Romantyzm futbolu nadal istnieje. Zjawiskowa sytuacja w Turcji

Przeciwnicy wielkich pieniędzy w światowym futbolu dość często – parafrazując Maryle Rodowicz –  twierdzą że prawdziwego futbolu to już nie ma. Jednak patrząc na ten pogląd szerzej, zupełnie się z tym nie zgadzamy. Najlepszym przykładem okazało się wczorajsze spotkanie w Turcji, gdzie doszło do niesamowitych zdarzeń.

Starcie pomiędzy Usaksporem i Ergene Velimesesporem zostanie zapamiętane z pewnością na lata. Wszystko za sprawą sytuacji z 90 minuty, która jest wręcz niewytłumaczalna. Wszystko zaczęło się od rzutu karnego podyktowanego dla gości. Wówczas bramkarz gospodarzy obronił po raz pierwszy rzut karny, ale sędzia zarządził powtórzenie go ze względu na przekroczenie linii bramowej przez golkipera, który dodatkowo zgarnął żółtą kartkę. Kolejna jedenastka…i znowu to samo. W konsekwencji bramkarz musiał zejść z boiska po dwóch obronionych karnych z czerwoną kartką za naruszenie przepisów.

Jako, że Usakspor wykorzystał już limit zmian, między słupki wskoczył obrońca. To nie przeszkodziło w trzeciej obronie rzutu karnego i gospodarze pewnie zakończyli to spotkanie 2:0.

Dla Usaksporu było to czwarte zwycięstwo w ostatnich pięciu spotkaniach, co pomogło wykaraskać się im ze strefy spadkowej. Jak widać to zwycięstwo miało być może kluczowe znaczenie w kontekście utrzymania.

Futbol wciąż ma w sobie pewien procent magii, który nigdy z niego nie wyparuje. Nie tylko mowa tutaj o spotkaniach bądź co bądź niższej rangi. Jako kibice nadal bowiem mamy w pamięci wspaniały comeback Liverpoolu przeciwko Barcelonie, czy gonitwa tych drugich, aby odrobić kilka bramek przeciwko PSG. Dodajmy do tego mistrzostwo Leicester i mamy pełen obraz tego, że wciąż posiadamy wiele argumentów do podsycania płomienia, którym jest miłość do piłki.

Komentarze

komentarzy