W piątek, gdy my zajęci byliśmy oglądaniem meczu polskiej reprezentacji z Rumunią, swój mecz rozgrywali wizytujący w San Marino Niemcy. Mistrzowie świata zwyciężyli 8:0. Sam wynik nie zaskoczył nikogo, poruszenie natomiast wywołała pomeczowa wypowiedź Thomasa Müllera. Dziś przyszedł czas na rewanż. Na tym polu przekonujące zwycięstwo odnieśli Sanmaryńczycy.
– Takie mecze nie mają nic wspólnego z zawodową piłką. Nie potrafię zrozumieć sensu ich rozgrywania. Tym bardziej że terminarz jest napięty, a my ponosimy przez to niepotrzebne ryzyko – tak rozpoczął całą wojenkę Müller.
– San Marino nie ma czego szukać w profesjonalnej piłce – wtórował mu Karl-Heinz Rummenigge.
Lekceważąco, pysznie i bez cienia politycznej poprawności. Do drużyn pokroju San Marino czy Gibraltaru my, kibice, z reguły czujemy sympatię. Kibicujemy im, bo są słabsi. Doceniamy fakt, że kilku facetów bawi się futbolem przeciwko dużo lepszym rywalom. Prześmiewcy często wytykają, jednocześnie wyrażając pewną aprobatę ,,że im się jeszcze nie znudziło”. No faktycznie, nie jest łatwo ciągle przegrywać, a w przypadku San Marino tak jest niemal zawsze. Dotychczas rozegrało w eliminacjach 139 meczów, z czego jeden wygrało, cztery zremisowało, a pozostałe zakończyły się klęską. W momencie, gdy masz do siebie dystans, to możesz sprawić, że ludzie zyskają do ciebie sympatię, mimo widocznych niedoskonałości. Tak właśnie robi San Marino!
¡COOOOOORNER PARA SAN MARINO!
— Selección San Marino (@sanmarinopasion) November 11, 2016
-Alemania 7-1 Brasil
-Alemania 8-0 San Marino
-Brasil 3-0 ArgentinaHagamos un amistoso @Argentina, la estadística dice que les ganamos.
— Selección San Marino (@sanmarinopasion) November 11, 2016
Dystans do siebie można mieć, ale szacunek – trzeba. Gdy ktoś na ciebie pluje, to nie warto przekonywać, że pada deszcz. Sanmaryńczycy postanowili więc odpowiedzieć. Wybrali formę listu otwartego napisanego rękami rzecznika prasowego, Alana Gasperoniego. Zaczyna się od zwrotu grzecznościowego i wyjaśnienia, że ten nic nieznaczący mecz jest takim tylko dla jednej strony. Przyjazd do San Marino mistrzów świata to dla miejscowych kibiców wielkie święto. Autor listu zauważa, że nikt na siłę Müllera do ich kraju nie ciągnął, a gracz Bayernu mógł ten weekend spędzić na kanapie w swojej willi.
– Po pierwsze, piątkowa potyczka posłużyła temu, byś przekonał się, że nie jesteś w stanie strzelić gola nawet tak słabej drużynie, jak nasza. – Jak najbardziej celne. Można dodać, że w Bundeslidze Thomas też nie strzela jak na zawołanie. Mamy środek listopada, a Niemiec pozostaje bez gola. Twierdzenie, że w meczu przeciwko San Marino mu się nie chciało, można włożyć między podobne argumenty o Ronaldo i pojedynkach z Legią. W dalszej części listu było już tylko ostrzej:
– Ten mecz pokazał, że wy, Niemcy, nigdy się nie zmienicie, a historia jeszcze nie nauczyła was, że arogancja nie zawsze stanowi gwarancję zwycięstwa.
– Ten mecz posłużył krajowi tak dużemu, jak twoje boisko w Monachium, żeby trafić do gazet z dobrego powodu, ponieważ mecz piłkarski to zawsze dobry powód.
– Posłużył się temu, bym zrozumiał, że nawet jeśli na co dzień masz na sobie najpiękniejszy sprzęt Adidasa, w głębi duszy i tak nosisz białe skarpety, do których zakładasz sandały.
Argument o zaistnieniu w świadomości Europejczyków trudno podważyć. Podejrzewam, że przynajmniej 90% osób pytanych, z czym kojarzy im się San Marino, wskaże właśnie amatorską reprezentację. Dlaczego więc ktoś miałby temu małemu państwu to prawo do pokazania się odbierać? Mam wrażenie, że sam mecz przydał się także Niemcom, którzy mogli powołać innych zawodników niż zazwyczaj, a taki Serge Gnabry zaliczył debiut-marzenie. Czy gdyby Müller spotkanie skończył z sześcioma bramkami też miałby tę samą optykę? Wątpliwe. Przytoczone skarpety do sandałów zakłada pewnie tylko, gdy nie jest w humorze. Reprezentantom San Marino życzymy formy na poziomie ich rzecznika. Wtedy kolejne eliminacje do wielkiego turnieju powinny być tylko formalnością.