Rekordy, weterani z Europy, dogoniony Neymar i nie tylko. Ten finał przejdzie do historii!

Sobota upłynęła nam nie tylko pod znakiem europejskiej piłki i hitów takich jak Manchester City – Chelsea, czy Milan – Napoli (ten przynajmniej z nazwy). O 21:00 naszego czasu rozpoczęło się prawdzie „meczycho”, czyli bój Flamengo i River Plate o Copa Libertadores. Teraz, kiedy emocje już nieco opadły, można powiedzieć jedno – działo się.

Wyjątkowy mecz, którym cała Ameryka Południowa (i nie tylko) żyła jak świętem najwyższej rangi, nie zawiódł. Przede wszystkim ze względu na szaloną końcówkę, dzięki której wiele osób nazwało go już „powtórką finału Ligi Mistrzów sprzed 20 lat”, ale w wersji latynoskiej. Podobnie jak w 1999 roku Manchester United wyrwał Bayernowi Puchar Europy „remontadą” w ostatnich minutach, tak teraz dokonał tego… Gabigol.

23-letni napastnik Interu Mediolan, przebywający we Flemango zaledwie w ramach wypożyczenia, potrzebował trzech minut, by stać się bohaterem milionów ludzi. Jego trafienia z 89. i 92. minuty odwróciły losy wielkiego finału, dając potężnemu i wielbionemu Flamengo dopiero drugi tytuł Copa Libertadores w historii.

Dzień, który zapisze się w historii brazylijskiej piłki, stanie się niezwykle wyjątkowy także dla poszczególnych jednostek. Wspomniany Gabriel Barbosa, znany jako Gabigol, jest nowym rekordzistą pod względem czasu potrzebnego na zdobycie dubletu w finale tych rozgrywek. Poprzedni pochodził z 1991 roku, kiedy to w meczu Colo Colo – Olimpia, Perez Munoz ustrzelił „dwupak” w pięć minut.

W meczu sprzed niemal trzech dekad zostało ustanowione także inne epokowe osiągnięcie, również „zaktualizowane” po wczorajszym spotkaniu. Do tej pory jedynie Mirko Jozić był trenerem spoza Ameryki południowej, który wygrał Copa Libertadores (ze wspomnianym Colo Colo). Teraz do tego grona dołączył Portugalczyk, Jorge Jesus.

Mało historycznych faktów? Spokojnie, są kolejne. Pablo Mari, czyli stoper, który trafił do Flamengo latem z Manchesteru City (tak, tego), jest pierwszym europejczykiem od 1972 roku, który wygrał Copa Libertadores. Powody do dumy ma także Rafinha. Były obrońca Bayernu Monachium został dopiero dziesiątym piłkarzem w historii, który wygrał zarówno Ligę Mistrzów, jak i Copa Libertadores. Wcześniej dokonali tego jedynie Dida, Cafu, Sorin, Roque Junior, Tevez, Samuel, Ronaldinho, Neymar oraz Danilo.

Wspomnieliśmy o Neymarze, warto więc dodać, że w sobotnim finale wyrównano jego inne osiągnięcie. Gwiazdor PSG od 2012 roku pozostawał ostatnim zawodnikiem, który w ciągu roku zdobył dla brazylijskiego klubu minimum 40 bramek (43 w 47 meczach). Dzięki dubletowi przeciwko River Plate, takim wynikiem może pochwalić się także Gabigol. Po 54 meczach w barwach Flamengo ma on na koncie 40 bramek i 11 asyst.

Świeżo upieczony triumfator Copa Libertadores jest naprawdę nietypową drużyną. Superstrzelec, który z początkiem nowego roku prawdopodobnie wróci do Interu, weterani europejskich boisk w postaci Rafinhy czy Filipe Luisa, do tego nieoczywiste postaci takie jak wspomniany już Hiszpan Pablo Mari. A pamiętajmy, że na tym nie koniec – już niedługo Flamengo stanie do rywalizacji o klubowe mistrzostwo świata, gdzie prawdopodobnie będzie miało okazję zmierzyć się z Liverpoolem. Przygodo, trwaj!

Komentarze

komentarzy