Prawo Bosmana zmieniło wszystko. Przed decyzją z końca 1995 roku nawet po wygaśnięciu kontraktu zawodnika klub mógł żądać za niego zapłaty, jeśli chciał go inny zespół. W piłce pojawiła się sprawiedliwość, ale pojawiły się inne problemy…
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Kluby, nawet wydając ogromne pieniądze na zawodnika, muszą się liczyć z tym, że nie kupują go dożywotnio, a na okres zapisany w kontrakcie. Wszystko jest zrozumiałe, ale klubom może się nie uśmiechać, kiedy wydały dziesiątki milionów, a po 4-5 latach zawodnik postanowi odejść nie dając nic zarobić. To skrajny przypadek, ale podobnych mamy wiele.
„Albo przedłużysz umowę, albo do końca kontraktu będziesz wąchał trybuny” – typowa gierka, która niestety jest często spotykana. Przekonuje się o niej m.in. Rabiot, ale w przeszłości także miały one miejsce. O swojej opowiada Rafinha, 33-letni zawodnik Bayernu.
Brazylijczyka do Bayernu ściągnęło Schalke, kiedy miał niespełna 20 lat. Obrońca stał się kluczową postacią drużyny, jednak po pięciu sezonach, a co za tym idzie wypełnieniu kontraktu, miał zamiar spróbować czegoś nowego. Pół roku przed tym spotkały go niestety duże nieprzyjemności.
– „W 2010 roku, kiedy miałem sześć miesięcy do końca kontraktu, powiedziano mi w Schalke: 'Możesz odejść do każdego zespołu, jakiego chcesz, ale nie do Bayernu Monachium. Jeśli choćby śnisz o podpisaniu z nimi kontraktu, spieprzymy ci karierę’. Właśnie tak. Był też trener, nazywał się Felix Magath, ale on nie powiedział dokładnie takich słów, tylko dużo gorsze. 'Możesz grać gdzie chcesz, ale nie tam, ostrzegam cię. Wpędzę cię w kłopoty’. Z jednej strony go wiedziałem, że działa w interesie klubu, był trenerem, a ja jednym z ważniejszych zawodników. Rozumiem, dlaczego to robił, ale byłem tylko 24-letnim chłopakiem, to było dla mnie trudne. Potem porozmawiałem z moim agentem, było kilka klubów, które mnie chciały. Dzięki Bogu, miałem wspaniałe możliwości, ale chciałem grać w Bayernie” – zdradził Rafinha.
Misterny plan
Brazylijczyk trafił ostatecznie do Genoi, która zapłaciła za niego 7 milionów. Obrońca miał propozycje z Milanu i Liverpoolu, ale odmówił, chcąc grać tylko w Bayernie. Choć sam mówi, że o tym wcześniej nie wiedział, Genoa działała w porozumieniu… z Bayernem, do którego sprzedała zawodnika po roku za 12 milionów.
W taki oto sposób Rafinha trafił do wymarzonego klubu, w którym przez osiem lat święcił wielkie sukcesy, będąc m.in. podstawowym prawym obrońcą u Guardioli. Latem odejdzie za darmo (prawdopodobnie do Chin), ale co wygrał, to jego. Szkoda tylko, że parę lat temu musiał przeżyć takie nieprzyjemności. Schalke i Bayern to wielcy wrogowie, ale chyba jednak pasowałoby wykazać się odrobiną ludzkości. Ciekawe, co myślano w Gelsenkirchen rok temu, kiedy wiadomo było, że Goretzka odejdzie za darmo właśnie do Bawarczyków…