Optymistycznie rozpędzana maszyna brutalnie wyhamowała. Czy Napoli czekają kłopoty?

Z piekła do nieba, z nieba do piekła, z nadziei do marazmu, z marazmu do nadziei… W piłce nożnej wszystko zmienia się błyskawicznie. Podejmując w większości dobre decyzje szybko można naprawić coś, co wydawało się nie do uratowania, ale też kilkoma złymi wyborami można zepsuć potęgę budowaną długimi latami. Istnieje całe mnóstwo klubów, które nawet w samym XXI wieku przeszły drogę z jednego krańca na drugi, mówiąc oczywiście zarówno o pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu tego stwierdzenia. Jednym z takich zespołów jest bez wątpienia Napoli.

Przełom wieków był dla klubu spod Wezuwiusza przykrym okresem, szczególnie biorąc pod uwagę sukcesy, które miały miejsce za czasów Diego Maradony. Napoli spadało do Serie B, a nawet ponowne meldowanie się wśród elity było tylko chwilowe. Ostatecznie nieumiejętnie podnoszony z kolan klub zadłużył się do tego stopnia (mówiło się o ok. 70 milionach euro), że musiał ogłosić bankructwo. Kultowe Napoli miało przestać istnieć, było trzecioligowcem w trybunale upadłościowym. W tamtym momencie mogło wydarzyć się dosłownie wszystko. Znamy przykłady klubów, które po podobnych dramatach trafiały w ręce niekompetentnych ludzi, chcących przede wszystkim zarobić, dopiero w dalszej kolejności myśląc o odbudowie klubu. Napoli mimo tego, co większość sądzi i mówi na temat Aurelio De Laurentiisa, trafiło chyba najlepiej jak mogło. Klub startując z poziomu Serie C1 (jako Napoli Soccer) co prawda nie wrócił do elity tak błyskawicznie jak Parma, ale po awansie do Serie B (w drugim roku) kontrowersyjny biznesmen zaczął robić wszystko, by klub z miasta, z którego wywodziła się jego rodzina, znów był na topie. Co tutaj dużo mówić… Producent filmowy podejmował niemal same trafne decyzje.

Klub wrócił do wcześniejszej nazwy, czyli Societa Sportiva Calcio Napoli, pozyskał m.in. Paolo Cannavaro, i zaledwie po roku na zapleczu Serie A wrócił na najwyższy poziom ligowy. Dla wielu ekip okazuje się to zderzeniem ze ścianą (patrz: Benevento Calcio), ale Napoli od razu nabrało wiatru w żagle. To wtedy pozyskano m.in. Waltera Gargano, Marka Hamsika czy Ezequiela Lavezziego. Jaką rolę odgrywali ci zawodnicy w późniejszych latach, wszyscy doskonale wiemy. Wracając do odbudowywanego SSC Napoli – klub jako beniaminek zajął w Serie A bardzo dobre, ósme miejsce. Ambicje mimo tego były dużo większe, jednak De Laurentiis przez jakiś czas nie mógł „wstrzelić się” w odpowiedniego trenera. Tym w końcu okazał się Walter Mazzarri, który pracując od 2009 roku nie tylko wprowadził „Azzurrich” do czołowej szóstki, ale dwukrotnie kończył rozgrywki na podium. Już wtedy, niemal dekadę temu, Neapol znów mógł poczuć, że jego klub, jego duma, znów jest wielki.

SSC Napoli rozwijało się błyskawicznie. Na stałe wbiło się do czołówki Serie A, przeprowadzało dobre transfery i kwestią czasu wydawało się, kiedy w końcu powalczy o scudetto. Po Mazzarrim, który nie przedłużył umowy i odszedł w 2013 roku, drużynę przejął Rafa Benitez, także dokładając swoje cegiełki do rozwoju klubu (Puchar oraz Superpuchar Włoch). Następnie – jak można się domyślić – zapadła kolejna znakomita decyzja, czyli zatrudnienie neapolitańczyka z krwi i kości w osobie Maurizio Sarriego. Napoli pod jego wodzą zaczęło grać przebojowo, ofensywnie i przede wszystkim skutecznie. To wtedy Higuain bił strzeleckie rekordy Serie A, a Juventus naprawdę mógł poczuć, że ma za plecami niezwykle mocnego rywala. Drużyna ze stolicy Kampanii kolejny raz wykonała progres, ale wciąż delikatny, wciąż nie tak znaczny, jak oczekiwaliby tego kibice. Nie podobała im się utrata Higuaina, nie podobał im się brak „głośnych” transferów, nie podobało im się nazywanie stadionu „kiblem” i szereg innych rzeczy związanym z De Laurentiisem. Dziwne, biorąc pod uwagę miejsce, w jakim ich klub był 15 lat temu, ale zarazem zrozumiałe, po wielkim rozbudzeniu ich apetytów w okolicach 2010 roku.

