Upadli bogowie: Zagłębie Sosnowiec

Ostatnio odwiedziłem Nową Hutę w Krakowie i opisałem tragiczne losy tutejszego Hutnika. Krakowianie pasowali jak ulał do cyklu pod tytułem „Upadli bogowie”, ale przecież w całej Polsce aż roi się od podobnych historii. Dziś więc zabieram Was na Śląsk – zobaczyć jak miewa się zapomniane Zagłębie Sosnowiec.

Gdy ostatnio wybrałem się na Śląsk trudno było mi się połapać w terenie nawet z GPS-em. Jadę kawałek, jestem w Chorzowie, ale już za chwilę nie wiadomo jakim cudem znajduję się w Katowicach, a jeszcze potem dojeżdżam do Sosnowca – trochę się to zlewa za sprawą licznych kopalni i architektury. W każdym razie wycieczka w te okolice to dla mnie zawsze spora atrakcja, a zarazem okazja do jakichś dekadenckich rozterek. Dzieje się tak za sprawą starych kamienic, rozpadających się budynków, szarzyzny i kopalni, ale to już temat na inne rozważania.

Samo miasto znajduje się w części Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego,  więc można myśleć, że wiedzie się tam nieźle, a jednak wystarczy spojrzeć choćby na stadion Zagłębia i od razu ma się panoramiczny obraz ekonomiczny tego miejsca. Chyba nic się tutaj nie zmieniło od dobrych 50-60 lat, więc trudno oczekiwać, żeby nagle futbol był tutaj na wysokim poziomie. To nie Zagłębie Ruhry – niestety. Ale to nie obłupane kamienice, czy nieciekawy facet idący w moją stronę z łopatą był dla mnie niespodzianką po dotarciu na miejsce. Najbardziej zdziwiło mnie, że stadion Zagłębia ma nadal nazwę – Stadion Ludowy. Ok, spotkałem się z takim czymś już kilka razy, ale zawsze budzi to u mnie mieszane uczucia. Poza tym zdziwiłem się, że niegdyś mógł pomieścić 20/30 tysięcy kibiców – teraz to już raczej konający obiekt, który swoje lata świetności ma dawno za sobą. Pod względem architektury jest baaardzo podobny do stadionu Ruchu, starego boiska Górnika, czy Lechii. Po prostu tak się kiedyś budowało – miało być funkcjonalnie, a to czy ktoś widział lepiej czy gorzej było już drugorzędną sprawą.

Zanim przejdę do samej piłki znów warto przypomnieć kilka faktów historycznych, które niejako przyczyniły się do powstania klubu, ale też potem do jego różnych perypetii.

Pierwsze wzmianki o Sosnowcu pojawiły się jeszcze w XV wieku, ale była to malutka wieś, która mało znaczyła na arenie krajowej, więc zachowało się niewiele – głównie kilka zdań w kronikach Długosza. Prawa miejsce otrzymał dopiero w 1902 roku i oczywiście był pod pełną kontrolą zaborców. Warto bowiem dodać, że Polska od ponad stu lat nie istniała, a jedyną oazą polskości było przez chwilę Księstwo Warszawskie. Okoliczna ludność, jednak doskonale pamiętała jakie ma korzenie i jaka krew płynie w ich żyłach. Caratowi narobiła sporo problemów i nadanie miastu praw było pewnego rodzaju środkiem uspokajającym dla obywateli.

Oczywiście po odzyskaniu niepodległości region zaczął się bardzo szybko rozwijać, choć życie sportowe nieco zamarło. Potem choć pojawiały się kolejne sekcje sportowe i kluby uczestniczyły w rozgrywkach to wybuchła kolejna wojna i trzeba było znów bronić ojczyzny. Po 1945 roku władza pompowała tu bardzo dużo pieniędzy, ale najbardziej Śląsk rozwinął się oczywiście za Edwarda Gierka w latach 70-tych. Miejscowe kluby też miały wtedy lżej, a piłkarze dostawali świetne pensje. Były takie przypadki, że niektórzy zawodnicy byli zatrudnieni w kopalni na trzy etaty, a i jeszcze Malucha dostali. Zagłębie było co prawda trochę w cieniu Górnika, Ruchu i GKS-u, ale i tak osiągnęło bardzo wiele.

