Zniszczyć, zmiażdżyć, rozgromić, rozgnieść, rozwalić, rozbić – taki plan na to spotkanie ma Arsenal na Tottenham oraz Tottenham na Arsenal. Wiemy jak wielką nienawiścią pałają do siebie kibice obu stron. Mecz „Kanonierów” z „Kogutami” wykracza dalece poza murawę boiska. To mecz o honor, prestiż i rządy w północnym Londynie. Zwycięzca będzie chodził dumnie aż do następnej konfrontacji, przegrany nie będzie mógł się jej doczekać.
London is RED – Hubert Nowicki
Nie będzie żadną niespodzianką stwierdzenie, że zdecydowanym faworytem derbów jest drużyna Arsenalu. Podopieczni Arsene’a Wengera będą podejmować odwiecznego rywala na swoim stadionie, zajmują drugie miejsce w tabeli oraz mają za sobą świetną serię zwycięstw w lidze. Do tego pokonali już w tym sezonie Tottenham w pucharze ligi. I to na obcym terenie. W ostatnich pięciu ligowych meczach „Kanonierzy” nie mylili się ani razu. Zdobyli komplet piętnastu punktów, strzelili szesnaście bramek i stracili zaledwie trzy. Liczby mówią same za siebie.
Ostatnio w genialnej formie znajduje się Mesut Özil. Niemiec asystuje aż miło, a do tego coraz częściej dokłada od siebie gole. Olivier Giroud strzela ostatnio w każdym meczu, obojętne mu czy to liga czy puchary, czy klub czy reprezentacja. Jeżeli ta para po raz kolejny zagra na miarę swoich możliwości (a na pewno to zrobi) to obrońcy „Spurs” będą tylko patrzeć jak po raz kolejny piłka wpada do siatki. Dodatkowo zabłysnąć może Alexis Sanchez. Chilijczyk jest w cieniu Niemca i Francuza, a kiedy ma przypomnieć o swoich nieprzeciętnych umiejętnościach jak nie w derbach Londynu z największym rywalem?
„Kurczaki”, o przepraszam, zupełnie przypadkowa pomyłka, „Koguty”, nie mają żadnych argumentów, żeby nawet przez chwilę pomyśleć o zwycięstwie, a ciężko będzie im nawet strzelić gola. „Kanonierzy” radzili sobie już z dużo lepszymi defensywami od tej, którą ma do dyspozycji Mauricio Pochettino. Na Emirates przyjechał Manchester United i po ośmiu minutach dostał już dwa ciosy. Wenger pojechał z zespołem do Watfordu i jedna z najlepszych defensyw w lidze poniosła koszmarną klęskę wpuszczając trzy bramki.
A co wy tam macie na tym White Hart Lane? Jakiegoś Kane’a, który niby się przełamał, bo strzelił kilka goli bezradnemu Bournemouth i wpakował gola w doliczonym czasie gry z Aston Villą? Tu mógłbym się tylko kłócić, kto jest słabszy, „Wisienki” czy „The Villans”. Przyjedzie taki na Emirates, zobaczy Coquelina z Gabrielem i nawet nie podejdzie, od razu poprosi o zmianę. Kto jeszcze? Kim wy w ogóle chcecie straszyć? Dier, Dembele, Alii? Przecież oni przy Cazorli i Özilu nawet piłki nie powąchają. Nie ma u was kto strzelać, nie ma kto kreować, jak ty w ogóle możesz liczyć na chociaż gola ze strony Tottenhamu?
