Jeszcze kilka lat temu, gdy Polonia Bytom grała w Ekstraklasie, a jej trenerem był Marek Motyka, absolutnym hitem w mediach i wśród kibiców była „szarańcza”, czyli jeden z pomysłów na rozegranie rzutu rożnego. Było trochę śmiechów, ale kilka bramek z tego padło. Jak się okazuje, czas płynie, a ten sposób dalej przynosi korzyści, tym razem Hetmanowi Zamość.
Początki szarańczy miały miejsce dawno temu, ale największe wzięcie w mediach miała właśnie, gdy trener Motyka pracował w Bytomiu. Taktyka bardzo prosta – wszyscy atakujący zawodnicy zbierają się przed polem karnym, a tuż przed dośrodkowaniem rozbiegają się po „szesnastce”, na wcześniej ustalone pozycje. Wiele było śmiechu nad tym zagraniem, ale trzeba przyznać, że trudno się przed takim rozwiązaniem bronić, bo najpierw trzeba wiedzieć, kto i gdzie pobiegnie. A jak wiadomo, szczególnie w niższych ligach, różnie bywa z rozpracowywaniem rywala.
Niemal książkowy przykład szarańczy miał miejsce podczas wyjazdowego meczu Hetmana w Parczewie z Eko Różanką, który zamościanie wygrali 4:1. Autorem gola Łukasz Mietlicki.
—
Ale żeby nie było tak sielankowo i różowo, to jeszcze warto obejrzeć inną sytuacje z tego sezonu w Zamościu. Jest mecz Hetmana z Victorią Żmudź i gospodarze prowadzą 1:0. Aż przychodzi rzut wolny dla gości i gol kuriozum. Resztę trudno opisać, to trzeba zobaczyć. Na poniższym filmie od 1:20:
Bohaterem bramkarz Hetmana, Jacek Troshupa. Golkiper z rodziny polsko-albańskiej prawdopodobnie był pewny interwencji sędziego po pułapce ofsajdowej swoich kolegów. Ten jednak nie miał takiego zamiaru, bo nikt do piłki nie doszedł, a następstwo jego kretyńskiego błędu to już inna akcja. Całe szczęście dla Troshupy jest takie, że Hetman to spotkanie wygrał, bo prawdopodobnie Marek Motyka i reszta zespołu wystosowaliby gromkie „podziękowania za pomoc” w utracie dwóch punktów…