Minął już tydzień od mega niespodzianki w Valladolid. Sytuacja w La Liga pozostaje bez zmian. Real ucieka, gonić go próbuje Atletico, a Barcelona wygraną z Manchesterem City w Lidze Mistrzów próbuje udowodnić swoim kibicom, że nie należy jej jeszcze skreślać. W 28. kolejce wymienione wyżej drużyny nie powinny mieć większych problemów w powiększeniu swojego dorobku punktowego o trzy „oczka”. Szyki faworyzowanym „Los Rojiblancos” spróbuje pokrzyżować nieobliczalny Espanyol.
Reial Club Deportiu Espanyol de Barcelona powstał 28 października 1900 roku. Jest to pierwszy hiszpański klub założony przez samych mieszkańców tego iberyjskiego kraju. Drużyna z Barcelony od dawna pozostaje jednak w cieniu innego zespołu ze stolicy Katalonii, FC Barcelony. „Periquitos” należą do drużyn, które założyły Primera Divison. Mimo, że w La Liga spędzili 78 sezonów, to ani razu nie zdobyli mistrzostwa kraju!
Espanyol nie może nawet poszczycić się wicemistrzostwem Hiszpanii. Jest to niespotykane, zważywszy na to, że tylko czterokrotnie, zawsze na jeden sezon, drużyna z Barcelony spadała do Segunda Divison. W niebiesko – białych barwach grali tacy zawodnicy jak: legendarny bramkarz Ricardo Zamora, Pablo Zabaleta, Maxi Rodriguez, Raul Tamudo, Ivan Helguera, Paulo Sousa czy Walter Pandiani.
Kataloński zespół swoje mecze rozgrywa na Estadi Cornela – el Prat. Na nowo zbudowany stadion „Periquitos” przenieśli się na początku sezonu 2009/2010. Nie była to ich pierwsza przeprowadzka na nową arenę. Espanyol początkowo swoje mecze rozgrywał na Estadi de Sarna. Stan ten utrzymywał się do 1997 roku, kiedy to zmieniono miejsce rozgrywania domowych spotkań niebiesko – białych na Estadi Olimpic Lluis Companys.
Espanyol czterokrotnie sięgał po Copa del Rey. Miało to miejsce w latach: 1930, 1940, 2000 i 2006. Ostatnie trofeum, zdobyte pod wodzą Miguela Angela Lotiny, umożliwiło drużynie z Barcelony grę w pucharze Uefa. Już pood wodzą nowego szkoleniowca, Ernesto Valverde, niebiesko – biali dotarli aż do finału tych rozgrywek i powtórzyli tym samym rezultat z sezonu 1987/1988. W dramatycznym finale rozgrywanym 17 maja 2007 roku z Sevillą dopiero fatalnie egzekwowane rzuty karne zadecydowały o porażce Espanyolu.
Od czasu tego pamiętnego finału „Periquitos” nie zbliżyli się nawet do miejsca premiowanego grą w europejskich pucharach. Można powiedzieć, że okupowanie środka stawki stało się tradycją w katalońskim klubie. Kibice liczą jednak, że obecne rozgrywki przyniosą długo oczekiwane zmiany. Espanyol zajmuje po 27. kolejkach dziewiąta lokatę i nie stracił jeszcze szansy na miejsce premiowane grą w Lidze Europejskiej.
Tak wysoka pozycja podopiecznych Javiera Aguirre to w dużej mierze zasługa dwóch byłych piłkarzy FC Barcelony, przeżywających drugą młodość Sergio Garcii i Simao. Pierwszy z nich w obecnych rozgrywkach La Liga zdobył już 10 bramek i aż sześciokrotnie asystował swoim kolegom. Dotychczas Espanyol w lidze stracił jedynie 33 gole. Duża w tym zasługa bloku defensywnego, który tworzą: Juan Fuentes, Hector Moreno, Javi Lopez, Diego Colotto oraz bramkarz, Kiko Casilla. „Periquitos” słabo jednak radzą sobie na wyjazdach. W 13 spotkaniach zdołali odnieść jedynie trzy zwycięstwa. Są za to jedynymi, którzy wygrali na nowym stadionie Athleticu, San Mames.
Ich najbliższy rywal jest za to w gazie. Atletico po ligowym zwycięstwie nad Celtą, rozgromiło także w rewanżowym spotkaniu 1/8 Ligi Mistrzów, AC Milan. Drużyna z Katalonii, jeśli chce myśleć o korzystnym rezultacie, musi znaleźć sposób na zatrzymanie niezwykle bramkostrzelnego duetu z Madrytu: Costa – Villa. Sztuka ta udała się w pierwszym spotkaniu tych drużyn w obecnych rozgrywkach. 19 października 2013 roku po samobójczej bramce Thibauta Courtoisa Espanyol wygrał 1:0. Skrót tego spotkania oraz pechową interwencją bramkarza Atletico zobaczycie tu:
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=KdfMzEUTN0M” width=”640″ height=”360″ /]
Największym atutem przed sobotnim spotkaniem podopiecznych Aguirre jest to, że nikt na nich nie stawia. Atletico musi wygrać to spotkanie jeżeli chce pozostać w grze o mistrzostwo. Fani z Katalonii po cichu liczą na kolejną ligową niespodziankę. Zeszłotygodniowy mecz w Valladolid pokazał, że nawet faworyci zaliczają kompromitujące wpadki. Wystarczy czasem im w tym trochę dopomóc.
/ Mateusz Rynans /