Przyjaciele od pieniędzy

Rekin biznesu i Pan Wyjątkowy. Jorge Mendes i Jose Mourinho. Dwaj Portugalczycy, których interesy, dzięki swojej biznesowej przyjaźni idealnie się napędzają. Wszystko za pomocą sprawnie przeprowadzanej polityce transferowej, którą najważniejszy agent w obecnym futbolu steruje jak marionetką.

– On będzie Sir Alexem Fergusonem rodem z Chelsea. Uwielbia tych fanów, kocha Londyn i sądzę, że zostanie tam przez kolejne 10 lat – stwierdził w lutym tego roku Mendes, którego wypowiedzi rzadko można wyczytać w prasie, czy w przeróżnych serwisach internetowych. Nie pozwala mu na to przede wszystkim czas, który on zdaje się wyciskać do maksimum. Pracuje niemal 24 godziny na dobę, dbając o wizerunek swoich klientów i żyjąc – w zasadzie – ich życiem.

Z Jose poznali się tuż przed jego przejściem z Porto do Chelsea. Jego ówczesny agent Jorge Baidek został natychmiastowo usunięty z negocjacji pomiędzy obiema stronami, co ciekawe proponując „The Special One” Liverpool jako miejsce przyszłego zatrudnienia. Osoby, które znały się od pobytu Mourinho w Uniao Leira zostały brutalnie rozłączone przez Mendesa. A potem poszło jak po sznurku.

JOSE MOURINHO / Jorge Manuel Mendes

Przy podpisywaniu kontraktu z Chelsea, dwukrotny zwycięzca Ligi Mistrzów zabrał ze sobą Paulo Ferreirę oraz Ricardo Carvalho. Dorzucił do tego Tiago Mendesa z Benfiki, w której agent też miał swoje wpływy. Za te trzy transakcje do Londynu Mendes wyciągnął 3 miliony euro prowizji. Dwa lata później do mistrzowskiej wówczas ekipy „The Blues” dołożył na wypożyczenie Maniche z Dynamo Moskwa. Kariery wielkiej w Londynie nie zrobił, ale pieniądz się kręcił. To było najważniejsze.

Latem 2008 roku „rekin biznesu” znowu miał swój szczytowy moment. Asystował przy dwóch dużych transakcjach. Do Interu wprowadził Mourinho, zaś do Chelsea, z której właścicielem Romanem Abramowiczem coraz częściej szukał się w interesach, wepchnął Luisa Felipe Scolariego, za jednym razem dokładając w pakiecie Deco z Barcelony. Wracając do tematu Interu – tym razem nie było już tak owocnie w transferach na linii dwóch Portugalczyków. Transfer Thiago Motty w 2009 roku, na 12 miesięcy przed odejściem Mourinho z Włoch, to było maksimum, ile ze swoich relacji mogli wycisnąć. Wszystko przez brak znaczących wpływów Mendesa w tym rejonie, gdzie raczej królem jest Mino Raiola. To niepowodzenie zostało zakryte innym sukcesem: sprowadzeniem Cristiano Ronaldo do stolicy Hiszpanii, co zaowocowało prawdziwą wiązankę dalszych transakcji.

– Masz najlepszego piłkarza na świecie, teraz czas na trenera – miał usłyszeć ówczesny prezes Realu, Ramon Calderon z ust Mendesa w 2009 roku. Ten jednak nie podzielał jego entuzjazmu. Twierdził, że styl bycia obecnego menedżera Chelsea nie bardzo odpowiada takiemu klubowi jak Real. Calderonowi zresztą nie po drodze było także z agentem, wręcz żaląc się, że ten przechadza się po klubowych pomieszczeniach, jakby były jego prywatnymi korytarzami. Wszystko zmieniło się po zmianie władz 10-krotnego zdobywcy Champions League. Na stołku zasiadł Florentino Perez, który rok po nominacji ściągnął Mourinho do swego królestwa.

mourinhomennn

I znowu wszystko nabrało rozpędu. W tym samym okienku Angel di Maria (20 milionów funtów) oraz Ricardo Carvalho (7 milionów funtów) ze stajni Mendesa trafili pod skrzydła Jose w Madrycie. Rok później dołożyli także Fabio Coentrao za sumę 26 milionów funtów. Nawet odejście egocentrycznego Portugalczyka z „Królewskich” nie zachwiało przepływu gotówki. Agent szybko uruchomił dawną ścieżkę w postaci kontaktów z Abramowiczem i ponownie wepchnął swojego klienta na stołek menedżera w Londynie. Oprócz trzech wspomnianych stron, ważnym elementem w tej transakcji okazała się prawa ręka Rosjanina – Marina Granovskaia, która od stycznia namawiała „The Special One” do powrotu.

Rok 2013 i 2014 to okres największych wpływów Mendesa. W 2013 aż 110 milionów przelanych przez Monaco do Porto i Atletico Madryt to transakcje jego pośrednictwa. Kolejne letnie okienko i przychody znowu urosły – tym razem za czwórkę Di Maria, Mangala, Rodriguez, Costa zainteresowane kluby zapłaciły blisko 200 baniek. Ten ostatni, czego można było się spodziewać, trafił do Chelsea.

Kilka lat temu, jeszcze jako menedżer Realu, Mourinho stwierdził, że nikt tak jak Mendes nie potrafi dbać o swoich klientów, jak właśnie jego aktualny agent. Patrząc na jego dokonania można wysnuć wniosek, że niemożliwe nie istnieje. Że nie ma transferu, którego by nie przeprowadził. Ostatnie wypożyczenie Radamela Falcao (o ironio, znowu do Chelsea, gdzie rządzi „jego” trener) idealnie to dokumentuje.

Komentarze

komentarzy