Pojedynek ZZP: Wojna na Camp Nou

Dziś o 20:45 kolejny odcinek batalii o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Wczoraj obyło się bez niespodzianek, dziś o takową postara się Manchester City. Czu podopiecznych Manuela Pellegriniego stać na odrobienie dwubramkowej straty na Camp Nou? Zapraszamy na kolejną część ligomistrzowego „Pojedynku ZZP”, w którym nasi redaktorzy zmierzą się na słowa argumentując, kto wyjdzie z dzisiejszego meczu 1/8 finału zwycięsko.

Piotrek Baleja (FC Barcelona): Świat ostatnio stał się nader konfliktowy, rozróby w środkowej Afryce, wojna o Krym – bynajmniej nie ten na ciostku – a już jutro rozpocznie się kolejny. W Świątyni Footballu na przeciw siebie staną Barca i Manchester City, stawką bitwy jest awans do 1/4 finału Ligi Mistrzów. W znacznie lepszym położeniu są zawodnicy „Taty”, w pierwszym meczu wygrali 0:2 i do rewanżu -podkreślmy- na własnym stadionie przystępują ze względnym komfortem. Zdają sobie sprawę, że zaraz zostanie wywleczony blamaż z Valladolid, ale popatrzymy na ostatnie dokonanie „Obywateli”, hmm chyba pożegnali się FA Cup po porażce z drugoligowcem. Smutne prawda? Fatalna postawa Barcy w ostatniej kolejce spowodowana była między innymi słynnym już „wirusem FIFA”. Objawy są znane, wiadomo kiedy przychodzi oraz to, że szybko mija, więc to 1:0 może tylko zmotywować zawodników Martino do lepszej gry. Sytuacja w lidze stała się ciut trudniejsza, więc Blaugrana zapewne będzie chciała pokazać, że jest mocna właśnie w LM.

Bartek Stańdo (Manchester City): Wojna, powiadasz? Wojnę zwykle wygrywają ci, którzy mają w swoich szeregach lepszego przywódcę, kapitana z prawdziwego zdarzenia. Ekipą Manchesteru City dzieli i rządzi Vincent Kompany, którego pracy na Camp Nou – w przeciwieństwie do pierwszego meczu z Barceloną i wpadki w FA Cup – nie będzie sabotował Martin Demichelis. Generał, który przed nazwiskiem powinien mieć tytuł „profesor”, nie ma odpowiednika w szeregach rywali. Carles Puyol leczy kontuzję i po sezonie odchodzi z Barcelony, a przydomek Xaviego („Generał” właśnie) używa się tylko ze względu na dawne czasy.
Do wojny Barcelona przystępuje z przewagą wojsk w postaci dwubramkowej zaliczki na Etihad Stadium, ale bez przywódcy i posiadając niskie morale po kolejnych wtopach w lidze. Ciężko wygrać wojnę bez tych dwóch czynników, bardzo istotnych w czasie walki. Do tego dochodzi większa motywacja po stronie „Obywateli” – piłkarze z niebieskiej części Manchesteru nic w europejskich pucharach nie osiągnęli, na Camp Nou jadą podrażnieni wynikiem z pierwszego meczu. Barca? Zgubić ją może pewność siebie i fakt, że ona tak naprawdę nie musi kompletnie nic. Piłkarze Blaugrany zdobyli w ostatnim czasie wszystko po kilka razy, wielkie triumfy święcą także na mistrzostwach świata i Europy. Dla nich każdy następny mecz to zabawa, wymiana piłki z uśmiechem na twarzy. Uśmiechem, który może po starciu z wygłodniałymi bulterierami Pellegriniego zamienić się w grymas.
[sz-vimeo url=”http://vimeo.com/87084528″ /]

Piotek Baleja: Grubo się mylisz pisząc, że Barca nie ma nic do udowodnienia, właśnie teraz musi udowodnić więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Zewsząd słychać zarzuty, że kończy się pewna era, a zadaniem Messiego i spółki jest zapobiec sianiu defetyzmu. Skoro już przy nim jesteśmy – Messi jest odpowiedzią na Twoje zarzuty o braku generała. Ten niski, ale wielki człowiek, jak pokazują statystyki, zawsze strzela w 1/8 finału LM. Pojawiły się również zarzuty, iż jest to jego najsłabszy sezon w historii, a jak wiadomo „Atomowa Pchła” zawsze „bombowo” odpowiada na takie oskarżenia. Twierdzisz, że Xavi jest generałem już tylko z nazwy, moim zdaniem zdecydowanie się mylisz. Jego doświadczenie i umiejętność sterowania grą nie raz i nie dwa doprowadzą do frustracji piłkarzy z niebieskiej części Manchesteru.