Sarri zrobił swoje, rozwinął zespół być może do granic możliwości, ale nie udało mu się najważniejsze – zdobywanie pucharów i odzyskanie scudetto. Po wielu zgrzytach na linii trener – właściciel, latem 2018 roku nastąpiła kolejna zmiana. Tym razem postawiono na Carlo Ancelottiego, co wydawało się kapitalnym posunięciem. Utytułowany Włoch miał wprowadzić do zespołu harmonię, zadbać o rozwój projektu w cyklu długoterminowym, „budować” młodych zawodników. Czy to mu się udało? Obecnie jesteśmy świadkami drugiego sezonu 60-latka w roli menedżera „Azzurrich” i trzeba powiedzieć, że… Napoli stoi w miejscu. Obserwujemy najzwyklejszy marazm, bo co prawda klub został wicemistrzem (ze znaczą stratą do „Juve”), a obecnie zajmuje czwarte miejsce w tabeli, jednak nie możemy powiedzieć, by „ręka Carlo” zmieniła coś na lepsze, o działaniu cudów nie wspominając. Wręcz przeciwnie – jedna z jak dotąd najchętniej oglądanych włoskich drużyn stała się nijaka, często zawodząca, grająca niemrawo. Zawodnicy nie prezentują pełni swoich możliwości, do tego Hirving Lozano, najdroższy nabytek w historii klubu, gra wręcz beznadziejnie.

Mówi się, że zachłanność nie jest dobrą cechą, krytykuje się także tych, którzy dostając palec, biorą się od razu za całą rękę. To idealnie oddaje sytuację, jaką obserwujemy w Napoli. Stopniowy progres, który mogliśmy śledzić jeszcze do 2018 roku, nie był tym, czego chcieli fani. Było im za mało – oczekiwali gwiazd, chcieli powrotu Cavaniego, chcieli bardzo, bardzo dużo. Być może mieli rację, być może to De Laurentiis przespał kilka spraw, ale równie dobrze być może chcieli najzwyczajniej zbyt wiele. Patrząc na to, co dzieje się w Serie A obecnie, trend zaczął się odwracać. Atalanta chce na stałe zagościć w czołówce, w Juventusie i Interze już po 2-3 miesiącach widzimy zdecydowane wpływy kolejno Sarriego i Conte, a Napoli? Napoli śpi. Przestało być drużyną, którą się ekscytujemy, od której oczekujemy bicia się o mistrzostwo. Klub z Neapolu co prawda wciąż traktujemy jako ekipę pierwszej trójki lub czwórki, ale pamiętajmy – tak było już niemal dekadę temu! Czy to oznacza, że De Laurentiis zaczął podejmować złe decyzje? Czy zastąpienie Sarriego Ancelottim było pomyłką i niepotrzebną ingerencją w wypracowaną w ostatnich latach filozofię? Na ten moment wiele na to wskazuje i naprawdę trudno ocenić, czy były trener m.in. Milanu, Chelsea i Realu jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Dokładając do tego niedawne doniesienia „Corriere dello Sport”, jakoby Ancelotti był niezadowolony z kierunku, w jakim zmierza drużyna i rozważał opuszczenie klubu, rodzą się kolejne pytania. Napoli w ostatnich latach wydawało się być skazane na sukces. Obecnie coraz więcej wskazuje jednak na to, że jest skazane na wpakowanie się w kłopoty. Mniejsze bądź większe, ale zawsze kłopoty… Jak myślicie, w jakim miejscu będzie SSC Napoli za kilka lat?

Komentarze

komentarzy