Historia
Jak to się w ogóle stało, że taki klub powstał i tak szybko się rozwinął? Zagłębie powstało jeszcze pod zaborami – w 1906 roku przy hucie „Milowice”. Założycielami byli trzej znajomi: Aleksander Rene, Edward Michałowski i Józef Komander. Co ciekawe, na początku drużyna w ogóle nie miała swojego boiska – nawet łąki gdzie można wbić dwa patyki. Wynajmowano więc różne obiekty w sąsiednich miastach. Dwa lata później, jeden z założycieli został aresztowany za prowadzenie nielegalnego klubu i zamknięto go w łódzkim więzieniu, co ostudziło zapały władz towarzystwa. Była to normalka w ówczesnych czasach, ale jednocześnie spora przeszkoda dla nowego tworu. Zresztą w tych latach sportowcy i działacze w tym regionie mieli bardzo często pod górkę, bo miasto odmówiło stworzenie filii petersburskiego Unionu. Rene, choć trafił do aresztu nie rezygnował ze swoich marzeń i ostatecznie udało mu się stworzyć klub – TS Union, dzięki listowi wysłanemu do Petersburga. Od razu władze zaczęły pomagać działaczom – postarano się o wydzielenie boiska, znalazły się pieniądze na sekcję kolarską i kręglarską, a TS Union mógł wreszcie grać w lidze. Co ciekawe, w drużynie występował też wypuszczony na wolność Rene.

Po odzyskaniu niepodległości powstał drugi sosnowiecki klub – TS Sosnowiec (potem KS), na czele którego znów stanął Aleksander Rene. Jego głównym rywalem była tutejsza Victoria, w której, powiem w ramach ciekawostki, grali wówczas bracia Kiepurowie, a nie trzeba chyba mówić kim był później Jan. Zresztą w ogóle większe szansę na jakikolwiek sukces miała właśnie Victoria, która biła się nawet z Garbarnią i Pogonią Katowice o awans do rozgrywek ogólnopolskich. Porażki i ogólna słaba kondycja KS Sosnowca spowodowały, że poważnie zaczęto dążyć do fuzji. Ta udała się jednak dopiero w 1931 kiedy to na bazie obu klubów utworzono Unię Sosnowiec. Zadbano o wszystko – nawet o własny stadion, a pierwszy mecz rozegrano przeciwko Ruchowi Hajduki Wielkie – potentatowi z pierwszej ligi. Remis 1:1 uznano jako wielki sukces i dobry prognostyk.


Unia Sosnowiec

W 1939 roku futbol zszedł na drugi plan, a wielu młodych ludzi zamiast uprawiać sport, podrywać panienki i studiować, poszło walczyć za ojczyznę. Jednak nawet wtedy starano się prowadzić w Kieferstadt (ówczesna nazwa Sosnowca) normalne życie. Udało się nie tylko rozgrywać pojedyncze spotkania, ale też zorganizowano mini rozgrywki z udziałem okolicznych drużyn.

Po wojnie klub zapisał podobnie jak wiele innych klubów niezbyt chlubną kartę historii. Trudno winić o to kogokolwiek, bo takie były czasy, ale faktem jest, że od tego czasu sport zaczął często przegrywać z polityką. Od razu zmieniono zresztą nazwę klubu na RKU Sosnowiec (RKU = Rejonowa Komenda Uzupełnień), a żeby było jeszcze bardziej militarnie to na jego czele stanął major Marian Drozda.

W 1949 postanowiono ponownie zmienić nazwę i zdecydowano, że Stal będzie lepszą opcją niż RKU. Od tego czasu klub zanotował pasmo niesamowitych sukcesów. Już w 1954 roku awansował do pierwszej ligi i to naprawdę w wyśmienitym stylu. W składzie można było zobaczyć wówczas takie nazwiska jak: Dziurowicz i Powązka – w bramce, Masłoń, Szymczyk, Musiał, Poloczek, Jochemczyk – w obronie, Pocwa I, Pocwa II, Głowacki, Majewski, Uznański, Krężel, Krajewski, Wspaniały – w pomocy i ataku.

