Polacy grają na „#brzexit”? Kapitalny początek weekendu naszych reprezentantów

Bolały nas oczy. Po prostu bolały. Ostatnie dwa mecze (choć nie tylko one) kadry pokazały, jak bardzo nie mamy pomysłu na grę i jak bardzo jesteśmy w pewnej części ciała na cztery litery. Wciąż nie zdążyliśmy przyzwyczaić się do tej beznadziei po niezłych latach za kadencji Adama Nawałki. Czy jedyne co nam pozostało to czekanie na seryjne porażki i powrót znanego „nic się nie stało, Polacy nic się nie stało”?

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Jerzy Brzęczek – to od niego trzeba zacząć. Początkowo nie chcieliśmy go krytykować, dawaliśmy czas, próbowaliśmy zrozumieć i poczekać na pierwsze mecze o stawkę, czyli te eliminacyjne. Teraz, po roku pracy, chyba jednak już mało kto wierzy, że ma to sens. Rzeczy zamiast się polepszać, idą w złą stronę. Czy jest sens czekać na cud? W to wierzy chyba jedynie prezes Zbigniew Boniek – jeśli zwolniłby Brzęczka, przyznałby się do ewidentnego błędu, który popełnił latem 2018 roku. Jak dobrze wiemy, prezesowi takie rzeczy przychodzą raczej ciężko. Woli wierzyć (albo wmawiać sobie), że wszystko jest ok.

Ale nie jest. Mamy zawodników zdolnych do czegoś więcej. Jerzy Brzęczek po ostatnim meczu z Austrią stwierdził, że nie można oczekiwać zbyt wiele, jeśli ma się trzech zawodników w Championship, a rywal kilkunastu w Bundeslidze i w Lidze Mistrzów. Ok – jego już się nie czepiamy, bo jest po prostu trenerem z ekstraklasy, któremu powierzono zbyt wiele. Nie ma się co pastwić.

Od jakiegoś czasu po Internecie hula hasztag #brzexit, nawołujący do wiadomej decyzji władz PZPN-u. Kibice są niemal jednogłośni, eksperci w coraz większej liczbie także i można zakładać, że nie inaczej jest z reprezentantami. Po niespełna dwóch tygodniach zgrupowania, treningów i meczów pod okiem „wuefisty”, mieli prawo być zmęczeni. Nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Kierowani przez niekompetentną osobę, zostali skazani na krytykę, hejt i pogardę.

Czy w rzeczywistości są tak beznadziejni jak w spotkaniach naszej drużyny narodowej? Oczywiście, że nie. Powrót do klubów mogli potraktować jako wielką ulgę i kamień z serca, bo tam idzie im naprawdę nieźle. Wpuszczeni do „normalnego”, profesjonalnego świata piłki, wyglądali niemal jak pies spuszczony ze smyczy po całym dniu bycia uwiązanym. Odżyli.

I tak Krystian Bielik został wybrany MVP meczu Derby County – Cardiff City (1:1), Jan Bednarek pomógł Southampton w pokonaniu Sheffield United (1:0), Kamil Grosicki zdobył bramkę i został wybrany MVP meczu z Wigan (2:2), z tytułem MVP skończył także Wojciech Szczęsny w zremisowanym 0:0 meczu z Fiorentiną. Czyste konto zachował tam także Bartek Drągowski, a debiut w Serie A w 89. minucie zaliczył Szymon Żurkowski. Mało? W głowie najwidoczniej „przestawiło się” także Piotrkowi Zielińskiemu, który rozpoczął akcję bramkową Napoli w meczu z Sampdorią (2:0), miał kilka świetnych piłek i wystawił koledze „patelnię”, która jednak nie została wykorzystana. Do tego Lewandowski trafił w meczu z Lipskiem, już po kilkunastu minutach mając więcej celnych strzałów (trzy), niż łącznie w meczach ze Słowenią i Austrią. Wisienką na torcie jest bramka Grzegorza Krychowiaka, który odnalazł się w akcji jak typowa dziewiątka, pognał przez pół boiska i z zimną krwią wykończył akcję.

Uff, dużo tego. I co, panie Brzęczek, dalej szukamy wymówek w jakości piłkarzy? Oni sami świeżo po kadrze pokazali, co potrafią w normalnych warunkach. Jeśli nie mogą mówić wprost co myślą o #brzexit (bo nie wypada), to świetnie zaprezentowali to na boiskach.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Komentarze

komentarzy