Za nami ćwierćfinały FA Cup, w których mierzyły się drużyny grające na różnych szczeblach rozgrywek piłkarskich w Anglii. Jak poprzednio, tak i tym razem nie obyło się bez niespodzianek. Kto po długich i ciężkich walkach dostał się do półfinałów?
Arsenal – Everton 4:1
Spotkanie otwierające szóstą rundę Pucharu Anglii zdecydowanie należało do tych najciekawszych. Arsenal znów trafił na groźnego rywala, w poprzedniej kolejce „Kanonierzy” mierzyli się z Liverpoolem, który gładko ograli 2:1, po nim trafili na „cichego zabójcę” – Everton. Po raz kolejny mogliśmy też oglądać w bramce Łukasza Fabiańskiego, który występował również w poprzedniej rundzie. Polski bramkarz i tym razem dał popis swoich umiejętności i śmiało może on zaliczyć minione spotkanie do udanych. Biorąc pod uwagę fakt, iż zarówno spotkanie z Liverpoolem, jak i to z Evertonem należało do tych decydujących, można wysnuć wniosek, że Arsene Wenger darzy Fabiańskiego dużym zaufaniem. Już w pierwszej połowie drużyny pokazały, na co je stać. Gra toczyła się szybkim tempem, obie strony śmiało atakowały pole karne przeciwnika, nie zabrakło też goli. Już w siódmej minucie spotkania „Kanonierzy” wyszli na prowadzenie, z futbolówką popędził Santi Cazorla, który podał na wolne pole do zaliczającego ostatnio spadek formy Mesuta Özila, a ten płaskim uderzeniem pokonał Roblesa. Na zemstę „The Toffees” musieli czekać 25 minut, dokładnie po tym czasie Ross Barkley zagrał wzdłuż bramki, piłkę sprzed linii końcowej zgarnął jeszcze Kevin Mirallas, a ta trafiła pod nogi Romelu Lukaku i to właśnie on z najbliższej odległości wepchnął ją do bramki rywala. Arsenal miał jeszcze w tej połowie okazje do wyjścia na prowadzenie, ale nie zostały one przez nich wykorzystane, obie drużyny schodziły do szatni przy stanie 1:1. Nie wiadomo, jakich słów użył trener gospodarzy podczas przerwy, ale przyniosły one zadowalający skutek. Ten, kto spodziewał się wyrównanego poziomu gry w drugiej połowie spotkania, był w błędzie. Mimo świetnej akcji Evertonu z 53. minuty spotkania, podopieczni Wengera zdominowali grę i zdeklasowali swoich rywali. Bramkarz gości musiał wyciągać futbolówkę z siatki aż trzykrotnie. Jakiś czas później sędzia główny Mark Clattenburg podyktował rzut karny po faulu Barry’ego na Chamberlainie. Z jedenastu metrów Roblesa pewnie pokonał jego rodak, Mikel Arteta, sędzia jednak nakazał powtórkę, gdyż Giroud za szybko wbiegł w obręb szesnastego metra. Arteta również za drugim razem pewnie wbił piłkę do bramki Evertonu, dzięki czemu „Kanonierzy” wyszli na prowadzenie. Rolę kata w tym spotkaniu przejął Giroud, który ustalił wynik spotkania i odebrał „The Toffees” marzenia o półfinale na Wembley. Piłkarz w trzy minuty zdobył dwie bramki, obie po składnych akcjach gospodarzy. Asysty przy tych golach zaliczyli kolejno Sagna i Özil, który po tym spotkaniu przynajmniej na jakiś czas zamknął usta krytykom. „Kanonierzy” w półfinale FA Cup, zawodnicy wciąż liczą się również w walce o mistrzostwo Anglii, mają też szanse (choć po ostatniej przegranej z Bayernem niewielkie) na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Machina z The Emirates Stadium wciąż w ruchu. Trener „Kanonierów” wypowiedział się po spotkaniu z Evertonem w kontekście czekającego jego drużynę meczu z Bayernem: „Dzisiejsze zwycięstwo było dla nas istotne, ponieważ stawia nas w dobrym położeniu pod względem psychologicznym. Pojedziemy do Monachium z podobną żądzą wygranej i nastawieniem. Wszystko przemawia przeciwko nam, ale miejmy nadzieję, że zagramy to, co potrafimy. Wtedy będziemy mieć szansę(…) Od początku traktowaliśmy te rozgrywki poważnie. To prawda, że nieco podeszło nam losowanie, ponieważ wszystkie mecze rozegraliśmy u siebie, nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło. Niemniej jednak, mieliśmy trudnych rywali – Tottenham, Liverpool oraz Everton – to pokazuje, że rzeczywiście z pełną powagą podeszliśmy do Pucharu Anglii.”
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=Ul0Zx5J3R8I” width=”640″ height=”400″ /]
Sheffield U – Charlton 2:0
Wynik tego spotkania zaskoczył wielu kibiców. Trzecioligowe Sheffield pewnie pokonało reprezentujące Championship Charlton. Podobna sytuacja miała miejsce w ostatniej kolejce, Sheffield zdeklasowało wówczas na własnym stadionie teoretycznie mocniejsze Nottingam – drużynę, która na co dzień gra w tej samej lidze, co Charlton. Być może to magia Bramall Lane zapewnia zwycięstwa gospodarzom, piłkarze z Sheffield to zdecydowana rewelacja tegorocznych rozgrywek FA Cup. Losy awansu rozstrzygnęły się między 65. a 67. minutą meczu. Najpierw na listę strzelców wpisał się Ryan Flann, który uprzedził obrońcę i efektownym strzałem wykorzystał dośrodkowanie Jose Baxtera. Zaledwie chwilę później John Brayford oddał niezbyt mocne uderzenie zza pola karnego, ale piłka szczęśliwe dla niego po rykoszecie zaskoczyła bramkarza gości i wpadła do siatki, co zapewniło gospodarzom zwycięstwo i awans do półfinału. „The Blades” są czterokrotnymi tryumfatorami Pucharu Anglii, ostatni raz miał miejsce w 1925 roku. Czy sprawią oni swoim kibicom niespodziankę i po tak długim czasie posuchy zdobędą to trofeum po raz piąty? Biorąc pod uwagę formę, jaką prezentują, nie należy tego wykluczać. Piłkarze Sheffield United wciąż w grze o zwycięstwo w najstarszych klubowych rozgrywkach piłkarskich na świecie.