NORTH London is ours 🙂 – Jacek Walkiewicz
Warto przypomnieć, że rok temu też mówiono, że Tottenham nie ma szans w pojedynku na Emirates. A jakoś „Koguty” zagrały bardzo dobrze i na wyjeździe, i u siebie. W pierwszym meczu było 1:1, zaś w drugim Arsenal nie miał nic do powiedzenia i tylko patrzył jak upokarza ich ten właśnie Harry Kane, o którym pewien kibic „Kanonierów” powiedział: „Who’s name is Harry Kane?”. Tak dla przypomnienia:
Tottenham ostatnio radzi sobie nad wyraz dobrze i poprawił to, co zawsze najbardziej irytować mogło fanów z White Hart Lane – chodzi oczywiście o grę w obronie. Irracjonalne zachowania defensorów przeszły już do historii a para stoperów Alderweireld – Vertonghen daje dużą dawkę spokoju w tyłach. Widać to po liczbie straconych goli – Tottenham z drużyny, która miała gorsze wyniki w defensywie niż spadkowicze z Premier League, teraz ma trzecią najlepszą obronę w lidze. Mało tego, „Koguty” przegrały w tym sezonie zaledwie jeden mecz – inauguracyjny, wyjazdowy z Manchesterem United. Od dziesięciu meczów nikt nie jest w stanie pokonać Tottenhamu – przekonał się o tym bardzo boleśnie Manchester City, który wyjechał z północnego Londynu z bagażem czterech goli.
A ten „jakiś” Harry Kane, jak to ładnie nazwałeś, właśnie wraca do formy z zeszłego sezonu. Trzy bramki z Bournemouth oraz gol z Aston Villą pokazują to dobitnie. I może faktycznie drużyny te nie należą do topu, ale sam fakt strzelenia 4 goli w dwóch meczach może imponować. Jego tytaniczna praca i zacięty charakter z pewnością dadzą o sobie znać w niedzielnym pojedynku. Zwłaszcza, że drużynie Arsene’a Wengera Kane ma dużo do udowodnienia i pokazał w lutym, że potrafi grać przeciwko tej drużynie.
Nie chcę Cię drogi Hubercie martwić, ale lista kontuzji w Arsenalu jest bardzo długa. Nie zagra wasz ulubieniec Walcott, dający dużo w pomocy Alex Oxlade-Chamberlain. Jack Wilshere, który ma jakiś wyraźny kompleks Tottenhamu, to spotkanie również obejrzy z trybun. Nie wystąpi również Aaron Ramsey. Niepewny jest także występ kapitalnego defensora Laurenta Koscielnego. Hector Bellerin również jest kontuzjowany. Nie są to zatem mało znaczący gracze, a jednak podstawowe figury na szachownicy Wengera. W Tottenhamie takich problemów nie ma i wszyscy najważniejsi piłkarze tego klubu są zwarci i gotowi na derby Północnego Londynu. Nie zagra co prawda Chadli oraz Heung-Min Son, ale w pomocy Tottenhamu panuje w tej chwili dość spore pole manewru.
Kim możemy postraszyć? Już mówię. Chociażby Christianem Eriksenem, dla którego rzut wolny to niemalże rzut karny i z pewnością panu Cechowi zadrżą nogi, kiedy Duńczyk podejdzie do piłki. Jego współpraca z Delle Allim, który jest zaledwie rok straszy od Ciebie wygląda bardzo obiecująco. Niech świadczy o tym fakt, że zainteresował się nim sam Roy Hodgson, który wysłał powołanie do skrzynki pocztowej młodego pomocnika. Moussa Dembele wraca do swojej optymalnej formy i pokazuje, że można na niego liczyć. Martwi mnie troszkę Erik Lamela, ale widać jego upór i pasję w grze, co będzie niezmiernie ważne podczas tej wojny, jaką niewątpliwie jest mecz Arsenalu z Tottenhamem. Nie martwi mnie zupełnie obrona. Dwóch Belgów, będących podstawowymi graczami obrony najlepszej drużyny świata według rankingu FIFA, Ben Davies i Kyle Walker dają dużą gwarancję spokoju. Na dodatek na bramce stoi jeden z trzech najlepszych goalkeeperów na świecie, czyli Hugo Lloris.
