Pojedynek „Kogutów” z „Lisami” – brzmi jak zapowiedź walki w klatce między tymi zwierzętami. Nie będziemy jednak opisywać tych stworzeń, ale skupimy się na ich piłkarskim znaczeniu. W środę czeka nas bowiem starcie dwóch ekip, które w tym sezonie spisują się wyjątkowo dobrze. Wicelider, który miał z hukiem opuścić Premier League przyjedzie na stadion Tottenhamu, który w końcu daje kibicom realne powody do tego, by wierzyć w zakończenie sezonu w pierwszej czwórce. Kto wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko?
Polujący na lisią skórę – Mateusz Musik
Drogi Krzysztofie, kojarzysz może serial animowany pt. „Tom and Jerry”? Jeśli nie, to w skrócie opiszę Ci fabułę. Jerry to mysz, żyjąca sobie spokojnie w pewnym domu. Tom zaś, to kot, któremu obecność myszy wyjątkowo przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. Tak więc tytułowy Tom za wszelką cenę stara się tej myszy pozbyć. Dla Jerry’ego działania kota stanowią jednak wyłącznie element rozrywkowy i za każdym razem z łatwością wychodzi zwycięsko z tych potyczek. Dobrze, zarys fabularny przedstawiony. Wystarczy teraz, że za kota podłożysz tu Leicester, a za mysz – Tottenham. W taki oto sposób utworzył nam się opis przebiegu środowego meczu. Nie daję bowiem ekipie Ranieriego jakichkolwiek szans na wyrwanie punktu, o ich komplecie nie wspominając. Za „Lisami” nie przemawia absolutnie nic. Zacznijmy może od obecnej formy.
Trzy ostatnie mecze. W przypadku Tottenhamu są to dwa zwycięstwa i jeden remis. Punkt zdobyty na Goodison Park należy jednak traktować jako dobry rezultat. A jak się sprawy mają na King Power Stadium? Dwa remisy i porażka. Jakby tego było mało, Leicester w tych trzech spotkaniach nie zdobyło choćby jednej bramki! A teraz przyjdzie im walczyć z najlepszą defensywą w lidze… No i jak tu wierzyć w to, że akurat na White Hart Lane nastąpi ich przełamanie? Może i byłbym w stanie postawić na nich mały procent, gdyby tylko mieli oni kim straszyć w ataku. Tu jednak sytuacja analogiczna do ostatniej formy.
Kto ma zaskoczyć Alderweirelda i spółkę w przedniej formacji Leicester? Vardy, który od kilku kolejek biega na oparach i zmaga się z urazem? Okazaki, o którym można by było mówić „świetny transfer”, gdyby kosztował nie 12, a 2 mln euro? A może Ulloa, który z rewelacyjnego poprzedniego sezonu zachował wyłącznie fryzurę? Jak widzisz, „Lisy” nie mają napastnika, którego obawiać by się mogła (jeszcze raz przypomnę) najlepsza defensywa w lidze. A jeśli porównamy to do Kane’a z Tottenhamu, to… a zresztą, tu nie ma co porównywać. Wnioski nasuwają się chyba same.
Nie ma zatem powodów, by myśleć, że Leicester ugra coś w tym spotkaniu. Dla Tottenhamu będzie to kolejny przyjemny wieczór, a zabawa w kotka i myszkę po raz kolejny przyprawi naszego kocurka z King Power Stadium o niezły ból głowy.
Chytry lis – Krzysztof Bielecki
Jeżeli pamiętasz dobrze tę kreskówkę, z pewnością przypomnisz sobie jej przebieg dokładnie. Tom niejednokrotnie miał Jerry’ego w garści i brakowało mu już tylko kropki nad i. Jeżeli już mamy więc przypisywać drużynom role jej bohaterów to musisz wiedzieć, że Lisy nie zawahają się przed zadaniem ostatecznego ciosu i zgarnięciem kompletu punktów. Forma w ostatnich kilku tygodniach może i pozostawia trochę do życzenia, ale która drużyna nie przechodzi w trakcie sezonu jakiegoś kryzysu?
Biorąc po uwagę ostatnie trzy spotkania może i wypadamy kiepsko. Dwa punkty w trzech meczach i to w dwóch przypadkach z mocno przeciętnymi rywalami. Jeżeli jednak spojrzymy odrobinę dalej, przypomnisz sobie, że przed okresem świąteczno-noworocznym Leicester był skazywany na pożarcie i rychłe odpadnięcie z walki o mistrzostwo kraju, a nawet o wielką czwórkę. Tymczasem nawet po krótkim kryzysie pozostaliśmy na drugim miejscu z przewagą aż czterech oczek nad Tottenhamem. Słabsze okresy w futbolu zdarzają się zawsze i dotyczy to każdej drużyny. Leicester już nie raz w tym sezonie był spisywany na straty. Czy to po wysokiej porażce z Arsenalem, czy remisie z Hull. Za każdym razem jednak podopieczni Ranieriego byli w stanie się otrząsnąć i wrócić na zwycięską ścieżkę i to samo stanie się w środę na White Hart Lane.
