Rafał Siemaszko, bohater czy zwyczajny oszust? Ruch chce powtórki spotkania!

Na okładce „Przeglądu Sportowego” ponownie znalazł się Rafał Siemaszko. Podobnie jak w finale Pucharu Polski znowu zdobył ważną bramkę dla Arki, kolejny raz ratując swój zespół. Jednak z tą różnicą, że bramkę na 1:1 z Ruchem napastnik zdobył ręką. Ten gol pośrednio wpłynął na spadek chorzowian do I ligi. Przy remisie w Gdyni 1:1 Ruch stracił szansę na utrzymanie, natomiast Arka wyprzedziła Górnik Łęczna. Tym zachowaniem Siemaszko stracił w oczach wielu. Prezes Ruchu, Janusz Paterman, domaga się powtórki spotkania.

Rafał Siemaszko stał się w Gdyni bohaterem. Zapracował sobie na to swoją postawą na boisku, dziesięcioma bramkami w lidze i bramką w finale Pucharu Polski. Fakt, że strzelił gola ręką, nie zmieni jego statusu wśród kibiców Arki, ale już wśród reszty środowiska piłkarskiego z pewnością. Niedawno zostali podani kandydaci nominowani do zdobycia nagród podczas gali ekstraklasy. Napastnik „Żółto-niebieskich” znalazł się w gronie nominowanych w kategorii Odkrycie Roku. Przed sobotnim spotkaniem jego szanse były spore, bowiem zyskał sympatię kibiców, nie tylko tych z Gdyni. Historia Siemaszki mogłaby posłużyć jako gotowy scenariusz do filmu. Praca w stoczni, występy w niższych ligach, debiut w ekstraklasie w wieku 30 lat, gol na Stadionie Narodowym. Czego chcieć więcej? Niestety dla niego, sobotnim zachowaniem mocno popsuł swój wizerunek, na który tak ciężko i długo pracował. Tomasz Smokowski w programie „Misja Futbol” powiedział wprost, że już tej nagrody nie dostanie, bo piłkarze nie zagłosują na oszusta. Wygra zatem ktoś z dwójki Niezgoda – Bednarek.

Rafał Siemaszko dołączył zatem do zacnego grona piłkarzy, którzy zdobywali gole ręką. Maradona, Scholes, Henry. Trzeba przyznać, że sami wybitni piłkarze. Ręka Siemaszki nie została jednak okrzyknięta „Boską ręką Rafała”, a kibice i komentatorzy nie zostawili na napastniku suchej nitki, twierdząc, że powinien się przyznać. Sam zawodnik twierdzi jednak, że to był impuls. 

– Nie będę oszukiwał – piłka odbiła mi się od ręki i wpadła do bramki. Jestem lekko zawstydzony. To był impuls, tak się stało. Kiedyś Thierry Henry też strzelił gola ręką w barażach o MŚ i dzięki temu Francuzi awansowali na mundial kosztem Irlandii. Nie chcę porównywać się do Maradony czy Henry’ego, bo umiejętnościami mi do nich daleko. Takie rzeczy w piłce się zdarzają, nawet w polskiej. Czym różni się moja ręka od ręki Ryoty Morioki, który strzelił tak gola na 1:1 tydzień temu w meczu z nami? – stwierdził w rozmowie z „PS”.

Fakt, że ręka była i gol został uznany nieprawidłowo, nie podlega żadnej dyskusji, ale trudno się nie zgodzić z napastnikiem gdynian. Mieliśmy ostatnio przykład spotkania Śląska z Arką, w którym Moryoka również pomagał sobie ręką. Tak samo w meczu Korony z Wisłą Kraków, w którym dwie bramki dla kielczan nie powinny być uznane. Co tydzień kontrowersji jest mnóstwo – co za różnica, czy bramka pada z metrowego spalonego, czy po zagraniu ręką? Jakub Wawrzyniak w ostatnim meczu z Jagiellonią również nie ukrywał, że przy drugim karnym dla Lechii musiał wykazać się doświadczeniem, dając jednoznacznie do zrozumienia, że karny był naciągnięty. Co z Radoviciem, który przewraca się bez kontaktu z przeciwnikiem?

Rafał Siemaszko słusznie zauważył, że przyznając się do oszustwa, Arce by nie pomógł. – Może gdybym przyznał się, dostałbym statuetkę Fair Play, ale Arki to by nie uratowało. Teraz – może dziwnie to zabrzmi – mamy wszystko w naszych rękach, a nawet nogach – tłumaczył piłkarz.

Prezes Ruchu postanowił zainterweniować w tej sprawie, nawet w UEFA.  Janusz Paterman chce powtórki tego spotkania, ponieważ remisując, jego zespół spada do I ligi, w przypadku zwycięstwa miałby nadal szanse na utrzymanie. Oczywiście szanse na pozytywne rozpatrzenie wniosku przez jakąkolwiek komisję są niemal zerowe. Załóżmy, że każdego tygodnia w każdej lidze jest zespół, który został pokrzywdzony przez arbitra. Do UEFA spływają listy, odwołania i zażalenia. Po pierwsze, musiała by utworzyć dodatkowy oddział zajmujący się takimi sprawami, w którym pracowało by kolejne tysiąc ludzi. Nawet jeśli decyzje byłyby pozytywne, to kiedy miałyby się odbywać takie mecze, skoro już teraz wiele drużyn narzeka na napięty terminarz? A co z kibicami? Ponownie mieliby kupować bilet na ten sam mecz? Przecież to absurd, który nie zostanie wprowadzony w życie. Na końcu piłkarze zamiast 40 meczów w sezonie, rozgrywaliby 60, bo co drugi byłby powtarzany. Ruch spada nie dlatego, że Siemaszko strzelił bramkę ręką, tylko dlatego, że od dłuższego czasu klub jest źle zarządzany. Poza tym ostatnie zwycięstwo Ruchu oglądaliśmy 18 marca z Zagłębiem, czyli  przez następne 10 spotkań chorzowianie nie potrafili zdobyć kompletu punktów. Zrzucanie winy na Siemaszkę jest w tym momencie po prostu niesmaczne. Równie dobrze można by było zrzucić winę na Śląsk Wrocław, który pokonał „Niebieskich” 6:0.

 

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

 

Komentarze

komentarzy