W dzisiejszym „FREE KICK” zapowiedź meczu Everton – Manchester City.
Do końca sezonu 2013/2014 pozostało zaledwie dwie kolejki, a sprawa tytułu mistrzowskiego wciąż pozostaje nierozstrzygnięta. Premier League wciąż zaskakuje. Kiedy było już niemal pewne, kto zostanie nowym mistrzem Anglii, wyniki niektórych meczów skomplikowały sytuację w tabeli i odwlekły w czasie prezentację tryumfatora. Na dzień dzisiejszy wiadomo tylko tyle, że o mistrzostwo rywalizują aż trzy drużyny: Liverpool z dorobkiem 80 punktów, Chelsea z 78 oczkami na koncie oraz Manchester City mający jeden punkt mniej od „The Blues” i o jeden mecz do rozegrania więcej od pozostałych zespołów. W Lidze Angielskiej wahania jak na Wall Street. Chelsea cały sezon deklasuje kolejnych rywali, by ostatecznie przegrać z Sunderlandem (tym samym Sunderlandem, z którym sensacyjnie remisują „The Citizens”), Liverpool prezentujący piękny futbol daje się ograć podopiecznym Mourinho, Arsenal, który wszedł w sezon jak burza kilkakrotnie kompromituje się z czołówką ligi, a jakby tego było mało, sporo namieszał także Everton. Ten „cichy zabójca”, jak kilkakrotnie określiłam drużynę Roberto Martineza, również przeszedł wzloty i upadki, chwilami zachwycał, chwilami rozczarowywał. Zespół z Goodison Park 6. kwietnia z łatwością ograł Arsenal, by 10 dni później ponieść porażkę w meczu z Crystal Palace. Takich przykładów na angielskim podwórku piłkarskim jest mnóstwo. Aż chciałoby się rzec: To jest Premier League, tego nie rozumiesz.
Wszyscy fani Ligi Angielskiej doceniają rangę jutrzejszego spotkania pomiędzy Evertonem a Manchesterem City. Wynik meczu nie da nam bezpośredniej odpowiedzi, kto zostanie nowym mistrzem kraju, ale znacznie ją przybliży i ułatwi. Podopieczni Martineza wciąż mają szansę na awans do TOP4 premiowany grą w eliminacjach Ligi Mistrzów, a o tym, jak ważne jest to spotkanie dla „Obywateli” już wspominałam. Nie tylko te dwie drużyny odczują rezultat jutrzejszego meczu, wpłynie on także na sytuację innych zespołów. Krótko mówiąc: nie można przegapić tej rywalizacji. Zapowiada się ostra walka o punkty, dlatego wszyscy majówkowicze znad jeziora pozbawionego łączności ze światem niech czym prędzej wracają lub szukają telewizora, tudzież dobrego połączenia Wi-Fi. O chłodnym piwku nie przypominam, gdyż urlopowicze na pewno mają go aż nadto.
Moc sprawcza Evertonu jest ogromna. Drużyna Roberto Martineza nie tylko napsuła sporo krwi innym drużynom, ale też wygraną 2:0 doprowadziła do zwolnienia menedżera Manchesteru United Davida Moyesa, obrzuciwszy go wcześniej najbardziej wyszukanymi obelgami. „The Citizens” z Manuelem Pellegrinim na czele mają się czego obawiać. „The Toffees” są na swoim terenie bardzo trudnym do pokonania rywalem, szczególnie dobre statystyki mają oni właśnie w meczach z „Obywatelami”. Od 2008 roku Manchester City zdołał wygrać z Evertonem tylko raz – w kwietniu 2009 roku, przegrali za to aż czterokrotnie, także w zeszłym sezonie. Choć „The Toffees” mają spore wahania formy, stanowią trudną przeszkodę na drodze do mistrzostwa Anglii, bowiem nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie trafi się na ich „dobry dzień”. To, co powinno martwić szkoleniowca Evertonu, to na pewno szereg kontuzji w drużynie. Na Goodison Park jest istny szpital, niedyspozycyjni są Pienaar, Mirallas, Koné, Gibson, Oviedo, Traoré, ponadto w spotkaniu nie będzie mógł zagrać wypożyczony z Manchesteru City do Evertonu Gareth Barry. W kontrakcie znalazł się zapis o tym, że Anglik nie może wystąpić przeciwko „The Citizens”. Listę kontuzjowanych tworzą w większości kluczowi zawodnicy „The Toffees”, na szczęście Martinez wciąż ma do dyspozycji takich zawodników jak Lukaku, Naismith czy Baines. Podsumowując: aktualny Everton to już nie ta drużyna, która z łatwością pokonywała czołówkę Premier League, ale to wciąż zespół na miarę TOP4. „Obywatele” mają trudny orzech do zgryzienia.
