Rooney wart każdego pensa

Na Wyspach rozgorzała dyskusja na temat nowego kontraktu Rooney’a. Wiele osób, w tym także eksperci i politycy zastanawia się, czy Rooney jest wart tych pieniędzy i czy Manchester zrobił dobrze oferując mu tak wielkie pieniądze?

300 tys. tygodniowo, 43 tys. funtów dziennie przy średnich zarobkach rocznych na Wyspach około 27 tys. funtów. Ponad 7 tys. funtów na godzinę (zakładając, że obowiązki zawodowe gwiazdy United zajmują około 6 godzin dziennie) w zderzeniu z 8.5 funta na godzinę (średnia) to rzeczywiście przepaść.

 

Czy Rooney jest wart takich pieniędzy? Oczywiście, że tak. Dlaczego? Ponieważ rynek właśnie na tyle wycenia jego umiejętności. Stara zasada głosi, że produkt jest wart tyle, ile ktoś jest skłonny zapłacić. Rooney jest właśnie takim produktem. Doskonały gracz, najlepszy strzelec na Wyspach i człowiek, który w czasach Sir Alexa Fergusona odgrywał kluczową rolę w zdobywaniu kolejnych trofeów. Nie można oceniać go jedynie patrząc na ten sezon. Słuchałem jednej z audycji radiowych podczas sobotnich meczów. Kiedy zadzwonił jeden ze słuchaczy, kibic United, prowadzący zapytał go: Jak myślisz Sam, Roo jest już legendą, czy dopiero może się nią stać? Słuchacz w ułamku sekundy odpowiedział: Tak, jest legendą ponieważ w ciągu ostatnich kilku latach był najlepszym strzelcem najlepszej drużyny w Anglii. Jeżeli taki gracz nie jest legendą, to kto u diabła nią jest?

[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=r14RZKguGJI” width=”600″ height=”440″ /]

Spekulacje, jakie pojawiały się latem o jego odejściu były stratą czasu. Rooney to United, United to Rooney. Klub z Old Trafford nie zaoferował mu nowego kontraktu tylko dlatego, że jest legendą, czy najlepszym strzelcem. Moim zdaniem jest jeszcze co najmniej jeden powód. Przyjmijmy założenie, że Rooney odchodzi. Jakie kroki podejmują wówczas właściciele klubu z Old Trafford? Ruszają na poszukiwanie kogoś, kto może go z powodzeniem zastąpić. Ilu jest w Europie takich graczy, jeżeli tacy w ogóle są? Załóżmy, że taki się znalazł. Założenie odważne. Przy wywindowanych przez rynek i bogatych właścicieli cenach napastników, United są zmuszeni wydać fortunę. Jeżeli Osvaldo, piłkarz przeciętny, kosztuje Southampton 13 mln, jeżeli Grek kosztuje Fulham 10 mln, to ile Glazerowie musieliby zapłacić za czołowego strzelca Europy? Czterdzieści? Pięćdziesiąt? Trzeba dodać do tego opłaty managerskie, premię za podpisanie kontraktu. To grubo ponad połowa kwoty, jaką przez kolejne 5,5 roku zainkasuje Wayne Rooney. Sprowadzenie zawodnikam nawet za tak wielkie pieniądze, wiąże się ze sporym ryzykiem. Wspomniany wcześniej Osvaldo po 5 meczach narzekał na zbyt twardą grę. Nowy napastnik, który kosztuje 50 mln funtów i inkasuje 200 tys. tygodniowo wcale nie gwarantuje tego, że zbliży się do poziomu Rooney’a. Kłopoty z zaadoptowaniem się do stylu gry, depresja związana z pogodą, tęsknota za „słońcem Toskanii”. Wszystko to może spowodować, że będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Rooney to chłopak z sąsiedztwa, przynajmniej po kilku latach na Old Trafford tak się o nim mówi. Każdy wie na co go stać. Zna ligę, na pogodę narzekać nie może, ponieważ od małego przychodzi ubłocony z każdego meczu i treningu.

 

United nie przepłacili i zrobili dobry interes. Zatrzymali swoją gwiazdę proponując mu podwyżkę, nie muszą ryzykować szukając kogoś na jego miejsce. Tym ruchem wlewają też wiarę w serca kibiców pokazując: Wayne zostaje, idziemy w dobry kierunku, przebudowujemy drużynę, żeby w najbliższych latach znowu dominować w lidze, dajce nam czas. Rooney wie, jak wygrywać i na pewno wykorzysta tę wiedzę w niedalekiej przyszłości.

/Łukasz_Cro/

 

Komentarze

komentarzy