Organizacja, wespół z Ukrainą, finałów Euro 2012, sukcesy Roberta Lewandowskiego, udany występ polskiej reprezentacji w zeszłorocznym czempionacie Europy czy całkiem przyzwoita postawa Legii Warszawa edycji 2016/2017 Ligi Mistrzów – to wszystko sprawiło, że do naszego kraju coraz chętniej zaczynają przyjeżdżać znani przed laty z występów w dobrych klubach zawodnicy. Najlepszym tego przykładem jest, oczywiście, Milos Krasić z Lechii Gdańsk, występujący dawniej w Juventusie Turyn. Lada moment jednak – i to do I ligi! – może trafić ktoś jeszcze bardziej znany.
Na rękach nosił go sam król futbolu, Pele, twierdząc, że pochodzący z Ghany obywatel Stanów Zjednoczonych ma szansę strącić go z tronu, na którym zasiada od wielu lat. Chuchali i dmuchali na niego wszyscy interesujący się futbolem Jankesi, mając nadzieję, że w przyszłości poprowadzi ich reprezentację do tytułu mistrza świata, co już na zawsze zamknęłoby usta Anglikom, twierdzącym, że ludzie, którzy na piłkę nożna wołają: soccer, nie mają prawa nigdy tego dokonać. Freddy Adu, bo o nim mowa, był cudownym dzieckiem dyscypliny, które w MLS zadebiutowało w wieku niespełna 15 lat. Czas jednak pokazał, jak to często w przypadku golden boy’ów bywa, że złoto okazało się być tombakiem.
Można by powiedzieć, że jak szybko wystrzelił w górę, w czym niebagatelną rolę odegrała amerykańska telewizja, pragnąca za wszelką cenę pokazać światu nietuzinkowy talent Freediego, tak samo prędko dał o sobie zapomnieć. Dlaczego tak się stało? Być może nastolatek nie zdołał udźwignąć gigantycznej presji, jaka spoczęła na jego nastoletnich barkach, a może po prostu spragnieni kolejnego bohatera Amerykanie przecenili możliwości czarnoskórego gracza? Jakby nie było, Adu tylko chwilowo zyskał rozgłos godny Supermana, Batmana czy Spidermana. Później było tylko gorzej.
Wystarczy tylko spojrzeć na listę klubów, które w swojej karierze reprezentował 27-letni dziś zawodnik. Niby znajdują się na niej uznane europejskie marki takie, jak choćby AS Monaco czy SL Benfica, ale poza nimi – bieda. Kilka mniej sławnych zespołów ze Starego Kontynentu (np. Aris Saloniki) oraz USA (Philadelphia Union). A gdzie przepowiadane Freediemu jeszcze dekadę temu Barcelona, Real lub Manchester United? Adu nigdy nawet przez chwilę nie wystąpił w żadnym z nich i już niemal na pewno tego nie uczyni. Ale całkiem możliwe, że lada moment okazję do oglądania go w akcji będą mieć… mieszkańcy Nowego Sącza.
Dotarły do mnie wieści, że Sandecja Nowy Sącz rozmawia z Freddym Adu! No, kiedyś mówiło się, że to wielki talent, potem już dużo gorzej.
— Piotr Koźmiński (@UEFAComPiotrK) February 27, 2017
Piotr Koźmiński, dziennikarz „Super Expressu”, twierdzi bowiem, że tamtejsza Sandecja negocjuje właśnie warunki kontraktu z byłym wielkim talentem zza wielkiej wody, który pozostaje na bezrobociu początku tego roku, kiedy kontraktu nie zdecydowali się z nim przedłużyć właściciele zespołu USL (zaplecze Major League Soccer) Tampa Bay Rowdies. Czy Adu skusi się na grę w polskiej I lidze i drużynie zajmującej w niej po rundzie jesiennej siódmą lokatę?
W przeszłości Amerykanin udowadniał już, że niestraszne mu kraje z zimniejszej części Starego Kontynentu (grał m.in. w Finlandii), dlatego być może rzeczywiście niebawem zaplecze LOTTO Ekstraklasy zyska nową, znaną (choć bardziej przed laty) twarz. Byłaby to świetna decyzja marketingowa Sandecji, oznaczająca na pewno niemały wzrost zysków ze sprzedaży biletów, bo kto nie chciałby zobaczyć w akcji Adu? Ale czy on sam wreszcie naprostuje swoją karierę właśnie nad Wisłą? Nie mamy nic przeciwko temu.