Twój argument z Pucharem Ligi jest średnio trafiony. Wszyscy wiemy, jak traktuje się ten mało prestiżowy turniej. Arsenal tylko potwierdził moje słowa, przegrywając już w kolejnej rundzie z takim gigantem, jakim niewątpliwie jest zespół Sheffield Wednesday.
Oczywiście, że faworytem tego spotkania jest Arsenal. Mają atut własnego boiska, kapitalną formę w lidze (w Europie bezpardonowo wyjaśnił ich Bayern, który nie dał żadnych nadziei i wręcz zgwałcił drużynę Wengera). Pamiętaj Hubercie jednak, że pycha kroczy przed upadkiem. Napinanie się przed meczem do niczego nie prowadzi, a prawda wyjdzie na jaw dopiero w niedzielę. Chyba nie chciałbyś przełknąć czary goryczy, w razie niespodziewanego obrotu spraw? Dla przypomnienia:
Tottenham też potrafi pokazać pazur na Emirates. Tak będzie też i tym razem, wierzę w to!
Hubert Nowicki
Widzę, że się rozpisałeś i za wszelką cenę chciałeś znaleźć jakiś promyk nadziei dla Tottenhamu przed dzisiejszym meczem. Cóż z tego, że tak cię poniosło, skoro da się zauważyć w twojej wypowiedzi kilka nonsensów?
Zacznijmy od tego, że „Koguty” poprawiły grę w defensywie i są na trzecim miejscu w lidze pod względem straconych goli. Kto jest przed nimi? Między innymi Arsenal. Nie owijając w bawełnę można stwierdzić, że ze statystyki, którą przywołałeś, wynika, że Arsenal ma lepszą defensywę. Tu od razu warto zahaczyć o drugi nonsens. Napisałeś, że Hugo Lloris jest jednym z trzech najlepszych bramkarzy na świecie. Czyżby według słynnego rankingu Jacka Walkiewicza? Wątpię, żeby gdziekolwiek indziej można było znaleźć Francuza tak wysoko. Szukać lepszego w jego fachu nie musimy daleko. Zagra jutro na Emirates. Nazywa się Petr Cech.
Idąc dalej, wymieniasz kontuzjowanych zawodników „Kanonierów”. Owszem, Wenger nie ma najlepszej sytuacji kadrowej, ale ilu z nieobecnych stanowi o sile drużyny? Osłabią oni zaledwie ławkę rezerwowych. Jedyna istotna strata to Hector Bellerin. Trzon zespołu jest zdrowy i gotowy do gry. Na bramce Cech, lider obrony Koscielny również prawdopodobnie zagra. Do tego wszystko w porządku z Coquelinem, czyli bardzo ważnym elementem układanki francuskiego menedżera. W ofensywie wszystko działa jak należy. Tu pozwolę sobie przytoczyć statystkę, która dotyczy działu kreacji obu zwaśnionych ekip. Powinna być ona dla ciebie trochę porażająca. Przedstawia ona dokonania podanych zawodników w tym sezonie Premier League.
No i na koniec małe przypomnienie. Rozgrywki pucharu ligi nie są traktowane przez kluby Premier League na poważnie, ale derby już tak. W tych Arsenal wygrał i wątpię, żeby kibice i zawodnicy „Spurs” nie byli po tamtym meczu zawiedzeni. Dodatkowo piszesz, że twój faworyt w dzisiejszym meczu potrafi pokazać pazur na Emirates. Przywołujesz nawet filmik. Owszem potrafi, zrobił to w całej historii Premier League dokładnie dwa razy.
Jacek Walkiewicz
Warto przypomnieć, że to jednak derby Północnego Londynu. One rządzą się swoimi prawami. Czeka nas na pewno ciekawy pojedynek i Tottenham wcale nie jest na straconej pozycji. Zwłaszcza, że jest w bardzo dobrej formie. Podobnie jak Arsenal. Być może przed nami najlepsze derby od lat. W każdym razie na pewno Tottenham nie jest w tym spotkaniu chłopcem do bicia i szykuje się nam kapitalne widowisko. Niech wygra lepszy!