Steven Gerrard o managerach, dla których (nie)grał

Steven Gerrard zakończył grę w Premier League w maju. Ostatnie miesiące swojej kariery na Anfield spędził na pisaniu przemówienia, ale nie tylko. Pojawiła się również jego biografia, której fragmenty cytują gazety. Gerrard podczas 17 lat, jakie spędził na w Liverpoolu, miał okazję pracować z kilkoma dobrymi managerami. Był kapitanem, a więc źródłem komunikacji na linii boss-zespół. Znał doskonale każdego z nich, a mając tak wielkie doświadczenie doskonale wie, czego potrzebuje drużyna, aby wygrywać.

Mogę w każdej chwili wziąć do ręki telefon i zadzwonić do każdego ze swoich byłych managerów za wyjątkiem Rafy Beniteza. To dziwne, ponieważ wieczór w Stambule był jednym z najbardziej niewiarygodnych meczów w historii. Coś niezapomnianego. Jego podejście i to jak trudno było od niego usłyszeć dobre słowo zrobiło ze mnie lepszego zawodnika. Kiedy mówimy o cechach interpersonalnych to preferuję kontakty z Gerrardem Houllierem i Brendanem Rodgersem. Jeżeli chodzi o futbol to nie ma dla mnie znaczenia. Brak emocji i dystans, na jaki trzymali mnie i innych zawodników Rafa i Fabio Capello może czasami przynieść dużo lepsze skutki.
Brendan Rodgers to człowiek, który daje zawodnikom duże wsparcie. Rozmawia, tłumaczy i może to robić kolejny i kolejny raz. Potrafi podejść poklepać po plecach i powiedzieć – Skup się na pozytywach. Praca jest dla niego niezwykle ważna. Kiedy zwaliłeś poświęca dla ciebie czas podczas treningu, ale zostanie też wtedy, jak wszyscy rozjadą się do domów.

Gerrard dodaje też kilka zdań o człowieku, dla którego mógł grać. Kibice Chelsea to nie są „moi ludzie”. Zawsze należałem do Liverpoolu. Wielokrotnie rozmawiałem z Mourinho i on namawiał mnie do gry dla niego. Sposób, w jaki z tobą rozmawia robi niesamowite wrażenie i dopiero wtedy rozumiesz, dlaczego jego zawodnicy chcą za niego umierać. Po wygraniu Champions League z Interem odszedł z Mediolanu. Jego gracze był zdołowani, bo przeżyli z nim coś wielkiego, najlepszy moment swojej kariery. Nie poczułem czegoś takiego po Rafie. Poczułbym, gdyby moim managerem był Jose Mourinho. Taktycznie to facet, który może ustawić swój zespół tak, że wygra każdy mecz. On zrobi wszystko, żeby wygrać i dlatego jest zwycięzcą. Oprócz tego tworzy wokół siebie i przede wszystkim drużyny specjalną atmosferę. To wszystko pomaga w wygrywaniu. Idealnie byłoby, gdyby prowadził Liverpool. Kilka razy pojawiały się sygnały o tym, że może poprowadzić „The Reds”, ale nie zostały zmaterializowane. Jestem pewien, że kibice Liverpoolu pokochaliby go. On zawsze darzył naszych fanów wielkim szacunkiem. To człowiek, który gwarantuje sukces. Kiedy grałem najlepszą piłkę w 2006, czy 2009 roku miałem propozycje z Chelsea i Realu, wtedy kiedy Jose był ich trenerem. Grę dla niego w Realu, w białej koszulce na Santiago Bernabeu mogłem odrzucić tylko dla swojego Liverpoolu – kończy Gerrard.

Kapitan „The Reds” odmówił nie tylko Portugalczykowi. Bardzo w swojej drużynie chciał go mieć również Sir Alex Ferguson. Z wielką miłością jednak nikt nie wygrał. I właśnie dlatego Steven Gerrard jest dla fanów Liverpoolu kimś więcej, niż tylko świetnym piłkarzem.

Komentarze

komentarzy