Hull – Sunderland 3:0
Podobnie, jak w poprzednich spotkaniach, tak i tym razem górą byli gospodarze. „Tygrysy” od początku agresywnie atakowały pole karne Sunderlandu i dosłownie pożarły swojego rywala. Wynik meczu nie jest zaskakujący, Sunderland prezentuje się w tym sezonie słabo i ogląda „czerwone latarnie” Premiership, zaś beniaminek, z którym przyszło mu się mierzyć, plasuje się na bezpiecznym, trzynastym miejscu w tabeli Ligi Angielskiej. „Czarne koty” są dwukrotnymi zdobywcami Pucharu Anglii, ostatni raz wznosili to trofeum w 1973 roku i obawiając się spadku do Championship, liczyli na sukces w FA Cup, niestety przegrali to spotkanie na własne życzenie. Pierwsza połowa była nudna i przewidywalna, a jedynym wydarzeniem godnym odnotowania jest niewykorzystany karny przez piłkarza gospodarzy Sone Aluko. Pomocnik Hull został sfaulowany przez Larssona i sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość, jednak jego strzał obronił Oscar Ustari, warto zaznaczyć, że ten bramkarz zastąpił występującego na co dzień Vito Mannone. Po tej akcji trener zespołu gości mógł pogratulować sobie w duchu tej decyzji, jednak druga połowa meczu nieco zepsuła ten idylliczny obraz. Kilkakrotnie zawodził sam bramkarz, jak i cała defensywa Sunderlandu, piłkarze popełniali fatalne błędy w obronie, niektóre z nich nadawałyby się do poradnika „jak NIE zachowywać się we własnym polu karnym”. Podopieczni Gustavo Poyeta bezradnie biegali po murawie i nie potrafili stworzyć dobrej, składnej akcji dającej im szanse na awans do półfinału FA Cup. „Tygrysom” na pożarcie rywali wystarczyło… 9 minut. W tym czasie strzelili oni wszystkie trzy gole, bramki zdobywali kolejno: Davies (‘68), Meyler (‘72) oraz Fryatt (’77).
Manchester City – Wigan 1:2
Ten mecz to był absolutny hit tej kolejki, bowiem te właśnie drużyny spotkały się zeszłego roku w finale Pucharu Anglii. Jak pamiętamy, Wigan pokonało wówczas na Wembley „The Citizens” 1:0, jakiś czas później „The Latics” spadli do Championship. Podopieczni Uwe Röslera nie zawiedli swoich fanów także i tym razem, ponownie pokonali wielki Manchester City w tych rozgrywkach i zapewnili sobie awans do następnej rundy, udowodnili jednocześnie, że Szymborska myliła się pisząc w jednym ze swoich utworów „nic dwa razy się nie zdarza”. Droga „The Citizens” do ćwierćfinału FA Cup nie była prosta, zawodnicy mierzyli się poprzednio z Chelsea, którą pokonali 2:0, teoretycznie więc dzisiejsze spotkanie nie powinno było sprawiać im problemów. Ale, jak wiemy, teoria często mija się z praktyką i gospodarze spotkanie z drugoligowcem sensacyjnie przegrali. Już na początku spotkania drużyna gości narzuciła przeciwnikom szybkie tempo i starała się skierować futbolówkę do ich siatki, co się opłaciło. Marc-Antoine Fortune wygrał pojedynek w szesnastce z Martinem Demichelisem, a po faulu Argentyńczyka rzut karny na gola zamienił Jordi Gomez. Do końca pierwszej połowy nie wydarzyło się już nic godnego zapamiętania i drużyny schodziły do szatni przy stanie 0:1. Nie pomogły słowa Pellegriniego kierowane do jego podopiecznych w przerwie meczu. Już dwie minuty po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę spotkania, wynik na 0:2 podwyższył James Perch, który wykorzystał bierność obrońcy gospodarzy Gaela Clichy’ego. Asystę przy tym golu zaliczył James McArthur. Po tym wydarzeniu piłkarze z Etihad wzięli się ostro do roboty i co rusz atakowali pole karne rywali, lecz nie przyniosło to wymiernych efektów. Jedynego gola dla „The Citizens” zdobył strzałem zza pola karnego Samir Nasri, lecz bramkę tę można nazwać jedynie honorowym trafieniem. Kibice „The Citizens”, którzy nie zaopatrzyli się na ten mecz w porządny czteropak, popełnili wielki błąd. Podopieczni Pellegriniego mają już na koncie tryumf w Pucharze Ligi, mają też jeszcze szanse na mistrzostwo Anglii oraz zdobycie Ligi Mistrzów, więc w zasadzie wszystko przed nimi. Z Potrójnej Korony, którą obrali sobie za cel piłkarze z Etihad jednak nici.
/Sylwia Siry/
źródło statystyk: meczyki.pl