Doczekaliśmy się! Wreszcie, po raz pierwszy w obecnym sezonie, mogliśmy usłyszeć z głośników hymn Champions League. Co prawda to jeszcze nawet nie grupa, ale zawsze coś. Szczególnie że mecze play-off kwalifikacji były niezwykle ciekawe.
Już losowanie wyłoniło nam kilka elektryzujących par. Oczy kibiców w Europie wczorajszego wieczoru mogły być zwrócone lekko ku Hoffenheim. „Wieśniacy” podjęli bowiem na swoim stadionie Liverpool. Był to mecz z serii tych, w których nie można wyłonić faworyta. Już w ciągu pierwszych 10 minut defensywa „The Reds” zdołała udowodnić, że nie przez przypadek jeszcze przed meczem została wyśmiana przez internautów. Któryś z kiksów Lovrena w końcu musiał skończyć się tragicznie. I tylko dlatego, że Mignolet zachował zimną krew przy karnym (albo dlatego, że Kramarić uderzył tak fatalnie), już na początku gospodarze nie uzyskali prowadzenia.
W dalszej części spotkania okazało się jednak, że obrońcy Liverpoolu lepiej sprawują się w ataku (bramka Alexandra-Arnolda i kilka niezłych wyjść do rożnych Lovrena), a następnie, że cały zespół ma furę szczęścia (centrostrzał Milnera zakończony bramką oraz masa zmarnowanych okazji Hoffenheim) i ostatecznie to Anglicy wygrali mecz 2:1, zapewniając sobie bardzo cenną zaliczkę przed rewanżem na własnym stadionie.
Podobnej z pewnością oczekiwali kibice z Pradze. Czeski futbol może nie osiąga europejskich szczytów, ale patrząc na jakość wykonanych przez Slavię transferów oraz na poprzednie mecze tego klubu, należało jasno stawiać tę drużynę w roli faworyta pojedynku z APOEL-em, który w ostatnim czasie nie powalał na kolana. Tymczasem mistrzowie Cypru spotkanie ustawili sobie w pierwszych chwilach meczu. Najpierw piłkę do siatki (już w 2. minucie!), po nieziemskim zamieszaniu w polu karnym przy rzucie rożnym, wpakował de Camargo, a potem swoje dołożył jeszcze Altoneftis i po 10 minutach gry mieliśmy już 2:0. Slavia nie zareagowała na to żadnym trafieniem, stawiając się pod ścianą w kontekście rewanżu, który na własnym terenie będzie musiała wygrać trzema bramkami różnicy.
Tego, czego nie udało się zrobić Slavii, znakomicie wykonała CSKA Moskwa, zamierzająca wrócić do europejskiej elity. Rosjanie zagrali na wyjeździe z drużyną Youg Boys Berno. Mecz był wyrównany, a do 90. minuty nie padł żaden gol. Jak się okazało… wystarczyło oddać sprawy w ręce szwajcarskiej drużyny. Ta, już w doliczonym czasie gry, zrobiła coś, czego nie da się opisać. Można za to zobaczyć:
That took a lot of effort! > Ghanaian defender Kasim Nuhu's own goal downs Young Boys (YB v #CSKA) #UCL pic.twitter.com/vv9g353X3O
— Lrrr (@coldplague) August 16, 2017
Kasim w pojedynkę niemal skopiował bramkę Zbigniewa Bońka z meczu z Belgią (na mundialu w 1982 roku). Po podwójnym uderzeniu główką Ghańczyk skierował piłkę do bramki. Własnej bramki. Kwalifikując się w ten sposób do konkursu na najgorszego obrońcę 2017.
Przegrały Hoffenheim, Slavia i Young Boys. Od Champions League oddalili się zatem tacy gracze jak: Sulejmani, Vogt, Kramarić, Wagner, Gnabry, Stoh czy Altintop. Wejść na piłkarskie salony będzie miał jednak szansę… Jakub Rzeźniczak. Podczas gdy jego były klub będzie walczyć jutro zaledwie o awans do Ligi Europy, on i jego Karabach Agdam wygrali pierwsze spotkanie z FC Kopenhaga i są o krok od raju. Polak rozegrał pełne spotkanie, a defensywa azerskiego zespołu z Rzeźniczakiem szeregach nie popełniała błędów i w rezultacie zachowała czyste konto. Okazuje się zatem, że „Rzeźnik” – choć brzmi to tak samo niewiarygodnie, jak i smutno – zamieniając mistrza Polski na mistrza Azerbejdżanu… prawdopodobnie zanotował sportowy awans. Utrzymanie przez Karabach zaliczki z pierwszego meczu jest bowiem całkiem realne.
Na koniec pozostaje dorzucić jeszcze dwa zdania o ostatnim ze wczorajszych spotkań – Sporting Lizbona zmierzył się na własnym terenie ze Steauą Bukareszt. Zawodnicy walczyli zawzięcie, niektórzy nawet za bardzo (Pintilli został ukarany drugą żółtą kartką w 80. minucie, a goście musieli dogrywać mecz w osłabieniu), lecz nie przyniosło to rezultatów w postaci bramek. Bezbramkowy remis każe stawiać w roli delikatnych faworytów mistrzów Rumunii.