Już w pierwszym sezonie śląski zespół poradził sobie znakomicie wywalczając wicemistrzostwo i ustępując jedynie Legii Warszawa. Zresztą beniaminek mógł wygrać ligę, ale przegrał w bezpośrednim pojedynku z „Wojskowymi”. Następny sezon nie był już tak znakomity i biało-zieloni z trudem uratowali się przed spadkiem zajmując 10 pozycję, a warto przypomnieć, że wtedy w pierwszej lidze było 12 zespołów. Od tego czasu zaczął się niewytłumaczalny regres tej drużyny, który oczywiście zakończył się fatalnie – spadkiem w 1958. Początek lat 60-tych to jednak znów odrodzenie – głównie za sprawą kolejnej zmiany nazwy. Tym razem taki zabieg miał drugie dno i bardzo się opłacał Mistrzostwa co prawda nie było, ale trzy razy trzecie miejsce, wicemistrzostwo, dwa razy Puchar Polski to osiągnięcia, którymi może się pochwalić niewiele klubów na naszej piłkarskiej mapie. A triumfy w PP smakowały jeszcze lepiej niż dobra gra w lidze, bo w finale GKS wygrał z Górnikiem Zabrze i Ruchem Chorzów.

W połowie lat 70-tych Sosnowiec znów zaczął mieszać w lidze. Pożegnano starych ligowych wyjadaczy: Jarosika, Schmidta i Bazana, a zaczęto stawiać bardziej na młodzież. „Zagłębiacy” znów wygrali dwa razy z rzędu Puchar Polski, a w lidze prezentowali się przyzwoicie głównie za sprawą świetnego Włodzimierza Mazura, który strzelał bramkę za bramką. Tylko, że po sukcesach znów nie potrafiono odpowiednio spojrzeć w przyszłość, zabezpieczyć się na wypadek gorszych lat. Nic dziwnego więc, że w 1986 Zagłębie spadło na trzy sezony do drugiej ligi. Inna sprawa, że poziom był wtedy wyrównany i łatwo było zaliczyć wpadkę.


Włodzimierz Mazur – pierwszy po lewej w górnym rzędzie.

Historia ich bojów o awans jest niesamowita. W 1989 do Sosnowca zawitał Motor Lublin, a wygrany tej rywalizacji brał wszystko – od nowego sezonu mógł występować w pierwszej lidze. Sosnowiczanie grali nieźle, ale w pewnym momencie ich cały trud mógł pójść na marne. Ulewa, która przeszła nad Stadionem Ludowym spowodowała, że mecz został wstrzymany, a delegat chciał nawet zakończyć to starcie przed czasem. Murawa też nie nadawała się do gry, bo bardziej przypominała pastwisko niż boisko. Na szczęście klub mógł liczyć na swoich kibiców. 20 tysięcy fanów domagało się wznowienia gry i co na to mógł poradzić biedny działacz PZPN-u? Pozwolono dokończyć mecz, a Zagłębie wygrało 1:0. Co działo się w kuluarach – nie wiadomo.

„Chłopcy znad Brynicy” wrócili do elity, ale można powiedzieć, że już w nowych warunkach – w nowej rzeczywistości. Nadal mogli liczyć na wspaniały doping swoich kibiców, ale finansowo musieli obrać kurs na zupełnie nowe lądy. Wracając do frekwencji na stadionie, to media podają różne rekordy, ale prawdą jest, że na meczu inauguracyjnym w pierwszej lidze z Górnikiem Zabrze stawiło się ponad 28 tysięcy mieszkańców Sosnowca i okolicznych miejscowości. Jest to tym bardziej niesamowite, że Stadion Ludowy może pomieścić niewiele ponad 7 tysięcy. Jednak powrót okazał się jedynie krótką przygodą. Zagłębie utrzymało się tylko dwa sezony w pierwszej lidze. Najpierw zdobyło kompromitujące 10 punktów, ale zachowało miejsce w szeregu. Rok później wypadło już jednak fatalnie i z hukiem spadło z ligi – w pełni zasłużenie.

Odcięcie pępowiny od budżetu państwa okazało się w tym przypadku bardzo drastyczne, bo nawet w drugiej lidze Zagłębie kompletnie nie mogło sobie poradzić z teoretycznie słabszymi rywalami. Na zapleczu spędziło tylko rok, bo już po zakończeniu sezonu okazało się, że zadłużenie klubu jest zbyt duże, żeby kontynuować piękne tradycje i żeby powalczyć choćby o utrzymanie. Spryciarze z Sosnowca chcieli nawet przywrócić dawną nazwę – Stal Sosnowiec, aby tylko pozbyć się długów, ale okazało się, że takie zabiegi nic nie dadzą. Degradacja do trzeciej ligi też nie, bo nasi „Upadli bogowie” nie przystąpili do rozgrywek i na tym szczeblu.

Dopiero w sezonie 1995/1996 udało się zagrać w lidze okręgowej. Po raz kolejny to kibice pokazali, że dobro klubu leży im na sercu bardziej niż klubowym działaczom. To dzięki ich pomocy Zagłębie mogło świętować awans do trzeciej ligi.  Tułanie się po „trzecich” ligach było jednak niezbyt na rękę zwłaszcza dwóm prezesom i legendom tego klubu – Leszkowi Baczyński i Andrzej Adamczyk. Ich pomoc, postawienie na młodzież spowodowała, że Sosnowiec odżył, a w dodatku znalazł się sponsor z Włoch. Włosi spłacili wszystkie długi, ale co z tego skoro zespół znów śląska ekipa musiała spaść do niższej ligi.

Po latach pogoni za czołówką w końcu się udało! Sezon 2006/2007 i liczne zawirowania związane z aferą korupcyjną wywindowały Zagłębie do Ekstraklasy.  Tutaj znów zabrakło dobrego zarządzania i chłodnej głowy dyrektora sportowego. Najlepszym podsumowaniem całej sytuacji jest fragment ze strony zaglebie.sosnowiec.pl: po awansie do Ekstraklasy przyszły zawirowania własnościowe. Włosi chcieli się pozbyć klubu. Nowym właścicielem miała być firma Kotrak z Katowic. Już nawet przyszła-niedoszła pani prezes i przyszły-niedoszły dyrektor sportowy zorganizowali konferencję prasową, a po dwóch dniach uznali, że jednak rezygnują i nie przejmują klubu. Koniec końców Zagłębie trafiło w ręce Krzysztofa Szatana. Władze objął nowy zarząd, zatrudniono nowego trenera i trzeba było szukać nowych piłkarzy. Efekty były opłakane. Postawiono na zawodników mających najlepsze lata swojej kariery zdecydowanie za sobą (Kaliciak, Kozubek, Ciesielski) i takich, którzy nie mogli się przebić do składów lepszych klubów Ekstraklasy (Kmiecik, Białek, Bagnicki). Trener Jerzy Kowalik sciągnął ze sobą z Zabierzowa Dariusza Gawęckiego, a z Kolejarza Stróże przyszedł jedyny w tym towarzystwie rodowity Zagłębiak Rafał Berliński. Za najlepsze podsumowanie tych transferów niech posłuży fakt, że większość pozyskiwanych latem 2007 piłkarzy spędziła w Sosnowcu zaledwie jedną rundę.

Poza tym poważną rysą na herbie klubu są jego „dokonania” w aferze korupcyjnej. To przez to PZPN postanowił zdegradować Zagłębie już po roku gry w Ekstraklasie i tym samym znów drużyna błąka się po niższych ligach.

Aha. Pewnie zapytacie, co z europejskimi pucharami w latach 60-tych i 70-tych? Owszem, były, ale sosnowiczanie odpadali z nich raczej jeszcze w przedbiegach. W Pucharze Intertoto ogrywali jeszcze europejskich średniaków, ale już w Pucharze Zdobywców Pucharów musieli za każdym razem uznać wyższość swoich rywali w pierwszej rundzie. Najciekawszy był pojedynek z Olympiakosem, bo żeby wyłonić zwycięzcę trzeba było rozegrać trzecie spotkanie.

