– Oczekiwania wobec nas są za duże, a my przecież nie zdobyliśmy bramki od pięciu meczów, cztery razy przegraliśmy! Może po tych porażkach wygórowane oczekiwania się skończą? – stwierdził w dzisiejszym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Wojciech Szczęsny, który najwyraźniej stracił kontakt z rzeczywistością. Nie wiem, gdzie zetknął się z tymi ogromnymi oczekiwaniami polskich kibiców, ale skoro pada zdanie o tym, że nie zaczniemy od razu wygrywać z Brazylią, to coś z londyńską perspektywą na sprawy reprezentacji musi być nie tak.
Co ma na myśli golkiper Arsenalu mówiąc „zbyt wiele”? Czy na przykład wygranie choćby jednego meczu w najłatwiejszej grupie Mistrzostw Europy od początku ich istnienia, na dodatek grając mecze u siebie to wymagania, które były zbyt wysokie? Może polscy kibice powinni postawić wobec reprezentantów poprzeczkę na poziomie „zdobądźcie na naszym Euro jeden punkt”? Może od razu jednego gola? Jeden strzał? Wyjście z własnej połowy? Jedno celne podanie? Czy takie wymagania zadowoliłyby bramkarza „Kanonierów”? Patrząc na wyczyny naszych reprezentantów – to byłyby oczekiwania adekwatne do ich gry…
Polski bramkarz mówi, że nie powinniśmy mieć szans w starciu z takimi gwiazdorami, jak wracający po kilku miesiącach kontuzji Darren Fletcher, przeciętny piłkarz Stoke i wielki niewypał transferowy Liverpoolu Charlie Adam, podstarzały Steven Fletcher czy rezerwowy Everton Naismith. Skoro nie mamy czego szukać w meczu z takimi tuzami, to na mecz z Niemcami nie powinniśmy w ogóle wychodzić na murawę! Jeśli Szczęsny uważa, że nasza reprezentacja na papierze wygląda gorzej niż Szkocja, to nawet nie chcę myśleć, co dziać się będzie w szatni naszej kadry, zanim zmierzymy się z Gotze, Ozilem, Neuerem, Lahmem, Schweinsteigerem i resztą. Zamiast objaśniać taktykę i motywować zawodników, Adam Nawałka będzie musiał chodzić i wymieniać swoim podopiecznym pampersy.
Oczekujemy zbyt wiele… W rankingu FIFA wyprzedzają nas takie tuzy, jak Sierra Leone czy Jordania, a stojący między słupkami polskiej reprezentacji ma czelność mówić, że kibice wymagają od nich za dużo. Ręce opadają. Tym bardziej, że właśnie teraz powinniśmy wymagać dużo. Nawet wtedy, gdy awansowaliśmy na dwa kolejne mundiale czy na pierwsze, historyczne Euro w Austrii i Szwajcarii nie mieliśmy tylu dobrych, grających na najwyższym światowym poziomie piłkarzy. Może to brzmi śmiesznie, jeśli ma się jeszcze w pamięci mecz ze Szkotami, ale fakty mówią same za siebie – mamy trzech finalistów Ligi Mistrzów, w tym jednego, który przychodzi zbawiać linię ataku absolutnie najlepszej drużyny na świecie. Jest bramkarz czołowej drużyny Premier League i bohater tego wywiadu, Wojciech Szczęsny. Dalej też nie jest źle – dysponujemy przecież kapitanem włoskiego Torino, ogarniającym środek pola w Reims Grzegorzem Krychowiakiem, którym zainteresowanych jest kilka poważniejszych klubów. Jest grający w Rennes Grosicki, młodzi Klich z Zielińskim, Rybus, Mierzejewski, Milik, Sobota…
Nikt nie wmówi mi, że w ubiegłych latach było lepiej. Mało tego – tak dobrze jeśli chodzi o grę i jakość naszych zawodników grających na obczyźnie dawno nie było. Dlaczego mamy nie oczekiwać, że grupa nie najgorszych piłkarzy stworzy drużynę i monolit, który nie da tylnej części ciała w zbliżających się, najłatwiejszych od lat eliminacjach ze Szkocją, Gruzją czy Irlandią? Równie dobrze moglibyśmy nie oczekiwać niczego, a zamiast emocjonować się meczami reprezentacji – wyjść z psem na spacer.
/Bartek Stańdo/