Trener, który przez lata kojarzył się z wielkim triumfem brazylijskiego futbolu na początku XXI wieku, nieco ponad dekadę później zapisał się jako ten pod wodzą, którego Brazylia doznała największego upokorzenia w historii. Luiz Felipe Scolari udzielił obszernego wywiadu, w którym poruszył wiele ciekawych kwestii, m.in. o pracy z kadrą Canarinhos.
Dziennikarz Joshua Law przeprowadził wywiad dla Guardiana za pośrednictwem portalu Yellow and Green Football, w którym poruszył wiele aspektów z kariery trenerskiej, i nie tylko, Scolariego. Wynotowaliśmy najciekawsze wypowiedzi legendarnego szkoleniowca.
Trenowanie jak nauczanie w szkole
– Wiedziałem, w których aspektach mam wpływ na poprawę zawodników. Tak by grali lepiej i byli lepszymi ludźmi w życiu codziennym (…) Wszystkie rzeczy, które zobaczyłem jako trener, nauczyłem się w szkolę jako nauczyciel
Organizacja pracy
Scolari zwracał uwagę na całokształt tego, jak zorganizowana była reprezentacja w 2002 roku:
– Nasi doktorzy byli kluczowi. Nasz system logistyki był perfekcyjnie zorganizowany. Ludzie myślą „Brazylia ma jakość”. Oni nawet nie zdają sobie sprawy jak logistyka jest ważna, bo jest. Myślą także, że „brazylijscy piłkarze nie potrzebują opieki, bo są zaawansowani technicznie”. Nie! Potrzebują!
W dalszej części „Felipao” opowiadał o tym, jak dbali o zawodników. Dzisiaj to już standard, ale wówczas, mimo że minęło „ledwie” 18 lat, to była inna piłkarska epoka.
– Nie zapominajmy, że Ronaldo nie grał we Włoszech. Klubowy doktor powiedział wówczas, że raczej nie zagra na mundialu. Jednak nasz doktor – Runco – zagwarantował, że Ronaldo będzie gotowy. (…) Podczas obiadów i kolacji, Paulo Raixao, trener przygotowania fizycznego siedział obok Ronaldo i mówił mu „Tego nie możesz jeść, tego nie możesz jeść, przez najbliższy miesiąc lub dwa”. Ponadto Rivaldo miał zaplanowaną operacje kolana w Barcelonie, ale nasz doktor powiedział: „Nie! Ja pomogę mu tylko zabiegami z fizjoterapii”.
Finał 2002
– Pamiętam, że bardzo się martwiłem. Mieszkaliśmy w ogromnym hotelu, w którym mieliśmy na swoim piętrze bardzo długi, 100-metrowy, korytarz. Normalnie dzień przed meczem zawodnicy zazwyczaj idą spać około 23. Ale wówczas o północy widziałem ich kompletnie zrelaksowanych, rozmawiających na korytarzu i… grających w minigolfa. Ronaldo, Roque Junior, Roberto Carlos, Ricardinho i Dida poszli po kije golfowe i piłki, a jako „dołki” służyły im plastikowe torby. (…) Odprężyłem się trochę. Wiedziałem, że oni też to przeżywają, ale trenowali i byli przygotowani. Przede wszystkim jednak wszyscy byli pewni siebie i dzięki temu zdobyliśmy tytuł. W finale graliśmy, jakby to był zwykły mecz.
Domowy mundial i katastrofa
Powrót do Selecao miał być piękny. Zresztą taki był początek jego następnej kadencji w roli selekcjonera Canarinhos.
– W 2012 roku, dokładnie dekadę po triumfie w Japonii wróciłem do reprezentacji. Na początku było idealnie. Wygraliśmy Puchar Konfederacji, z drużyny kipiało pewnością, a naród oszalał ze szczęścia.
Wszyscy jednak pamiętają, jak to się skończyło, o czym nie mogło zabraknąć opowieści. Scolari krótko, acz treściwie wymienił powody porażki.
– Gdy doszliśmy do półfinał, mieliśmy moment braku równowagi. (…) Przegraliśmy przez nasze błędy. Nie graliśmy dobrze i mieliśmy długie momenty braku koncentracji. Przegraliśmy, bo Niemcy mieli większą jakość. Pierwsze 10-15 minut to był wyrównany mecz. Wszytko było w porządku do pierwszego gola Niemców. Później straciliśmy trzy gole w siedem minut. (…) Najpierw był błąd jednego zawodnika, później drugiego i nie mogliśmy już tego zatrzymać, na czym Niemcy skorzystali.
– To była największa bomba, największa katastrofa, jaka kiedykolwiek spadła na Selecao. W 1950 przegrali, to była katastrofa, ale to było „tylko” 1:2 – zakończył i podsumował temat mundialu 2014 Scolari