Kibicowskie graffiti

Gwiazdy
Po raz kolejny nie chciałbym rozwodzić się nad wszystkimi legendami klubu, bo po prostu zajęłoby to zbyt dużo miejsca. Często są to postacie tak barwne i dokonały tyle w piłce, że aż trudno byłoby opisać ich każdego z osobna, a co dopiero zbiorowo. Gwiazdą przed laty był na pewno Józef Gałeczka, który został nawet królem strzelców. Oprócz niego takim wyczynem mógł poszczycić się też Andrzej Jarosik i Włodzimierz Mazur. Jarosik to zresztą prawdziwy łowca bramek – w biało-zielonej koszulce zdobył aż 113 bramek! Na pewno kibice pamiętają także: Czesława Uznańskiego, Włodzimierza Śpiewaka, Romana Strzałkowskiego, Romana Bazana, Zbigniewa Seweryna, czy Witolda Majewskiego. Przez laty reprezentantem Polski był też Wojciech Rudy – późniejszy prezes klubu.

Dla młodszych podam może tylko jedno nazwisko – Jan Urban. Tak, tak – ten z Legii, prowadzący obecnie Osasunę.


Józef Gałeczka

Teraźniejszość i przyszłość
Miał być awans w ostatnim sezonie, a wyszło znów niezbyt dobrze. Tak więc Zagłębie nadal gra w drugiej lidze i trudno powiedzieć czy jest na tyle silne, żeby włączyć się do walki o awans. Po wielu perturbacjach w Sosnowcu znów rządzą Polacy. Pewnie nazwisko trenera nie jest zbyt znane w naszym kraju (w sumie to w żadnym nie jest), ale postanowiono zaufać komuś kto zna śląski klimat i potrafi wprowadzać do zespołu młodych zawodników. Trenerem został więc Mirosław Smyła. Inna sprawa, że to też wybór oszczędnościowy, bo „Zagłębiacy” nie mają zbyt wiele środków na koncie. Dlatego też zrezygnowano z podstarzałych ligowców i znów postanowiono zaufać młodzieży i zawodnikom z regionu. Właściwie to kibice mogą znać tylko: Piotr Giela, Łukasz Tumicza i Sebastiana Dudka.  Jeśli ktoś poznaje kogoś jeszcze – to chwała mu za to.

Jeśli chodzi o przyszłość to trudno wróżyć cokolwiek dobrego. Sosnowiec ma ogromny potencjał jeśli chodzi o piłkę nożną i spokojnie mógłby występować choćby w pierwszej lidze, ale bez pieniędzy ani rusz. Region niestety też trochę podupadł, a wielu ludzi wyjechało do Niemiec w poszukiwaniu lepszego życia. Myślałem, że zgoda kibicowska z Legią przełoży się chociaż na współpracę na szczeblu piłkarskim, ale Legia rzadko wypożycza piłkarzy do drugiej ligi. Inne zespoły też już nie podrzucają takich talentów jak kiedyś choćby Małecki. Może jednak uda się zdolną młodzieżą awansować choćby na zaplecze? Póki co jest całkiem dobrze – dwa punkty do trzeciego ROW-u Rybnik.


To jest chyba największy pozytyw ostatnich lat – póki co tylko w wersji komputerowej.

DOJ requires employees to verbally affirm homosexuality
youjizz Helps the chemicals seal around the skin

Jessica Simpson flaunts baby bump in leopard print dress
free gay porn Althea for Saint Tropez

The History Of Dolce Gabbana
hd porn 3 million remaining under its current share repurchase program

Switch Handbags in a Snap with these Convenient Handbag Organizers
black porn You can try sunglasses with floral prints

Every Gal Needs a Bejeweled Outfit in Her Wardrobe
gay porn In your interview with Vanity Fair

What to Wear to a Wedding
snooki weight loss you’re of the appropriate size

Analysis of classic luxury perfume bottles
miranda lambert weight loss Avoid situations that keep you in a state of self doubt

Choosing The Right New Balance Shoes
christina aguilera weight loss They run the beautiful Gillette Ridge and a few other local courses