„Tego nie można pominąć” – kraje bez klubu w Europie na tle 39-milionowej (!) Polski

Miało być jak nigdy, niestety było jak zwykle. Legia na samym finiszu wypuściła z rąk szansę na walkę o udział w Lidze Europy, a polska piłka klubowa sięga jeszcze głębszego dna. Patrząc na to, w jakim kraju żyjemy, jest to po prostu niewytłumaczalne.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

„Graliśmy z zespołem z wyższego poziomu niż nasz. (…) Nie odpadamy w stylu z dwóch poprzednich sezonów. Jestem dumny z zawodników” – stwierdził Aleksandar Vuković po porażce w wicemistrzem Szkocji. Poziom, który jeszcze niedawno był dla nas (przynajmniej w teorii) czymś absolutnie dosięgalnym, nagle okazuje się wyższą półką.

Czy Europa aż tak się rozwinęła? Z jednej strony tak, bo w wielu miejscach robi się małe kroczki do przodu. Dobrym przykładem jest luksemburskie Dudelange, które właśnie drugi raz z rzędu dostało się do Ligi Europy. Jednak to nie Europa jest problemem, bo my także moglibyśmy robić małe kroczki naprzód. Zamiast tego, co jakiś czas robimy dwa wstecz.

Można zrozumieć, że jakiś bardzo mały lub słabo rozwinięty kraj nie jest w stanie mieć drużyny mogącej rywalizować w Europie. Prowizoryczna liga, mały wybór spośród rodaków, obcokrajowcy nie chcą przyjeżdżać. My jednak jesteśmy tego absolutnym zaprzeczeniem, a w Europie i tak nie gramy. Niemal 39-milionowy kraj nie jest w stanie „wyprodukować” klubu choćby na miarę awansu do Ligi Europy. To jest po prostu kabaret. Zastanawialiście się, jakie kraje także nie mają swojego przedstawiciela i ilu jest w nich mieszkańców?

Jednym słowem – szok. Nawet jeśli dodamy do tego pominięte wyżej Białoruś (9,5 mln), Izrael (8,7 mln), Andorę (3,5 mln), Albanię (2,9 mln), Macedonię (2 mln) czy Słowenię (2 mln). 26 krajów o łącznej liczbie mieszkańców liczącej ok. 64 miliony osób, nie ma swojego przedstawiciela. Czy jednak gdyby się połączyły, miały jedną wspólną ligę (albo nawet dwie lub trzy), nie zdołałyby stworzyć wspólnie poziomu pozwalającego na przynajmniej jednego europejskiego reprezentanta? Śmiemy wątpić.

Polskie drużyny tylko siedem razy zdołały awansować do Ligi Europy. Legia czterokrotnie, dwukrotnie Lech oraz jeden raz Wisła Kraków. Dla porównania – Qarabag, Qabala i Neftci, czyli kluby z Azerbejdżanu, dokonały tego ośmiokrotnie. W niespełna 10-milionowym kraju, w którym piłka nożna stoi na wiadomym poziomie.

Mało? Biorąc pod uwagę rozgrywki Ligi Mistrzów, są kraje, które ją zdominowały. Na przykład Hiszpańskie kluby wywalczyły do niej 91 awansów, Anglia 88, Niemcy i Włochy po 78. A te inne, „mniejsze”? Serbskie kluby meldowały się w niej czterokrotnie, białoruskie, cypryjskie i izraelskie po pięć razy, szwedzkie i duńskie po osiem, norweskie, czeskie i rumuńskie po dwanaście. Do tego Ukraina, z aż trzydziestoma awansami. A Polska? My mieliśmy jedynie trzy, z czego dwa jeszcze pod koniec XX wieku… Więcej jedynie od Węgier (2), Finlandii (1), Azerbejdżanu (1) i Kazachstanu (1).

Nie do wiary. To jest po prostu irracjonalne i niewytłumaczalne. Dno, dwa metry mułu i zero perspektyw, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Koszmar.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Komentarze

komentarzy