Komercjalizacja futbolu doprowadziła między innymi do tego, że kluby kupują już nie tylko prywatni inwestorzy, ale i potężne firmy. Jedną z marek posiadających więcej niż jeden klub jest Red Bull, który dorobił się dwóch zespołów w najwyższych klasach rozgrywkowych w Europie. Zarówno RB Salzburg, jak i RB Lipsk spisują się w tym sezonie bardzo dobrze i są kandydatami do gry w kolejnej edycji europejskich pucharów. Z powodu przepisów UEFA mogą jednak w nich nie zagrać.
Austriacki portal Salzburger Nachrichten donosi, że UEFA nie zgodzi się, aby w przyszłym sezonie europejskich pucharów występowały oba zespołu spod znaku Red Bulla (choć sam koncern twierdzi, że klub z Salzburga nie jest już jego własnością). Patrząc na obecną formę obu zespołów, jest bardzo prawdopodobne, że oba będą miały możliwość w nich zagrać, biorąc pod uwagę oczywiście aspekt czysto sportowy. Zespół z Salzburga zajmuje obecnie pozycję lidera w austriackiej ekstraklasie, co daje miejsce w drugiej rundzie eliminacji do LM. Niemiecki odpowiednik awans może wywalczyć bezpośrednio, bo z ośmiopunktową przewagą zajmuje drugie miejsce w tabeli Bundesligi.
Dlaczego więc UEFA może nie dopuścić obu zespołów do gry w Champions League lub Europa League? Wynika to z przepisów europejskiej centrali, co dokładnie wyjaśnił w rozmowie z nami Marcin Mróz, specjalizujący się w prawie sportowym:
– Przepisy UEFA, zarówno regulamin Ligi Mistrzów, jak też Ligi Europy, chronią integralność rozgrywek. W dużym uproszczeniu chodzi o to, żeby różnego rodzaju czynniki pozaboiskowe nie miały wpływu na wynik czy przebieg gry. W związku z tym UEFA zakazuje takiej sytuacji, w której jakiś podmiot (niezależnie od formy prawnej) posiada kontrolę lub ma wpływ na więcej niż dwa kluby uczestniczące w europejskich pucharach. Dotyczy to w szczególności posiadania większości głosów na walnym zgromadzeniu takich klubów, uprawnienia do powoływania i odwoływania większości członków zarządu lub rady nadzorczej klubu lub posiadania uprawnień do wywierania decydującego wpływu na proces decyzyjny klubu. W sytuacji, gdy kluby nie spełniają tych wymogów, w europejskich rozgrywkach może zagrać tylko jeden z nich. O tym, który to będzie klub, decyduje w pierwszej kolejności rodzaj rozgrywek, do których dane kluby się zakwalifikowały (pierwszeństwo ma Liga Mistrzów), następnie miejsce w krajowych rozgrywkach, a ostatecznie miejsce w rankingu UEFA, jakie zajmuje dany związek piłkarski, z którego klub pochodzi. W przypadku RB Lipsk i Red Bull Salzburg UEFA musiałaby zbadać dokładnie strukturę właścicielską obu klubów. Koncern Red Bulla twierdzi, że nie jest już właścicielem austriackiego zespołu, a jedynie jego głównym sponsorem, co samo z siebie nie wyklucza udziału w rozgrywkach UEFA przez obydwa kluby. Europejską centrala musiałaby jednak zweryfikować, czy Red Bull nie posiada jakichś szczególnych uprawnień względem klubu z Salzburga, które mogłyby przesądzić o naruszeniu zasady integralności rozgrywek. Zakaz dotyczy zarówno Ligi Mistrzów, jak i Ligi Europy w tym sensie, że nie może dojść do sytuacji, gdzie jeden z klubów należących do tego samego właściciela grałby w Lidze Mistrzów, a drugi w Lidze Europy.
Red Bull spodziewając się dobrych wyników obu klubów na koniec sezonu, zapewne już działa nad tą sprawą i będzie się starał udowodnić, że nie posiada w klubie z Salzburga niczego poza prawami do reklamy. Ma jeszcze kilka miesięcy, bo UEFA dokładniej ma zbadać sprawę dopiero po zakończeniu sezonu ligowego.
O tym, jak restrykcyjnie do tematu reklamowania się pod nazwą klubu podchodzi UEFA, mogliśmy się przekonać już kilka lat temu, kiedy RB Salzburg po raz pierwszy awansował do europejskich pucharów. Oczywiście, grać mógł, ale najpierw na tę okazję trzeba było zmienić herb i nazwę drużyny. Austriacka ekipa musiała się pozbyć z nazwy oraz herbu członu „Red Bull”, a do tego zmienić graficzny element z bykami: zamiast piłki i słońca mogliśmy zobaczyć nieco zmienione byki oraz samą piłkę. Oczywiście logo sponsora (właściciela) mogło zostać, UEFA nie miała też nic przeciwko nazwie stadionu. Prawdopodobnie to samo mogłoby spotkać Bruk-Bet Termalicę Nieciecza, gdyby ta awansowała do kwalifikacji europejskich pucharów.
W tym aspekcie przepisy UEFA są bardzo restrykcyjne, ale to nawet dobrze. Zapobiega to znacznemu rozpasaniu inwestorów i, jak widać, nie wszystko jest kwestią pieniędzy. Oby tak pozostało jak najdłużej.