Twierdzisz, że morale w szeregach Dumy Katalonii będą słabe? Nic podobnego, to nie jest banda gimnazjalistów (bez obrazy dla tej grupy społecznej), tylko zgrana ekipa profesjonalnych piłkarzy, którzy wiedzą, że po upadku trzeba wstać i to najlepiej z podskokiem i obrotem. Najlepszą i najszybszą okazją do tego będzie mecz z City właśnie. Barca dzięki „Obywatelom” ustawi się na właściwych torach, na których rozjedzie Madryt w zbliżających się GD, ale to już temat na osobne rozważania.
Bartek Stańdo: Oczywiście mogę nie mieć racji, więc niech przemówi boisko – ono nigdy nie kłamie. Tam, na pokrytym trawą prostokącie 105×68, FC Barcelona pod wodzą Taty Martino jest nijaka. Myślałem, że po czasach panowania Villanovy i Jordiego Roury w Katalonii zaświeciło słońce, gdy swoją stopę w jej stolicy stawiał argentyński szkoleniowiec. Miały być strzały z dystansu, lepsze zachowanie przy stałych fragmentach gry i poprawiony kontratak. Co z tego zostało? Jeszcze nudniejsze i wolniejsze tempo rozgrywania akcji, które coś tak charakterystycznego dla Barcy jak podania prostopadłe widzą raz na ruski rok. Porażka z Valladolid to nie był – jak w olbrzymiej większości tego typu porażek z niżej notowanym rywalem – wypadek przy pracy, zła pogoda czy słabszy dzień. Ta porażka, jak i te pozostałe, które z wielkiej przewagi nad Realem Madryt zrobiły zimowe -4 na Camp Nou, przypadkiem nie była.
Manchester City w weekend pożegnał się z marzeniami o czterech tytułach. Porażka tym boleśniejsza, bo z drugoligowcem, ale nie sposób przy tej okazji pominąć obraz gry „The Citizens” w drugiej części gry, kiedy to piłkarze Pellegriniego zamknęli katów klubu z Eastlands (w ubiegłym sezonie Wigan także odebrało marzenia City o pucharze, wtedy w finale) całkowicie zdominowali i zamknęli na własnej połowie. Poza tym wydaje mi się, że myślami byli już przy dzisiejszym starciu, ale to ich oczywiście nie usprawiedliwia. Reasumując, dołek Manchesteru City to przy kryzysie FC Barcelony to jak depresja na Żuławach Wiślanych przy Rowie Mariańskim. Różnica będzie widoczna dzisiaj na Camp Nou i zaskoczy niejednego obserwatora tego wielkiego meczu.
FCBMCI
Składy wg zzapolowy.com
PODSUMOWANIE:
Piotrek Baleja: Strata z Etihard jest zbyt duża aby ją odrobić na Camp Nou. Piłkarze Barcy sroce spod ogona nie wypadli i wiedzą, jak należy rozgrywać takie mecze. Dodatkowo będą chcieli zadośćuczynić kibicom, za ten blamaż z Valladolid. City przyjedzie do drużyny zmotywowanej, znów głodnej zwycięstwa i zmuszonej do pokazania się z jak najlepszej strony, bo kibice są podrażnieni ostatnim wynikiem i ich cierpliwość może skończyć, jeżeli po przyjściu na stadion, czy rozłożeniu się w fotelu przed TV nie zobaczą galaktycznej, magicznej i niedostępnej dla rywali tiki-taki 

Bartek Stańdo: W pierwszym meczu drużyna Manchesteru City do momentu stracenia pierwszej bramki nie była gorszym zespołem. Wszystko posypało się przez głupotę Demichelisa, a obraz meczu na Etihad zaciemnił gol strzelony w końcówce przed Daniego Alvesa. Drużyna Pellegriniego na mecz z Barceloną zamelduje się znów w liczbie jedenastu piłkarzy, a wśród nich największa gwiazda i najlepszy piłkarz – Sergio Aguero. On, w połączeniu z zabójczym duetem w środku pola Fernandinho-Yaya Toure (wraca na Camp Nou), może dać zwycięstwo „Obywatelom”. Czy awans? Tu pewności nie mam, faza pucharowa rządzi się swoimi prawami, ale czuję, że gole strzelone na wyjeździe będą korzystnym czynnikiem dla gości.

/Bartek Stańdo & Piotrek Baleja/

Komentarze

komentarzy