Był witany na lotnisku w Chinach niczym największy narodowy bohater. Mniej niż rok później wymknął się z kraju po cichu, zabierając ze sobą walizkę pełną pieniędzy. Co poszło nie tak w przygodzie Argentyńczyka z Shanghai Shenhua?
Transfer Carlosa Teveza do Chin miał w sobie jeden cel – zarobienie gigantycznych pieniędzy. Jakkolwiek zakończyła się jego przygoda z tą egzotyczną ligą, trzeba mu przyznać, że swoje zadanie spełnił z nawiązką. Za niespełna rok występów otrzymał bagatela 34 milionów funtów, inkasując największą tygodniówkę ze wszystkich piłkarzy na świecie w kwocie 650 tysięcy funtów. Takie sumy nie przełożyły się ostatecznie na dobre występy napastnika, który w 20 spotkaniach zdobył zaledwie 4 bramki. Dodatkowo w całym sezonie opuścił ponad połowę spotkań – głównie dzięki kontuzji, ale także z powodu swojej fatalnej dyspozycji.
Do Chin przyleciał 19 stycznia. To wówczas witano go na lotnisku radosnymi okrzykami „Carlos, Carlos!”. Promieniujący wówczas zawodnik obiecywał, że spłaci swoją pensję występami na boisku, opowiadając o wciąż trwającej pasji do futbolu. Niecały miesiąc później przyszedł czas na jego debiut w azjatyckiej Lidze Mistrzów. Shenhua po słabym występie odpadła z Brisbane Roar. Klub z Australii dość szybko wyśmiał Argentyńczyka za pomocą Twittera zadając na swoim profilu pytanie: „Kim jest Carlos Tevez?”.
W marcu ruszyła Chinese Super League. 33-latek zaliczył świetny debiut, zdobywając bramkę oraz dwie asysty, a sympatycy dość szybko zapomnieli swojemu bohaterowi niepowodzenie w Lidze Mistrzów.
Kłopoty Teveza na dobre zaczęły się w kwietniu. Fani Shanghai Shenhua mieli za złe zawodnikowi, że ten przebywał (rzekomo kontuzjowany) ze swoją rodziną w szanghajskim Disneylandzie, podczas gdy jego drużyna rozgrywała mecz. Kolejny cios dla zapatrzonych w Teveza jak w obrazek chińskich kibiców przyszedł końcem maja, kiedy to w wywiadzie z hiszpańską telewizją zawodnik opisał tamtejszych piłkarzy jako niezdary. Dodatkowo stwierdził, że futbol w Chinach jest ponad 50 lat w tyle za Europą.
Początkiem końca przygody reprezentanta Argentyny był bezsprzecznie przełom sierpnia i września. To wówczas dopadła go kolejna kontuzja, po której po raz pierwszy wrócił do swojego rodzinnego kraju, aby w spokoju dojść do zdrowia. Klub z kolei zakomunikował zawodnikowi, że ma wrócić przed końcem sierpnia, aby rozpocząć treningi z zespołem. Dwa tygodnie później z posady menedżera zwolniony został Gus Poyet, a jego stanowisko zajął Wu Jingui. Nowy trener momentalnie stwierdził na konferencji prasowej, że jego podopieczny ma nadwagę i jeśli jak najszybciej jej nie zrzuci, może pożegnać się z miejscem w pierwszym składzie. Szkoleniowiec kilka dni później zakomunikował, że Argentyńczyk wziął sobie jego słowa do serca i w ciągu dwóch tygodni zrzucił prawie 6 kilogramów.
Pomimo dobrych kilku momentów w październiku, kolejny miesiąc ponownie przyniósł zawód. W pierwszym finałowym spotkaniu pucharu Chin, Tevez nie znalazł się w kadrze meczowej, a drużyna pod jego nieobecność odniosła zwycięstwo. Tydzień później sytuacja się powtórzyła, a podczas podnoszenia pucharu przez jego zespół, „El Apache” znajdował się w słonecznej Argentynie. Po tym wydarzeniu klub dał ostatnią szansę Tevezowi na powrót do Chin, lecz ostatecznie niesforny Argentyńczyk wybrał grę dla Boca Juniors, z którą podpisał niedawno kontrakt po raz trzeci w swojej karierze.