Ozdabianie ciała w ostatnich latach jest coraz popularniejsze, a prym wiodą w tym m.in. piłkarze. Zdecydowanie łatwiej wskazać zawodnika, który takowe posiada, niż odwrotnie. Niedawno na taki zabieg zdecydował się Guillermo Varela, lecz za swój tatuaż słono zapłacił. I dosłownie, i w przenośni.
Sezon ligowy zakończony, więc czemu by nie zaszaleć – być może to zaświtało w głowie 24-letniego Urugwajczyka. Na nic zdały się polecenia klubowego lekarza Eintrachtu Frankfurt, który subtelnie kazał mu się z tym wstrzymać. Varela w poniedziałek tatuaż zrobił, a razem z nim do przedramienia zawodnika wdała się infekcja.
Powiedzieć, że to głupota, to nie powiedzieć nic. Eintracht nie pozostał obojętny na taką niesubordynację, w związku z czym najprawdopodobniej nie przedłuży współpracy z zawodnikiem (Varela jest wypożyczony z Manchesteru United). Jakby tego było mało, infekcja eliminuje Varelę z najważniejszego meczu sezonu, a na dodatek klub nałożył na Urugwajczyka karę w wysokości… 50 tysięcy euro. Trochę drogi okazał się ten tatuaż.
A propo Guillermo Vareli i o tym że zrobił tatuaż w wyniku czego wdała się infekcja. Będzie on musiał za to zapłacić 50000 euro #Bundesliga
— Piotr Szymczuk (@PiotrSzymczuk) May 25, 2017
– To nieodpowiedzialne zachowanie, które ma wpływ na cały zespół. Klub nie może tolerować tego, że zawodnik postąpił wbrew zaleceniom trenera i lekarza, w dodatku przed tak ważnym meczem – stwierdził Fredi Bobić, dyrektor sportowy Eintrachtu.
– Już myśleliśmy o przedłużeniu umowy. W tej sytuacji będziemy musieli się nad tym zastanowić. Po tak egoistycznym zachowaniu zawodnika jesteśmy do tego zmuszeni – dodał Niemiec chorwacko-słoweńskiego pochodzenia.
Prawy obrońca na własne życzenie przebył drogę z nieba do piekła. Zresztą cały sezon można by rozłożyć na właśnie takiej sinusoidzie. Po niespełna 900 minutach rozegranych w poprzednim sezonie w barwach United pojawiła się szansa wypożyczenia do Niemiec. Początek był świetny – Varela dostawał przede wszystkim dużo minut, czego mu brakowało przez długi okres. Niestety już we wrześniu przytrafiła się kontuzja, która wyeliminowała go aż do kwietnia. Po tym pechowym okresie wrócił do formy, trener Kovac znów na niego stawiał. Na 99% wystąpiłby w sobotnim finale przeciwko Borussii Dortmund. W finale o trofeum, na które „Orły” czekają już blisko 30 lat…
Jak widać, karma wraca, czasem nawet ze zdwojona siłą. Wystarczyło posłuchać lekarza, wstrzymać się tydzień, a być może byłaby okazja do świętowania i przedłużenia wypożyczenia. Samowolka zakończyła się infekcją, olbrzymią karą, wykluczeniem się z finału i zawieszeniem, które jest niemal jednoznaczne z koniecznością powrotu do Manchesteru. Czy mogło być gorzej?
Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł