Widzew Łódź – polski odpowiednik „mes que un club”

Co jest najbardziej kojarzone z Barceloną? Jej barwy, Leo Messi, tiki taka… Podobnych rzeczy można wymieniać dziesiątki, jednak jest coś, co większości obiło się o uszy, czyli słynne motto „mes que un club” – więcej niż klub. Chwytliwy slogan, którym reklamuje siebie i swoja filozofię „Blaugrana”, można też przypisać innym klubom piłkarskim. I nie chodzi tu o sposób funkcjonowania, ale o coś, co szczególnie wyróżnia się na tle reszty. Idealnie pasuje tutaj polski, przez niektórych nieco zapomniany, klub ze wschodniej dzielnicy Łodzi.

Czterokrotny mistrz Polski, dwukrotny zdobywca Pucharu Intertoto, półfinalista Pucharu Europy, do niedawna ostatnia polska drużyna grająca w Lidze Mistrzów. Smolarek, Żmuda, Boniek, Młynarczyk, Citko, Szymkowiak… Widzew był wielki, miał wielkich piłkarzy, teraz niczym feniks próbuje powstać z popiołów i powalczyć chociaż o cień dawnej chwały. III liga to zdecydowanie progi niepasujące do tej nazwy, barw i historii, niestety los napisał inną historię. Historię, którą teraz w Łodzi chce się budować na nowo.

W „Czerwonej Armii” niedobrze działo się od dawna, jednak prawdziwa katastrofa przyszła w 2015 roku. Rok po spadku z Ekstraklasy i ledwo wywalczonej licencji na I ligę, klub spadł również z niej i ogłosił bankructwo. Widzew oficjalnie przestał istnieć. Jako nowy twór musiał zaczynać od nowa, zaczynając od IV ligi, czyli piątego poziomu rozgrywek. Jedynym światełkiem w tunelu był nowo powstający obiekt, którego budowę potwierdzono w 2014 roku, niedługo po wspomnianym spadku z najwyższego szczebla piłki w Polsce.

Właśnie nowym obiektem Widzew pokazał, w czym tkwi jego siła. Nie jest to genialne zarządzanie, ani wyjątkowe i innowacyjne podejście do czegokolwiek. Są to kibice, najlepsi kibice w kraju. Przed wiosenną rundą ubiegłych rozgrywek, kiedy otwierano obiekt nieprzypadkowo nazywany „Sercem Łodzi”, karnety sprzedawały się jak świeże bułeczki. Rozeszło się ich ponad 15300, czym pobito poprzedni rekord Polski należący od 2011 roku do Lecha Poznań. „Chwilowy boom”, „zabieg marketingowy”… Nawet jeśli by tak było – byłoby ewenementem na skalę światową.

Okazało się jednak inaczej, a z rundy na rundę jest coraz lepiej. Jesienią 2017 roku sprzedano 15903 karnety, bijąc wcześniejszy rekord, który również poprawiono po kolejnym pół roku. W minioną niedzielę potwierdzono, że pękła bariera 16 tysięcy. Niesamowite tym bardziej, że nie są to wejściówki kupione na pokaz i rzucone w kąt. Średnia frekwencja na meczach łódzkiego trzecioligowca wynosi… 16 tysięcy osób.

Niesamowite pośród tak wielkiej rzeczy fanów są również pojedyncze przypadki, które jeszcze lepiej pokazują w czym tkwi wielkość Widzewa. „Widzewski charakter” to kolejny slogan, ale ma się do rzeczywistości chyba bardziej, niż barcelońskie „mes que un club”. Widzewiakiem jest się od małego na całego, można by powiedzieć. Potwierdził to właśnie siedmioletni Tymek, który w wolnych chwilach główkuje jak pomóc swojemu ulubionemu klubowi.

Sam list został zapewne został przekazany do wykonania komuś bardziej kompetentnemu, jednak podpis to już autentyczne dzieło młodego Widzewiaka. Przez limity dla graczy spoza UE (w III lidze może przebywać na murawie jeden taki zawodnik) prośba będzie trudna do zrealizowania, ale nie można nie docenić starań. Z niecierpliwością czekamy w jaki sposób łódzki Widzew odwdzięczy się Tymkowi za jego pomysł, ale na pewno najlepszym prezentem będzie po prostu dobra gra i wyniki. Do II ligi awansuje tylko jedna drużyna, a łodzianie tracą do liderującego Sokoła Aleksandrów Łódzki dwa oczka. Na początek wiosennych zmagań 10 marca RTS w „Sercu Łodzi” podejmie szóstą Victorię Sulejówek.

Totolotek: Zarejestruj się i graj bez podatku! – KLIKNIJ W LINK I ODBIERZ BONUS!

Komentarze

komentarzy