Sporting mógł się uśmiechnąć. Legia zamieniła się rolami z Wisłą

legia-wisla-plock-2

Była szansa na piąte zwycięstwo z rzędu w lidze, co nie przydarzyło się Legii od maja 2014 roku, a tymczasem jest pierwszy remis od miesiąca. „Wojskowi”, mimo że prowadzili w derbach Mazowsza 2:0 z Wisłą Płock, zainkasowali tylko jeden punkt. Co ciekawe, spotkanie przy Łazienkowskiej niemal odtworzyło pierwszy mecz obu ekip z Płocka. Wtedy jednak Legia ze stanu 0:2 wyciągnęła na 3:2, „Nafciarzom” zabrakło jednego gola, chociaż mieli piłkę meczową w ostatnich sekundach!

Dla ekipy Jacka Magiery piątkowy mecz miał być spacerkiem przed Ligą Mistrzów. I wydawało się, że tak będzie. Szybko strzelony gol – ładna główka Nikolicia po dośrodkowaniu Brozia. Później dominacja na boisku, ale jednocześnie brak ciśnienia na kolejne gole za wszelką cenę. Do przerwy powinno być 2:0, ale to, co zrobił Kasper Hamalainen, przeszło najśmielsze marzenia Wisły, gdyż mając przed sobą pustą bramkę, wywrócił się z głodu… Najwyraźniej w przerwie podjadł, bo po chwili w podobnej sytuacji nie zawiódł. W tej akcji jednak najładniejszy nie był gol, a nawet nie asysta. Pięknie najpierw zagrał Thibault Moulin, a po chwili Kucharczyk sprytnie przepuścił piłkę do asystującego Bartosza Bereszyńskiego.

I gdy wydawało się, że jest po meczu, Dominik Furman przypomniał się kibicom Legii i udowodnił, że od czasu do czasu potrafi uderzyć z dystansu:

Gol dodał pewności gościom, którzy z każdą minutą grali śmielej. W Legii kłopotem był środek pola, gdzie momentami ogromna przestrzeń dzieliła Moulina od Kucharczyka i Odjidjy-Ofoe. „Nafciarze” swego dopięli w 77. minucie po rzucie wolnym Furmana. Główka Kante i pechowa interwencja Malarza – niczym Cierzniak w Dortmundzie – którzy nabił Sylwestrzaka. Ekipa Jacka Magiery próbowała jeszcze zagrać o pełną pulę, ale Kante w ostatnich sekundach zamiast wyłożyć Furmanowi do pustej bramki, zachował się samolubnie i przestrzelił z ostrego kąta.

Jakie można wyciągnąć wnioski po tym meczu przed środowym spotkaniem dla Legii? Bardzo prosty – bez Radovicia nie jest łatwo. Dzisiaj ani Hamalainen, ani wprowadzony później Kazaiszwili nie byli w stanie zastąpić Serba w rozegraniu, a sam Odjidja-Ofoe był niemal non stop pod grą, co wykorzystywali goście, bardzo często go podwajając, a on sam stracił partnera do kombinacyjnej gry.

Ekipa Marcina Kaczmarka, mimo że przedłużyła passę meczów bez wygranej (do ośmiu), może być zadowolona, bo wywiozła z trudnego terenu punkt, a dodatkowo zrobiła to w imponujący sposób, który powinien dać jej dużego kopa przed ostatnim meczami w 2016 roku. Dominik Furman miał coś do udowodnienia na Łazienkowskiej i zrobił to w kapitalnym stylu. Niezły mecz, piękna bramka, udział przy wyrównującym golu – przypomniał się aż nadto byłym kibicom i udowodnił, że jest liderem swojego zespołu.