Czy szantaż może być korzystny? Kamil Mazek pokazuje, że tak!

Kamil Mazek
(Fot. Twitter.com/Zagłębie Lubin)

W teorii szantaż jest zjawiskiem negatywnym, w którym zawsze ktoś jest poszkodowany. Tymczasem wczorajszy transfer Kamila Mazka z Ruchu Chorzów do Zagłębia Lubin zadaje kłam teorii! Sytuacja, która rozmija się z etyką zawodową, a także poczuciem dobrego smaku, jest tak naprawdę korzystna dla wszystkich zainteresowanych w tej transakcji… Ot, kolejny paradoks naszego futbolu.

Ostatnie tygodnie dla Kamila Mazka były prawdziwym testem na cierpliwość. Skrzydłowy Ruchu Chorzów miał dwa wyjścia – albo przedłuży umowę z „Niebieskimi”, albo najbliższe pół roku ekstraklasę zobaczy jedynie w telewizji. Na szczęście od dawna Zagłębie Lubin było zainteresowane usługami Mazka i udało mu się pozyskać wychowanka Legii już teraz, tuż przed zamknięciem zimowego okienka transferowego. Wszystko przeszłoby prawdopodobnie bez większego echa, gdyby nie jedno zdjęcie…

Kamil Mazek

Warto przyjrzeć się dokumentowi po lewej stronie. Widnieją na nim dane piłkarza i to nie byle jakie – adres oraz PESEL. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, ile kłopotów można narobić osobie, której znamy tego typu dane. Tyle że największe emocje stanowi treść dokumentu, a więc zrzeczenie piłkarza się wszelkich pieniędzy, które jest mu winien Ruch Chorzów. Nie od dziś wiadomo, że przy Cichej z płaceniem na czas mają kłopoty. M.in. z tego względu Ruch był karany ujemnymi punktami – ostatecznie zawieszono tą karę – oraz zakazem transferowym. Jak widać, nic to nie nauczyło włodarzy chorzowskiego klubu.

Sprawa jednak była korzystna dla samego piłkarza – zrzeka się zaległości, jakie powinien otrzymać, ale wypłaci mu je nowy pracodawca – Zagłębie Lubin. Dla „Miedziowych” będzie stanowiło to opłatę transferową, a więc można sytuację nazwać „win–win–win”, bo zyskuje każdy:

a) Ruch nie musi płacić zaległych pensji i pozbywa się zawodnika z listy płac, a w lecie i tak nie zarobiłby na nim ani złotówki;
b) Zagłębie Lubin zyskuje niezłego skrzydłowego, o którego zabiegało;
c) Kamil Mazek nie traci pół roku, siedząc w „Klubie Kokosa”, oraz odzyskuje pieniądze.

I jak oceniać taki transfer? Z jednej strony dobrze, że każdy dopiął swego i nikt nie jest poszkodowany. Z drugiej trzeba pamiętać, że mimo wszystko takie zrzekanie się swoich zarobionych pieniędzy w zamian za zgodę na transfer nigdy nie powinno mieć miejsca. Wszak ani Kamil Mazek, ani jego agenci nie przykładali pistoletu do głowy włodarzom Ruchu przy podpisywaniu kontraktu…

Komentarze

komentarzy