
W sezonie 2016/2017 siła ekip z Madrytu nie słabła. Tym razem do derbów doszło w półfinale Champions League, w którym Real ponownie wyeliminował Atletico, aby następnie upokorzyć Juventus w wielkim finale i po zwycięstwie 4:1, po raz drugi z rzędu podnieść Puchar Mistrzów.
Po tak wielkim sukcesie nikt nie miał najmniejszych argumentów, aby negować fakt, iż to „Królewscy” są w tej chwili najlepszą drużyną na świecie. Ba! Na piedestale stało również Atletico, które od 2013 roku nie dało się wyeliminować z Ligi Mistrzów nikomu, poza Realem.
Patrząc na to, gdzie były oba madryckie kluby jeszcze kilka miesięcy temu, aż trudno uwierzyć w to, do czego dochodzi w tym momencie. Zarówno Real Madryt, jak i Atletico mają za sobą cały ciąg niepowodzeń, od którego nijak nie potrafią się odciąć.
Zaczęło się od wpadek w La Liga, w której już na tym etapie zarówno Real, jak i Atletico do prowadzącej Barcelony tracą już po osiem punktów. Fatalna dyspozycja przeniosła się także na europejskie puchary. „Los Colchoneros” zaczęli od bezbramkowego remisu z Romą i porażce z Chelsea.
Najgorsze miało jednak dopiero przyjść. Atletico straciło bowiem punkty w Baku – podczas meczu z egzotycznym Karabachem Agdam. Mistrzowie Azerbejdżanu (!) z Jakubem Rzeźniczakiem (!) w składzie potrafili ugrać również remis na Wanda Metropolitano. Po tych wpadkach Atletico już niemal na pewno nie awansuje nawet do 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Real jest w dużo lepszej sytuacji. „Królewscy” ograli APOEL Nikozja i dodatkowo mają szczęście, ponieważ fatalną formę z Europie prezentuje w tej chwili Borussia Dortmund. Do fazy pucharowej Champions League najpewniej zatem awansują. Niepokoi jednak styl, w jakim ostatnio tracą punkty.
Ekipa Zinedine’a Zidane’a na Wembley została dosłownie rozgromiona przez Tottenham. Była to pierwsza od pięciu lat porażka „Królewskich” w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Gdy wówczas przegrywali 1:2 z Borussią Dortmund, nie schodzili jednak z boiska w tak fatalnych nastrojach.
Po ostatnim meczu bardziej od samego wyniku, kibiców Realu niepokoić może styl gry drużyny. Dawno już ofensywa „Los Blancos” nie była tak nieskuteczna i nieporadna. Sytuację próbował ratować co prawda Cristiano Ronaldo, ale bramka zdobyta dopiero w 80. minucie (już przy stanie 0:3) to zdecydowanie za mało, żeby wyciągnąć drużynę z kryzysu.
Szczególnie że w meczu z Tottenhamem zawaliła również formacja defensywna. Nie dość, że piłkarze Realu łącznie przebiegli podczas wspomnianego meczu przeszło 11 kilometrów mniej od rywali, co tłumaczy powstałe w obronie luki, to jeszcze nieprawdopodobnie często tracili piłkę.
Zawiódł nawet dotychczasowy filar defensywy Realu – uznawany za jednego z najlepszych obrońców na świecie – Marcelo. Brazylijczyk w ostatnim meczu Ligi Mistrzów dopuścił się aż 29 strat, czym zdecydowanie przyczynił się do porażki.
Po finałach Champions League w Lizbonie i Mediolanie madryckie kluby stworzyły sobie w Europie niezwykle silną pozycję. Zarówno Real, jak i Atletico były bez wątpienia przez kilka sezonów jednymi z najlepszych klubów na świecie. W ciągu kilku miesięcy jednak dyspozycja obu zespołów osłabła na tyle, że dziś – po wpadkach w Baku i na Wembley – nikt już nie boi się panicznie wyjazdu do Madrytu. Pytanie tylko, czy obydwu klubom uda się odzyskać zgubioną formę, czy też będziemy świadkami upadku potęgi madryckiego futbolu?