Strzelając w ciemno można by stwierdzić, że fani Juventusu za swoim ukochanym bramkarzem skoczą w ogień. Ponad 15 lat między klubowymi słupkami, niesamowita forma, ale przede wszystkim oddanie barwom, których nie zmienił nawet po relegacji do Serie B. Mimo bycia żywą legendą „Starej Damy”, Buffon nie będzie wiecznie oszukiwał czasu. Teraz dostajemy kolejne przesłanki, że to już niestety coraz bliżej…
Wojciech Szczęsny przechodząc do Juventusu był świadom tego, że przez rok będzie zmiennikiem włoskiej legendy. W założeniu Buffon miał zakończyć karierę po mundialu w Rosji i przekazać pałeczkę Polakowi. Stało się inaczej – Włosi wstydliwie polegli w walce o MŚ, a „Gigi” zaczął poważnie myśleć nad kontynuowaniem kariery. Z korzyścią dla naszego bramkarza, Buffon doznał najpoważniejszej kontuzji od siedmiu lat (pauzował od czerwca 2010 do stycznia 2011), przez co wyleciał na dziewięć spotkań. 40-latka świetnie zastępował Wojtek, dając do myślenia wielu osobom…
Na stronie alfredopedulla.com w pewnej sondzie zapytano, kogo kibice Juventusu woleliby oglądać w bramce w ostatnich miesiącach sezonu. Wbrew zrozumiałym domysłom, to na Szczęsnego głosowała zdecydowana większość, bo aż 2/3 głosujących. Zaufanie warto docenić tym bardziej, że przed „Starą Damą” kluczowe pojedynki, czyli walka o Puchar Włoch, pogoń za Napoli w lidze i napięta sytuacja w Lidze Mistrzów.
Kibice z pewnością zauważyli dotychczasowe dokonania Wojtka, który kiedy już bronił, robił to pewnie i ze świetnym rezultatem. W swoich 16 występach wpuścił tylko sześć bramek, natomiast Buffon w 20 meczach – 19. Obaj zachowywali czyste konto dziesięciokrotnie. Znaczący dla fanów mógł być niedawny pojedynek z Tottenhamem, w którym 175-krotny reprezentant Włoch mógł się zachować lepiej przy bramce Eriksena.
Szczęsny czy Buffon? Wychodzi na to, że czysto sportowo powinien bronić Wojtek. Za rywala ma jednak nietykalnego giganta, który dopóki nie będzie wyraźnie odstawał formą, będzie grał. Najlepiej by było, gdyby udało się pogodzić obie rzeczy, czyli niekończenie kariery przez „Gigiego” i miejsce w pierwszej jedenastce dla Polaka. Jednak czy jest to w ogóle możliwe? Pozostaje cieszyć się, że nasz rodak naprawdę wykonuje kawał dobrej roboty i liczyć na kolejne szanse.