Już dziś Legia staje przed najważniejszym, ale i najtrudniejszym wyzwaniem od dawna. Choć biorąc pod uwagę ostatnie miesiące może się wydawać, że każdy kolejny mecz jest zaczynany przez stołeczny klub z nożem na gardle, tym razem nie dość, że raczej modlimy się o uniknięcie kompromitacji, po cichu liczymy na cud. Wróżenie z fusów odłóżmy jednak na bok i skupmy się na tym, co już wiemy.
Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!
Legia z Glasgow Rangers jeszcze nie grała. Bezpośredni bilans można więc pominąć, co nie zmienia absolutnie niczego. Bo co komu po tym, że Legia w statystykach miałaby kilka wygranych sprzed 30-40 lat, jeśli teraz znajduje się w takim, a nie innym miejscu? Klub z „Ł3” męczy się w słabej Ekstraklasie, podczas gdy Rangersi odprawiają z kwitkiem kolejnych rywali. Krótko mówiąc – nie jest kolorowo.
Legioniści nie tak dawno spotkali się natomiast z inną drużyną z największego miasta Szkocji i pod względem sportowym jest to miłe wspomnienie. Uznany wyspiarski klub „dostał” w Warszawie 4:1, będąc wspieranym przez grupę 135 swoich fanów. Wizyty nie wspominają chyba najcieplej, bo poza sroga porażką stracili także… trzy klubowe flagi. Teraz będzie nieco okazalej – Rangersi zamówili 1700 wejściówek i wszystko wskazuje na to, że wypełnią cały sektor gości przy „Ł3”. Więcej flag = więcej „zarekwirowań”?
Zostając przy kibicach, trzeba podkreślić, że bilety rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Jak poinformował Dariusz Mioduski, we wtorek, dobę po uruchomieniu sprzedaży otwartej, rozeszło się 17 tysięcy wejściówek. Kolejne godziny także były intensywne i wszystko wskazuje na to, że wieczorem możemy spodziewać się w całości wypełnionego stadionu, czyli ok. 30 tysięcy fanów. Takiego zainteresowania i poruszenia nie było od pamiętnej fazy grupowej Ligi Mistrzów, choć np. na meczu ze Sportingiem finalnie pojawiło się ok. 28 tysięcy widzów.
Co ciekawe, podopieczni Stevena Gerrarda ze stadionem zapoznali się jedynie pobieżnie. Mieli zaplanowane jedynie przybycie na „Ł3” w celu sprawdzenia stanu murawy, ale na obiekcie Legii nie trenowali. Kto wie, być może trener szkockiej drużyny wolał nie ryzykować wizyty podglądaczy, którzy mogliby podpatrzeć taktykę i inne ćwiczone elementy.
O końcowym rozstrzygnięciu rywalizacji przesądzi spotkanie rewanżowe, rozegrane w Glasgow. Dwumecz najlepiej jednak rozpocząć „z wysokiego C”, by jak najbardziej przybliżyć się do upragnionego awansu. Tym bardziej, że zwycięzca rywalizacji awansując do Ligi Europy zarobi ok. 3 miliony euro. Niemałe pieniądze, szczególnie na polskie warunki.
Czy Legionistom uda się dokonać cudu? Swoimi przewidywani podzielił się nawet Henning Berg, były opiekun warszawskiej drużyny. – Dotychczasowe wyniki Legii w europejskich pucharach nie są imponujące. To nie jest tak silna drużyna, jak wtedy, kiedy awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To jednak nadal dobrze zorganizowany zespół z dobrymi zawodnikami. Stawiam 60 do 40 na korzyść Rangersów. Dla mnie są nieznacznymi faworytami. Nie zdziwię się jednak, jeżeli Legia ich wyeliminuje – stwierdził 49-latek.
Cóż, my mamy nieco inne przemyślenia. I choć serce mówi przeciwnie chcąc pięknego, romantycznego scenariusza, rozum bierze górę. Patrząc na męki, jakie przechodziła Legia w kilku meczach tego sezonu oraz to, jak gładko Glasgow Rangers zostawiło w tyle choćby Midtjylland, przed oczami rysuje się czarny scenariusz… Jak myślicie, będzie dobrze?
Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!