Czy naprawdę wątpisz w potencjał ofensywny drugiej najmocniejszej ofensywy w lidze? W czasie kiedy Mahrez bije najlepsze europejskie wyniki w klasyfikacji kanadyjskiej, a Jamie Vardy bije kilkunastoletni rekord legendarnego Ruuda? Spójrzmy zresztą na statystyki. Jamie Vardy przewodzi klasyfikacji strzelców z 15 bramkami na koncie, a Riyad Mahrez ustępuje mu tylko dwoma trafieniami. Jak ma się to do Tottenhamu, kiedy Harry Kane zdobywa 11 bramek, a następnego przedstawiciela Kogutów próżno szukać na czołowych lokatach zestawienia? Okazaki też zresztą udowodnił, że potrafi strzelać, więc o siłę ognia w Leicester nie ma się co martwić, a przecież Vardy nie takich Alderweireldów już w tym sezonie ogrywał.
Mateusz Musik
O ofensywę się widzę nie martwisz. Lęku przed zestawieniem obronnym już jednak nie ukryjesz. Vardy i Mahrez może i zachwycali z przodu, ale tyły nigdy nie były i nigdy nie będą mocną stroną Leicester. Duet Huth-Morgan na papierze może jeszcze tak tragicznie nie wygląda, ale w rzeczywistości ta dwójka jest odpowiedzialna za jakąś połowę straconych bramek. Boki również nie powalają. Fuchsa pamiętamy wyłącznie z jednej cudownej asysty, a Simpsona… cóż, ten to dopiero jest anonimowy w tym sezonie. Całość ratuje niejako Kante, ale sam Kante w spotkaniu z Tottenhamem to będzie zdecydowanie za mało. W defensywie „Lisów” brakuje zwyczajnie jakości. Ofensywny kwartet w składzie Eriksen, Alli, Lamela, Kane nie powinien mieć problemów z forsowaniem tego szwajcarskiego sera. Zresztą w niedzielnym starciu w ramach FA Cup ta sztuka udała się dwukrotnie i tylko cud w postaci bramki Wasilewskiego spowodował, że ta dominacja „Spurs” nie zakończyła się awansem.
Zgodzę się, co do kryzysu. Dopada on każdego i jest to nieuniknione. Tottenham jest jednak od tego kryzysu daleko. Morale w zespole znakomite, niemal wszyscy zdrowi więc zniżki formy nikt się tutaj nie obawia. Leicester natomiast w owym kryzysie się jeszcze znajduje. Dlaczego więc akurat teraz miałoby nastąpić przełamanie?
W środowy wieczór nie będzie powtórki z rozrywki i tym razem Tottenham rozprawi się z rywalem. Tak, jak wspominałem – Leicester nie ma argumentów. Gorsza każda formacja, gorszy menadżer (z całym szacunkiem do Ranieriego, ale jednak po wcześniejszych niepowodzeniach nie można go stawiać nad Pochettino), gra na wyjeździe, która co prawda nie wychodzi Leicester najgorzej, ale to jednak White Hart Lane – teren zdobyty w tym sezonie zaledwie jeden raz. Sam Mahrez (no może z lekką pomocą Kante) to zdecydowanie za mało, by zapobiec bolesnej porażce.
Krzysztof Bielecki
Nie martwię się o ofensywę jak trafnie zauważyłeś, ale nie mam obaw także o defensywę. Rzecz jasna nie ma co ukrywać, że postawa formacji obronnej Lisów pozostawiała wiele do życzenia i nie dorównywała ich niesamowitej ofensywie, ale jeżeli tylko rzucisz okiem na wyniki ostatnich kilku kolejek, z pewnością zauważysz, że Claudio Ranieri poczynił zdecydowane kroki w celu poprawy gry defensywnej. W ostatnich trzech kolejkach Schmeichel tylko raz wyjmował piłkę z siatki, po pechowej stracie gole z Liverpoolem. Po za tym obrońcy nie pozwolili trafić do siatki niesamowitej sile ofensywnej Manchesteru City, a do tego zachowali czyste konto w spotkaniu z Bournemouth. Wydaje się, że sztab trenerski znalazł złoty środek na skuteczną grę z tyłu i jestem przekonany, że w meczu z Tottenhamem wszystko będzie grało jak w szwajcarskim zegarku.
Czy Tottenham jest daleko od kryzysu? Atmosfera w zespole faktycznie może być bardzo dobra, ale nie uważam, że jest to na tyle silny i dojrzały zespół, żeby mógł kontynuować swoją doskonałą serię, którą prezentują w zasadzie od listopada. Już bardzo szczęśliwa wygrana z Watford mogła sugerować, że zespół powoli łapie zadyszkę, a i mecz z Evertonem nie należał do tych najlepszych w wykonaniu Spurs. Właśnie dlatego dla Leicester to idealny moment na przełamanie.
Podejście do Claudio Ranieriego nie dziwi mnie ani odrobinę. Przecież Włoch od samego początku był równany z ziemią i jeszcze przed rozpoczęciem pracy w Anglii, z hukiem relegowanym do Championship. Tymczasem z każdym kolejnym tygodniem menedżer udowadniał krytykom jak bardzo się mylili i zrobił z Leicester drużynę, o jakiej poprzednik Nigel Pearson nawet chyba nie marzył. Można powoływać się na poprzednie niepowodzenia, ale wydaje się, że wreszcie po tylu latach Ranieri jest w stanie przekuć swoje doświadczenie na boisko i poprowadzić Lisy do wielkich sukcesów. A Pochettino? To znakomity, młody menedżer który wykonywał doskonałą robotę w obu angielskich klubach, ale w tym pojedynku kluczowe będzie doświadczenie i to ono zdecyduje o zwycięstwie taktycznym, a wreszcie zgarnięciu trzech punktów.
A Wy co sądzicie? Hit kolejki zakończy się wysokim zwycięstwem którejś z ekip? A może czeka nas podział punktów?
[socialpoll id=”2323317″]