Romantyczne historie w piłce nożnej są być może jej najpiękniejszą częścią, a ich wyjątkowość polega także na tym, że nie nie dostajemy ich na co dzień. Kopciuszek rzadko wychodzi z cienia tych lepszych, a Dawid nieczęsto pokonuje Goliata. Tym razem jednym z bohaterów pięknej historii został Polak, Rafał Gikiewicz.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Pojawiło się już ładne określenie, że w jego karierę nie wierzył nikt, poza nim samym. Wypychany na siłę ze Śląska Wrocław, szukający szczęścia w Niemczech, napierając z całych sił. Bywały lepsze i gorsze chwile, ale w końcu ciężka praca i wiara w siebie przyniosły sukces. I to nie jeden.
Po dwóch latach niebytu we Freiburgu (łącznie cztery występy), Rafał Gikiewicz w 2018 roku trafił do 1. FC Union Berlin. Drużyny, która w ostatnich latach radziła sobie na zapleczu Bundesligi całkiem nieźle, choć już wtedy uznawano to za szczyt i wybryk losu. W końcu „Żelaźni” nigdy nie grali w pierwszej lidze, a konkurencja była naprawdę duża. To nie przeszkodziło Polakowi marzyć.
– Gdy powiedziałem dyrektorowi sportowemu, że przyszedłem do klubu, aby awansować do Bundesligi, tylko zaśmiał się pod nosem – mówi Rafał Gikiewicz w rozmowie z „Łączy Nas Piłka”.
– W poprzednim sezonie Union zaledwie cztery razy zagrał na zero z tyłu i zakończył rozgrywki na ósmym miejscu. Nikt nie wierzył w to, że możemy sprawić taką sensację. Union też się zabezpieczył, podpisując ze mną taki „widokowy” kontrakt, że dopiero po rozegraniu odpowiedniej liczby meczów, wskakuję na wyższy pułap. W klubie obawiali się, czy nie przychodzi ogórek, który będzie miał kłopoty ze złapaniem piłki – dodał Polak.
Nigdy nie przestawaj wierzyć i walczyć
Gikiewicz nie tylko nie okazał się ogórkiem, ale został jednym z bohaterów i filarów zespołu, który nieoczekiwanie ograł w barażach VfB Stuttgart. 14 czystych kont, najlepsza obrona w lidze, do tego gol (!), który dał jesienią cenny punkt. M.in. dzięki niemu Union skończył na trzeciej, a nie czwartej pozycji, wyprzedzając Hamburger SV.
„Ja nie dam rady? To patrz” – mniej więcej takim określeniem można skwitować dotychczasową karierę Polaka. Miał być za słaby, miał sobie nie poradzić, jego ambicja miała być grubo na wyrost. Koniec końców Gikiewicz cieszy się z awansu do Bundesligi i powołania do kadry. Jak widać czasem warto być niepoprawnym optymistą i popierać to ciężką pracą.