Pedro Caixinha jako menedżer Glasgow Rangers nie ma łatwego życia. Odkąd w marcu tego roku przejął zespół po Marku Warburtonie, zaliczył kilka irytujących wtop. Rangersi już w lipcu pożegnali się z marzeniami o grze w europejskich pucharach, odpadając z rozgrywek Ligi Europy już na etapie eliminacji. Rywalem nie był żaden mocarz, bo zespół z Luksemburga – Pr. Niederkorn.
W szkockiej Premiership Rangersi tracą do prowadzących Celticu i Aberdeen już sześć punktów, a w niedzielę pożegnali się z rozgrywkami Scottish League Cup, przegrywając 0:2 z Motherwell. Bilans Caixinhi to 25 meczów, 14 zwycięstw, cztery remisy i siedem porażek. Mogłoby być lepiej? Mogłoby. Pod wodzą hiszpańskiego szkoleniowca zespół nie zwyciężył jeszcze w przynajmniej trzech spotkaniach z rzędu. Caixinha nawołuje swoich podopiecznych, by zrobili kolejny krok w przód w swoich piłkarskich karierach i zmienili swoją mentalność.
– Wygląda to tak, że kiedy nadchodzi ten trzeci mecz, mój zespół niewłaściwie reaguje. Motherwell zagrało dokładnie tak, jak przewidywaliśmy. Wszystko, co było trzeba, przepracowaliśmy na treningach. Zawodnicy byli świetnie przygotowani pod względem taktycznym. Różnica między tym, co widziałem na boiskach treningowych, a tym, co widziałem na meczu, była kolosalna.
– Mogę sprawić, że moi podopieczni będą lepsi taktycznie, bardziej świadomi swojej gry i silniejsi fizycznie. Jednak by osiągnąć ten ostatni poziom, wymagany przez taki klub, jakim jest Glasgow Rangers, muszą przestać bać się wygrywać. Powiedziałem moim zawodnikom, że zawstydzili mnie, klub i kibiców. Dodałem jednak, że w nich wierzę i cieszę się, że kolejny mecz jest już w środę.
Rangersi jutro zmierzą się w ramach ligowych rozgrywek z Kilmarnock. Caixinha jednak, chcąc utrzymać posadę szkoleniowca Glasow Rangers musi zrobić coś więcej, niż robił do tej pory. Musi pomóc swoim piłkarzom wznieść się na ten brakujący, wyższy poziom.