No to jedziemy dalej. W pierwszej części nikomu nie udało się dostać do Ligi Mistrzów. Kac narasta i coraz bardziej nudzi nam się już ta impreza. Egzotyka jeszcze przeszła, ale z VIP-ami nie mamy żadnych szans zatańczyć choćby przez moment. Poznajcie kolejne sześć podejść naszych drużyn do najbardziej elitarnych rozgrywek piłkarskich.
Przypomnijmy:
Parafrazując stary hit Andrzeja Rosiewicza: „Osiemnaście lat minęło jak jeden dzień” i nic się nie zmieniło poza jednym – tym razem po prostu przegrywamy inaczej, bardziej frajersko.
Polska na występ w tych elitarnych rozgrywkach czeka najdłużej:
Próbowali:
Widzew Łódź
ŁKS Łódź
Widzew Łódź
Polonia Warszawa
Wisła Kraków
Legia Warszawa
Link do pierwszej części -> TUTAJ
2003/2004 WISŁA KRAKÓW
Pierwszy mecz kwalifikacji to potyczka z Omonią Nikozja. Dziś pewnie większość polskich zespołów dostałaby niezły wycisk od Omonii – nawet gdy cały Cypr pogrążony jest w kryzysie, ale wtedy Wisła ogrywała już nie takie kluby. Pod wodzą Kasperczaka „Biała gwiazda” miała niesamowity styl i przede wszystkim duet napastników: Żurawski-Frankowski, który rozmontował dwukrotnie obronę przeciwników. 5:2 i 2:2 z Omonią to dobre rezultaty, ale poważny sprawdzian dla krakowian miał przyjść w kolejnej rundzie, gdzie czekał już Anderlecht Bruksela. Naprzeciwko siebie stanęli więc Paweł Strąk i Vincent Kompany. Wisła w Brukseli była bezradna i właściwie już po pierwszej połowie przegrała sobie awans. Jeden strzał Żurawskiego z 30 metrów to za mało, żeby myśleć o pokonaniu mistrza Belgii. W rewanżu było już lepiej (porażka 0:1), ale kibice nie śpiewali już: „Kraków czeka, my czekamy na Ligi Mistrzów bramy”.
2004/2005 WISŁA KRAKÓW
Absolutna dominacja Wisły Kraków na swoim podwórku miała w końcu przełożyć się też na grę w Lidze Mistrzów. Ileż można przecież czekać na awans? Pierwszy mecz z pasterzami z Georgii Tbilisi to nic innego jak starcie Dawida z Goliatem. Wszyscy oczekiwali nie tylko dobrego wyniku, ale też przyzwoitej gry. No i dostali – 8:2 dla Wisły, cztery bramki Frankowskiego i awans do III rundy już po pierwszym meczu. Zespół Kasperczaka był wtedy nie do zatrzymania przez kogokolwiek, może z wyjątkiem bogów i niestety na takich bogów trafił. Real był w tamtym czasie galaktyczny, a Zidane’a, Ronaldo, Figo czy Raula chciał mieć każdy trener na świecie. „Królewscy” wcale jednak nie rozgromili Wisły, a oba gole w Krakowie strzelił tak bardzo niedoceniany przez Florentino Pereza Fernando Morientes. Pierwsza bramka padła jednak dopiero w 72. minucie i Hiszpanom wcale nie grało się tak łatwo. Do Madrytu Wisła jechała już bez żadnych nadziei na korzystny rezultat. Na pociesznie została jej tylko bramka Damiana Gorawskiego i wewnętrzny spokój, że zrobili wszystko co w ich mocy.
Doda ze Smokiem? To znaczy, że zaraz zagra Radosław Majdan
Szymkowiak zagrał w meczu z Realem jak profesor!
Zidane’owi grało się ciężko, bo cały czas był pilnowany przez Cantoro
2005/2006 WISŁA KRAKÓW
Kolejne podejście Wisły Kraków, która nadal dysponowała dobrym składem. Na ławce były selekcjoner Jerzy Engel, a na dodatek możliwość przystąpienia do kwalifikacji dopiero od III rundy. Wystarczyło wygrać tylko z jednym rywalem. Czego chcieć więcej?
Mistrz Polski wylosował Panathinaikos Ateny, a więc Engel mógł wyrównać rachunki sprzed lat. Zaczęło się fatalnie, bo już w 9. minucie strzelił ulubieniec szkoleniowca z Polski – Emanuel Olisadebe. Wisła zagrała jednak świetny mecz i szybko odrobiła straty z nawiązką, co dało jej jakby nowe pokłady energii. Brożek, Uche, Frankowski i fani „Białej gwiazdy” już nucili hymn Ligi Mistrzów.
Rewanż to jeden z najtragiczniejszych meczów w historii polskiego futbolu. Trudno to jakoś racjonalnie wytłumaczyć i powiedzieć co tak naprawdę się stało. Po 45 minutach wynik 0:0 był czymś w rodzaju zwycięstwa i spokojnego oczekiwania na dalszy rozwój wypadków. Po przerwie zrobiło się jednak nerwowo, a w ciągu kilku minut obrona Wisły popełniła tyle błędów, że 2:0 dla „Koniczynek” to i tak najmniejszy wymiar kary. Zrobiło się nerwowo i krakowianie musieli ruszyć do ataku. Bramka Sobolewskiego znów pozwalała Wiśle marzyć o Lidze Mistrzów, ale w 87. minucie szybko jej te marzenia wyszarpał Katsios.
