Oprócz wyniku dostaliśmy styl. Mały kawałek, ale od czegoś trzeba zacząć

Do dzisiejszego meczu podchodziliśmy bez większych emocji. Zapewniony awans i brak Lewandowskiego od pierwszej minuty – mogliśmy nieco traktować to spotkanie jako te z gatunku towarzyskich. Poza aspektami politycznymi niezbyt nas to starcie grzało, ale piłkarze postanowili zaserwować nam przystępne danie. Przynajmniej do pewnego czasu. 

Spoglądając na pierwszą połowę w pewnych momentach uśmiech nie schodził nam z twarzy. Polacy w końcu podczas tych eliminacji wyglądali na zespół bawiący się piłką, umiejętnie korzystający z pewnej klasy posiadanych piłkarzy. Brakowało kapitana drużyny, ale to nie przeszkadzało w tworzeniu składnych akcji. Na ironię losu gole padały po przypadkowych akcjach ze stałych fragmentów gry.

W środku pola głównie królował Krychowiak. Bramka mocno podbudowała go w tym meczu, a w kolejnych minutach grał szefa w centrum boiska. Sporo krytyki ponownie spadnie na barki Zielińskiego. Już się przyzwyczailiśmy, że jego osoba grzeje negatywnie wielu kibiców. W jednej minucie świetny, w drugiej beznadziejny. Kompletna sinusoida. I tak od kilku lat.

Z pewnością pomogła nam niezbyt dobra dyspozycja Izraela. Drużyna Herzoga zaprezentowała się niedbale, popełniała dość dziwne błędy w defensywie i raczej już przed meczem nie wierzyli, że mogą wygrać, a Austriacy w drugim meczu stracą punkty, co otworzy im minimalne szanse na awans do przyszłorocznego EURO. Ich brak wiary został przez nas jednak skutecznie wykorzystany. Polscy kibice w żadnym momencie tego spotkania nie odczuwali, że może stać się naszej kadrze cokolwiek złego. Niestety sił wystarczyło Polakom jedynie na 50-60 minut, potem zapanował niemalże u każdego piłkarza na boisku względny pragmatyzm.

9 spotkań eliminacji i zaledwie 3 stracone bramki. Można narzekać, przezornie kręcić nosem przed przyszłorocznym turniejem, ale defensywa u Brzęczka wygląda naprawdę solidnie. Nawet jeśli to tylko Izrael, Austria czy Macedonia Północna, to należy pogratulować progresu w obronie. Zachowując tyle razy czyste konto (tym razem zabrakło kilku minut) wykluczamy szczęście, tylko zauważamy pewne wypracowane schematy i znalezienie złotego środka.

Na koniec spotkania niestety byliśmy świadkami wtargnięcia kibica na murawę, przez co ucierpiał Tomasz Kędziora. Zapanował zupełnie niepotrzebny kocioł. Arbiter tego spotkania jednak dobrze sobie poradził z tą sytuacją i gra została wznowiona. Gdyby doszło do walkowera, na trybunach raczej nie byłoby za spokojnie…

We wtorek Słowenia i kolejna szansa na ocieplenie wizerunku reprezentacji. Wygląda to nieco lepiej niż na początku eliminacji, lecz nadal chcemy więcej, bo wiemy, że tę kadrę na to zwyczajnie stać.

FOT: Twitter UEFA

Komentarze

komentarzy