Manchester City zmierza po czwarte w historii Mistrzostwo Anglii. Lepszy bilans bramkowy od Liverpoolu sprawia, że trzy wygrane w praktyce zapewnią „The Citizens” fotel lidera. Jeszcze tydzień temu „Obywatele” musieli liczyć na potknięcie „The Reds”, dziś sprawa mistrzostwa jest w ich rękach. A raczej nogach. W ostatniej kolejce BPL podopieczni Pellegriniego pokonali 0:2 Crystal Palace i to pomimo braku Davida Silvy oraz Jesusa Navasa. Widać, że ekipa z Etihad Stadium jest szalenie zmotywowana, niestety zgubić ich może ogromna presja, która na nich ciąży. Świadomość, że jedno spotkanie może pozbawić drużynę zwycięstwa w angielskiej wojnie domowej, może okazać się nazbyt destrukcyjna. Dodając do tego ich bilans w meczach wyjazdowych z Evertonem, przyszłość maluje się w ciemnych barwach. „The Toffees” niesieni głośnym dopingiem z trybun (a to na angielskich stadionach jest pewnikiem) mogą sprawić, że podopieczni Pellegriniego pożegnają się z czwartym tytułem na co najmniej rok. W jednym chilijski szkoleniowiec ma jednak ogromną przewagę nad Evertonem – w drużynie z Etihad Stadium kontuzjowany jest tylko jeden zawodnik – Nastasić. Dodatkowo do pełnej sprawności powrócił as Manchesteru Yaya Toure. Ten zawodnik ma za sobą naprawdę udany sezon, strzelił dla swojej drużyny aż 19 goli. Iworyjczyk potwierdził swoją wysoką formę zaliczając w ostatnim meczu wspaniały come back, Toure maczał palce w obydwu bramkach „Obywateli” – jedną zdobył sam, przy drugiej asystował. Niepewny jest występ Davida Silvy, jednak ten piłkarz ma sporo utalentowanych zmienników.
Zalet Manchesteru City jest niemal tyle, co wad, podobnie sprawa ma się z Evertonem. Trudno wytypować zwycięzcę jutrzejszego spotkania, skłaniałabym się jednak ku drużynie gości. Presja presją, ale nie mamy do czynienia z amatorami-nowicjuszami, tylko zawodnikami światowego formatu zmotywowanymi wizją prymatu w Anglii, a co za tym idzie ogromnymi pieniędzmi. Jeśli powyższymi argumentami nie przekonałam Was do tego, że naprawdę warto obejrzeć jutrzejsze spotkanie, mam coś jeszcze: do końca sezonu pozostało tylko dwie kolejki, po czym żegnamy się z Premier League na kilka długich miesięcy. Co prawda zostają nam jeszcze Mistrzostwa Świata, jednak to już nie to samo, fani angielskiej piłki zrozumieją, o czym mówię. Panie i Panowie, koniec angielskiej wojny domowej jest bliski, wkraczamy w czas kluczowych bitew i rozstrzygnięć, nie możecie tego przegapić! Kto jutro o 18:30 zasiądzie przed telewizorem? Palec pod budkę, bo za minutkę zamykam budkę…
EVERTON – MANCHESTER UNITED
sobota, 03.05.2014, godz. 18:30, Goodison Park
NIEOBECNI: Pienaar, Mirallas, Koné, Gibson, Oviedo, Traoré, Barry *** Nastasić
POPRZEDNI MECZ:
SKŁADY WG ZZP:
Howard, Coleman, Stones, Alcaraz, Baines, McCarthy, Osman, Deulofeu, Barkley, Naismith, Lukaku
Hart, Clichy, Demichelis, Kompany, Zabaleta, Nasri, Fernandinho, Toure, Milner, Dzeko, Aguero
TYP: 0:1
TRANSMISJA: Canal+Family 2 HD
POWIEDZIELI PRZED MECZEM:
Roberto Martinez (trener Evertonu): W relacjach Evertonu i Liverpoolu nigdy w historii nie brakowało ciekawych wydarzeń, a w sobotę zanosi się na kolejne. Pomaganie innym zespołom nie jest w naszym stylu. Staramy się grać dla siebie samych. To będzie dla nas ważny sprawdzian. Nie możemy sobie pozwolić na rozluźnienie. O niedyspozycji Barry’ego: W krajowych rozgrywkach powinny obowiązywać te same przepisy, które stosowane są w europejskich pucharach. Moim zdaniem, jeśli ktoś porozumiał się, że dany piłkarz ma odejść, to nie powinien narzucać już żadnych ograniczeń.
Fernandinho (pomocnik Manchesteru City): Znów mamy ogromną szansę na tytuł. Wszystko zależy od nas, nie musimy oglądać się na innych. To dało nam ogromną motywację, zupełnie zmieniło nasze nastawienie. Musimy wygrać najbliższy mecz, ale to nie będzie wcale proste. Gospodarze będą bardzo zdeterminowani i musimy być na to gotowi. Przyszły tydzień może być najlepszym w mojej karierze.
*źródło cytatów: BBC; źródło terminarza: sportowefakty.pl
/Sylwia Siry/