Bardzo znienawidziliśmy kiedyś Howarda Webba, ale to inny sędzia z Wielkiej Brytanii mocniej nas skrzywdził. Cztery minuty przed końcem arbiter nie uznał prawidłowo strzelonego gola przez Marka Penkse. Potem to już tylko lawina niekorzystnych zdarzeń – czerwona kartka dla Sobolewskiego, dogrywka w której Grecy przeważali, a na koniec słaba interwencja Majdana i gol, który wyeliminował Wisłę. Majdan to w ogóle temat na inne rozważania, bo w Krakowie szukano wtedy bramkarza chyba przez kilka lat, działacze dysponowali dużymi środkami pieniężnymi, a i tak nie ściągnięto nikogo kto dawałby więcej spokoju w bramce. Jakoś tak smutno po tym Panathinaikosie…
Baszczyński grał z niesamowitym poświęceniem
Skład mistrza Polski
Pomimo słabej gry w rewanżu był promyk nadziei…
To co się stało w końcówce to niewytłumaczalny koszmar
Majdan bronił wtedy bardzo słabo. Nic dziwnego, że po meczu wyglądał właśnie tak
2006/2007 LEGIA WARSZAWA
Tym razem próbowała Legia Warszawa, ale miała do przejścia już dwie rundy eliminacyjne. Dziś studenci z Islandii ogrywają nas w europejskich pucharach, ale wtedy Legia pewnie poradziła sobie w dwumeczu wygrywając 3:0. Następna przeszkodą był Szachtar Donieck – szalenie mocna drużyna, której w Polsce chyba jeszcze wtedy nie doceniano. Na wyjeździe mistrz Polski przegrał 0:1, co było dość dobrym prognostykiem przed meczem na własnym obiekcie. Zwłaszcza, że jedyna bramka padła po rzucie karnym, który wykonywał reprezentat Brazylii, Elano. W drugim meczu Legia szybko wyszła na prowadzenie, dzięki bramce Piotra Włodarczyka, ale to tylko rozwścieczyło gości. Dwa gole Cipriana Mariki, jeden Fernandinho i do przerwy było już 1:3 (ostatecznie 2:3). Kolejny raz polski zespół musiał obejść się smakiem, ale szczerze mówiąc: Legia nie zasługiwała wtedy na fazę grupową LM. Wyczekiwanie na Eden robiło się już nieznośne.
Kibice zawsze znajdą pozytywy
2007/2008 ZAGŁĘBIE LUBIN
Mistrzem Polski zostało Zagłębie, które choć kupowało wtedy mecze dysponowało naprawdę silnym składem. Tylko, że był to dobry skład tylko na polskie warunki, a szefowie „Miedziowych” nie zrobili super transferów.
Starcie z Steaua Bukareszt jest raczej dwumeczem bez historii. Zwycięstwo Rumunów i kolejny raz trzeba było zaśpiewać „It’s time to say goodbye”.
Dlaczego na tej tablicy jesteśmy zawsze zaznaczeni szarym kolorem?
2008/2009 WISŁA KRAKÓW
Znów próbowała Wisła i znów zawodnicy mówili, że stać ich na awans do tych elitarnych rozgrywek. Na początek podopieczni Macieja Skorży wcale nie dostali łatwego przeciwnika. Beitar Jerozolima mógł wtedy pochwalić się naprawdę silnym składem, a bogaty właściciel potrafił sypnąć groszem w każdym okienku transferowym. Inna kwestia, że nie każdy piłkarz chciał grać akurat w Izraelu.
Pierwszy mecz zaczął się wybornie, bo Paweł Brożek szybko dał prowadzenie krakowianom, a drużyna kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku. Po przerwie grała jednak zdecydowanie gorzej i przegrana 1:2 była jak najbardziej zasłużona. Ale mecz przy Reymonta to całkiem inna bajka i inny mistrz Polski. 5:0 to był nokaut, a dziennikarze zaczęli się zastanawiać – „może teraz nam się uda?”.
Może i by się udało, gdyby Wisła znowu nie wylosowała giganta – FC Barcelonę, w której sam Henry, czy Messi byli drożsi niż cała jedenastka „Białej gwiazdy”. Na Camp Nou krakowianie właściwie tylko biegali. 0:4 to strata już nie do odrobienia – nawet u siebie. Maciej Skorża był tak wściekły, że nie wyszedł nawet na konferencję prasową, co nie omieszkała skomentować hiszpańska prasa (w dość ostrych słowach). W Krakowie gra Wisły wyglądała już dużo lepiej. Co prawda Barcelona nie przyjechała też w najmocniejszym składzie, ale i tak wygrana po golu Clebera z późniejszym triumfatorem Ligi Mistrzów smakowała wybornie. Otarła łzy z twarzy Polaków, ale gorycz została.
Brożek był wtedy w kapitalnej formie
Kiedyś przeciwko Eto’o, a dziś w Miedzi
Kolejna część już jutro!